Od początku większy basior, wkrótce dowiedziała się o jego imieniu- Ymir, wydawał się zirytowany moją obecnością, dawał to co jakiś czas do zrozumienia. Może po prostu nie lubi nowych członków? Albo to grubsza sprawa. Nie byłam pewna. Uwagę głównie skupiłam na tym mniejszym, jak się okazało, był to Oleander, alfa tejże watahy. Podczas spaceru przywódca opowiadał z zapałem o całokształcie watahy, sporo informacji i ciekawostek o samych terenach. Jego towarzysz co jakiś czas teatralnie wzdychał rzucając mi niezbyt uprzejme spojrzenia. Ignorowałam je, utrzymując pozytywne nastawienie i sporadycznie zadając jakieś pytania na obecnie poruszany temat rozmowy. Po może godzinie z ogonkiem dotarliśmy pod część mieszkalną i wówczas rzuciło mi się w oczy to, co podejrzewałam wcześniej- nie było zbyt dużo wilków. Było to zastanawiające, ponieważ alfa był sympatyczny a tereny zadowalające. Może po prostu to był taki wyciszony okres w istnieniu watahy? Trzymałam się tego zdania do momentu, gdy basior zapytał się o mnie.
-Skąd pochodzisz?
-Jakby to powiedzieć- zastanowiłam się.- Wyobraź sobie watahę ze średnią ilością członków.
-No mam.
-To teraz dodaj sobie do tego, że 80% wszystkich to rodzina, reszta to para alfa i samiec beta. Taka była moja rodzinna wataha.
-Ciekawe- przyznał.- Jesteś od alf albo bety?
-Nie, tylko od rodziny- roześmiałam się.- Stwierdziliśmy, że to trochę trudne gdybyśmy dalej trzymali się razem, więc najmłodsza, czyli moja generacja rozeszła się szukając nowego domu.
-I ty trafiłaś tu- dokończył za mnie.- Dobra, a masz jakieś moce?
-Żyje głównie na uzdrawianiu i stwarzaniu pułapek.
-To mogłabyś być naszym medykiem- ożywił się. Kiwnęłam głową na znak zgody. W tym czasie Ymir parsknął. Biały zaprowadził mnie pod średnią jaskinię.- Może nie jest imponująca ale liczyłem, że pasowałaby pod lecznicę. W środku jest mniejsze pomieszczenie, gdzie mogłabyś spać to nie będzie problemu przy dalszych zajmowanych jaskiniach.
-Mi pasuje- stwierdziłam zaglądając do środka.
-To świetnie- odetchnął z ulgą.- Możesz sobie ją urządzić jak chcesz. Ja na razie muszę iść z kolegą- wskazał głową na towarzysza.- Później wpadnę.
-Nie ma sprawy. Do później- pomachałam na pożegnanie i już ich nie było. Weszłam do nowego lokum i już powoli w myślach robiłam sobie spis rzeczy, które mogę tu dać jako takie legowiska. Na tyłach rzeczywiście była mniejsza komora, tak by spokojnie zamieszkać. Jak ulał. Po szybkim sprzątnięciu paru śmieci, wybiegłam z jaskini i mając na uwadze wycieczkę, skierowałam się do lasu po spore ilości mchu. Dla siebie wzięłam niezbyt gruby i duży ale był idealny do potrzeb. Żeby było z głowy, ten kawałek wzięłam jako pierwszy i pognałam z powrotem do siebie, by po odłożeniu pobiec znowu po kolejne kawałki. Sporo grubszych w dobrym stanie i dużych zebrałam w dość krótkim czasie, pozostała kwestia ich transportowania do siebie. Niestety, ważyły w grupie całkiem dużo a ponieważ natura nie podarowała mi siły, był problem. Spróbowałam je pociągnąć ale przesunęłam je tylko o parę metrów, nie dalej. Już liczyłam w duchu ile zajmie mi przenoszenie po kawałku, kiedy usłyszałam rozbawiony głos na boku.
-Może pomogę?- Nie zauważyłam wesołego śmieszka na skale kawałek dalej. Widać musiał widzieć moją walkę z tym mchem.- Miło widzieć nową twarz, widziałem oprowadzanie.
-Dołączyłam jakąś godzinę temu- uśmiechnęłam się widząc jak on podchodzi.- Astelle.
-Jaskier. To mogę pomóc?
-Jeśli nie jesteś zajęty i masz chęć, to byłabym wdzięczna.
Wówczas basior bezproblemowo zaczął ciągnąć sprawnym krokiem mech, odjęło mi to mowę ale dzielnie dreptałam z nim krok w krok.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz