Leżałem na zielonej trawie, słońce padało na mój pysk i ogrzewało skierowany w jego stronę tors. Ponownie obudziłem się w miejscu, które pamiętam bardzo dobrze z każdego snu w jaki samoistnie wpadam.
- Nie masz już tego dość, Magnusie? – spytała Karou odwracając głowę w
moją stronę i patrząc na mnie tym samym zatroskanym wzrokiem co zawsze.
Uśmiechnąłem się do niej szczerze.
- Jak mogę mieć tego dość? – spytałem nie oczekując odpowiedzi. – Ty i
Tiska jesteście jedynymi waderami, które są ważne w moim życiu. – powiedziałem
wiedząc, że to co mówię jest w pełni szczere.
- A Kara? Nasza córka nie jest dla Ciebie ważna?
- Kara jest już dorosła… Teraz to Szkło ją chroni, nie jestem już jej
potrzebny, ani jako brat, ani jako ojciec. – westchnąłem melancholijnie.
Czekałem, aż z pomiędzy drzew wyjdzie w naszą stronę Tiska. Tak jak za każdym
razem miało to miejsce.
- Nie możesz tracić życia na spaniu, tylko po to by się z nami
zobaczyć. Musisz żyć dalej.
- To, że obie mnie zostawiłyście nigdy nie było moją decyzją. –
odpowiedziałem z irytacją w głosie. – Tobie już wybaczyłem to także nie była
twoja wina, ale Tiska... Właśnie gdzie ona jest? – spytałem widząc, że nic się
tutaj już nie zgadzało.
- Wróć do świata żywych, to będziesz mieć szanse na wybaczenie jej. –
powiedziała Karou i uśmiechnęła się do mnie z dumą.
- Nie zgrywaj się. Tiska zniknęła prawie dwa lata temu. Po co miałaby
teraz wracać? – chmury i koniuszki drzew przestały być ostre. Wiedziałem co to
oznaczało, ale nie chciałem jeszcze się budzić.
- Żegnaj, Magnus. – szepnęła mi do ucha Kara, a ja aż się wzdrygnąłem.
– Mam nadzieję, że już nigdy więcej się nie zobaczymy…
Jej pysk rozmył się w nicości.
---
- Magnus! – usłyszałem, gdy moja
świadomość wróciła do świata rzeczywistego. Jęknąłem chcąc wrócić do krainy
snów, wrócić do Kary i Tiski. – Stary!
Wstawaj!
- Odejdź, Szkło… – zwinąłem się w
kłębek, mając nadzieję, że sobie pójdzie.
- Tiska wróciła! – podniosłem momentalnie
łeb i zaspanymi wciąż oczami spojrzałem na niego z niedowierzaniem wypisanym na
pysku. Szkło nie wyglądał jakby żartował, właściwie w jego wzroku mogłem
zobaczyć odbicie swoich uczuć. Szwagier, a właściwie zięć wyszedł z mojej
jaskini dając mi do zrozumienia, żeby poszedł za nim.
- Jeśli to jakiś głupi żart to
naprawdę dzisiaj kogoś ukatrupię. – wyszeptałem pod nosem otrzepując się z
resztek snu i wychodząc w mroźny styczniowy poranek. Nie byłem mocno zdziwiony
gdy stanęliśmy przed jaskinią medyczną.
- Nie wiem wiele. Kara usłyszała
od Ciri, że wadera podobna do ciotki pałętała się na obrzeżach watahy i poszła
w kierunku jaskini medycznej. Kara jest już w środku, ale uważaj, nadal panuje
ta okropna ospa, nie zbliżaj się do innych pacjentów. – kiwnąłem mu głową i
wszedłem do środka. Jaskinia wyglądała zupełnie inaczej niż ostatnim razem jak
tutaj byłem. W środku panował niezwykły porządek. Zarażeni pacjenci byli
oddzieleni od innych z pomocą zielonych, kwiecistych ścian. Wokół nich krzątała
się Flora, a gdy ta zobaczyła mnie i Szkła od razu do nas podeszła.
- Jest tam – wskazała jeden z
kątów najdalej położony od zarażonych ospą. – Kara jej pilnuje, nie wiem w
jakim jest stanie, więc wolę do niej nie podchodzić po kontakcie z innymi.
- A gdzie Etain? – spytał Szkło.
- Właściwie to… kazała mi przejąć
jej stanowisko. Jakbyś mógł przekazać to Agrestowi, ja nie……
Więcej już nie słyszałem.
Podszedłem do Kary, a ta jak tylko mnie zobaczyła, odsunęła się od leżącej
przed nią wadery. Położyłem się obok nieprzytomnej byłej ukochanej nie do końca wiedząc co
myśleć.
- W co ty pogrywasz, Tiska? –
spytałem kładąc łapę na jej łapie i czując wracające uczucia.
<Tiska?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz