piątek, 22 stycznia 2021

Od Pakiego CD. Yira - "Projekt Różowego Słońca" cz.22

Ciemność potrafi skutecznie zasłonić oczy w najmniej odpowiednim momencie, kiedy nasza zależność od wzroku ma stawkę życia. Wściekłość oślepia zarówno serce i umysł, nie pozwala się zastanowić, a zamiast tego każe pędzić do przodu niczym rozszalały rumak. Gdy ten mrok staje się zbyt potężny, żadne argumenty nie są w stanie się przebić, pozostają jedynie wbite niczym strzały w nieistniejącą zbroję, niegroźne, jednak wciąż obecne. Być może w momencie uderzenia nie istnieją dla osoby schowane za pancerzem, jednakże gdy tylko owa osoba opuści barykady, zauważy metalowe groty opadające na ziemię z niemiłym dla uszu brzdękiem. Dotrze do niej, jak usilnie próbowano się dostać do jej wnętrza, jak trudna i niebezpieczna była ta walka. Ale najczęściej będzie już za późno. Własne strzały zostały rzucone, rany zadane, nic z tego nie będzie można cofnąć. No bo czy da się zbitej wazie przywrócić jej dawną świetność? Oczywiście, że nie. Zawsze czegoś ubędzie, a właściciel wazy dopiero teraz zorientuje się, jak bardzo mu brak tego codziennego przedmiotu, jaki nieświadomie mijał codziennie, ledwo zwracając na niego uwagę. Bo to przecież było pewne, że ta waza będzie tu stać zawsze, nienaruszona, zdobiąca cały pokój.

Groty strzał, które widać dopiero, gdy ciemność odsłoni wreszcie wizję. Słowa rzucone w gniewie, dopiero teraz docierające do świadomości, uderzające ze zdwojoną siłą, dopominając się uwagi. Zrozumienia. Dlaczego wcześniej nas nie zauważyłeś, pytały. Przecież świeciłyśmy jasno jak słońce. Uderzałyśmy gradem. Nasz właściciel wyraził się jasno, wykorzystał nas, by odpowiedzieć na twoje pytanie. Dlaczego nas zignorowałeś?

Nie mam pojęcia. Wyraźnie byłem ślepy, ogłupiały. Nie rozumiałem, co do mnie mówiono. A teraz już nigdy nie zobaczę tych cudownych, tęczowych oczu ponownie.

Rudy niczym świeżo potarta marchew basior podniósł się wreszcie z miejsca, w którym leżał zdecydowanie zbyt długo. Wiedział to przede wszystkim po strzelających stawach, jednak kilka innych nieprzyjemności, jakie odczuwał, również o tym świadczyły. Tylko co innego mógł robić w niemal całkowitej ciemności, do jakiej trafił za sprawą Zuvy? Nawet, gdy próbował coś osiągnąć, gdzieś dojść, coś wyczuć lub usłyszeć, nie działo się zupełnie nic. Był sam w miejscu, gdzie podłoże przypominało w dotyku marmurową płytę, echo odbijało się kilkakrotnie mocniej niż w ogromnej, pustej hali, a powietrze zdawało się być bardziej martwe od przestrzeni kosmicznej. Pandemonium. Podświadomość podpowiadała mu, że tak właśnie nazywa się to miejsce. Dlaczego było tu tak mroczno, skoro mieszkały tu demony i sam ich król? Nie umiał stwierdzić. Nie chciał wiedzieć. Miał tylko pewność, że zaleganie tu jak stara zabawka rzucona w kąt dało mu czas do rozmyślania nad jego kłótnią z Yirem.

Im więcej się zastanawiał, tym mniej wątpliwości dręczyło jego ściśnięte serce. Dopiero zrozumiał, co wykrzyknął w złości, kierowany emocjami atramentowy basior. Ta świadomość gryzła jego sumienie niczym wściekły pies, równie boleśnie i nieprzerwanie. Nie mógł się wyrwać, choć tak bardzo mu zależało. Mógł jedynie krwawić, ze środka, czyli tam, gdzie bolało najbardziej.

"Przynajmniej łatwiej by mi było powiedzieć, że cię kocham i że nie mogę bez ciebie żyć!" Czy on sam wiedział, co mówi? Czy tak samo jak Paketenshika był zaślepiony gniewem, nie pojmując własnych słów. Ich sens do nich wtedy nie dotarł. Do żadnego z nich. Teraz dopiero wychowanek lisów pojął, ile stracił przez tą głupią nieco ostrzejszą wymianę zdań. Przecież nie musiało się to tak kończyć. Mogli się pogodzić. Może Zuvę też wypadałoby tu nieco winić, ale głównymi zbrodniarzami, odsiadującymi swoją karę, były tylko i wyłącznie dwa basiory.

Narastająca wewnątrz rozpacz rozpierała klatkę piersiową, wyciskając najlepiej uchowane dotychczas łzy. Myśl, że to już koniec, że już nigdy to, co uszkodzone, nie zostanie naprawione, ciążyła niczym głaz podpięty do nogi. Nie dawała się ruszyć. Unieruchomiła zupełnie, i kto wie, czy może nie na zawsze.

Mógł się pocieszać, że przynajmniej dane mu było zobaczyć te cudowne, wielobarwne oczy. Jednak jakież to było pocieszenie, jeżeli wiedział, że ponownie już nie dostanie tej szansy? Żadne. Żadne...

Teraz, kiedy wiedział, zrozumiał, co się stało, w jego sercu pozostało tylko jedno pragnienie. Nie chciał zobaczyć Yira ponownie, oj nie, dobrze wiedział, że równało się to z niemożliwością. Nie było sensu dawać sobie sztucznej nadziei, wbijać sobie zatruty cierń we wrażliwe miejsca. Pragnienie polegało na czymś zupełnie innym. W tej ciemności, w otaczającym zewsząt mroku, pozostawał wciąż ledwo widoczny promyczek. Myuu.2 go tu wsadził na pewną śmierć, bo tylko to czekało w Pandemonium, jednak być może, jakimś malutkim szczęśliwym trafem różowy kot sprawdza w jakiś sposób, chociażby nasłuchuje, co dzieje się z rudym wilkiem. Może usłyszy pieśń rudzielca. Może przekaże ją dalej, do uszu, do których pierwotnie jest skierowana.

Dlaczego miałby nie spróbować? I tak jest zupełnie sam. Opuszczony, zdradzony przez osobę, której zdążył zaufać. Jeśli miał umrzeć, równie dobrze mógł umrzeć z bliską sobie piosenką na ustach, dedykowaną ukochanemu wilkowi.


You're like summer in the shade
Like a simple in the need
And I love the taste
Oh, I love the taste

You're the only song would seem
Like a lullaby of spring
In the morning rain
In the morning rain

I'm gonna give you all my love
Wildflower~
Give you every minute of
Every hour~

Dancing, the wind
You'll hear it whispering
I'm gonna give you all my love
Wildflower~


Basior miał wrażenie, że gdzieś wśród tych pustych ścian rozbrzmiewa stłumione echo kroków. To niemożliwe. Musiało mu się zdawać. Śpiewał dalej.


You're a river running free
Always where you're meant to be
And I'll go your way
Yeah, I'll go your way

Through you heart and open mind
Color just outside the lines
It's the way you make
Darling- don't you change

I'm gonna give you all my love
Wildflower~
Give you every minute of
Every hour~

Dancing, the wind
You'll hear it whispering
I'm gonna give you all my love
Wildflower~


Czyżby kroki były bliżej?


Wildflower~


Zdawały się być bliżej...


Wildflower~


Jakby tuż za ścianą?


Wildflower~

I'm gonna give, I'm gonna give
All my love
I'm gonna give, I'm gonna give
All my love

I'm gonna give you all my love
Wildflower~
Give you every minute of
Every hour~

Dancing, the wind
You'll hear it whispering
I'm gonna give you all my love
Wildflower~

Wildflower~

Wild-


Drzwi otworzyły się z głośnym trzaskiem, popchnięte z niezwykłą siłą.

<Yir?>

PS. Piosenka to "Wildflower" od Boyhood, całkiem przyjemna, polecam, Matylda Gesald

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz