wtorek, 19 stycznia 2021

Od Simone

-Czy można od tak uciec od problemów, które nas otaczają? - spytałam samą siebie na głos spoglądając na tereny watahy, do której właśnie przybyłam. 

Patrzyłam na piękną krainę, którą miałam przed sobą, byłam ciekawa kto w niej mieszka i czy mnie przyjmą. Po kilku miesiącach tułaczki czułam, że potrzebuję w końcu osiąść na skale i mieć choć chwilę względne poczucie ,,domu i przynależności''. Z góry patrzyłam jak pięknie drzewa falują, jednocześnie zrzucając z wysokich koron śnieg. Widziałam jak z mojego pyska unosi się para z każdym wydechem, niczym dym ogniska ukazujący duchy przodków. Po mojej skórze przebiegł dreszcz, który stworzył zimny wiatr lecący w moją stronę. Mimo zimowego futra, ujemne temperatury zdecydowanie dają o sobie znać. 

-Chyba pora się ruszyć w głąb watahy..-Stwierdziłam kolejny raz wzdrygając się z zimna. 
Wstałam i ruszyłam wzdłuż ścieżki prowadzącej do dalszych rejonów watahy, idąc spokojnie nadleciał nade mną wielki, czarny kruk. Przeleciał mi prosto nad głową czego się nie spodziewałam i chcąc uniknąć zderzenia z nim, ugięłam przednie łapy na oblodzonej drodze. Poczułam jak łapy rozjeżdżają mi się bezwiednie. Próbując złapać równowagę, upadłam ostatecznie na pysk i zjechałam w dół wpadając do wąwozu pełnego śniegu. 
-Pomocy! - Zawyłam, czując jak jedna z przednich łap pulsuje boleśnie. 

<Ktoś?> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz