– Śnieg, śnieg, pada śnieg, zasypał nam drogi... – Atramentowy basior nucił sobie pod nosem losowe melodie, przeskakując niczym mroczna sarna przez całkiem wysokie białe zaspy.
Wydostał się z domu na krótki spacer, jednakże owy spacer dość szybko przerodził się w usilne dostanie się w miejsca, gdzie tak naprawdę wcale nie musiał iść, tylko po prostu chciał sprawdzić swoje umiejętności. Małe ich poćwiczenie jeszcze nikomu nie zaszkodziło, a czymże jest najlepszy trening, jak nie wykorzystanie swojej siły w przebijaniu się przez gruby, puszysty śnieg, jaki zdążył nasypać w ciągu nocy?
Kolejna naturalna śnieżka spadła na jego głowę, niemal go ogłuszając. Spojrzał do góry. Gałęzie drzew uginały się niebezpiecznie nisko pod warstwą zimnego puchu i w każdym momencie groziły zrzuceniem lodowatej bomby na wilka. Pewnie przebywanie w lesie w taką pogodę nie było najlepszym pomysłem, ale cóż mógł zrobić ten samotny basior, opuszczony przez wszystkich dookoła? Musiał sam sobie radzić w zimnym i nieprzyjaznym świecie!
Yir uśmiechnął się do siebie. Paki by go pewnie ukatrupił, gdyby coś mu się stało albo gdyby usłyszał te idiotyzmy wymawiane tylko w głowie wilka. Poniekąd z pragnienia przygody, a poniekąd z chęci uniknięcia dłuuuugiej lektury, pomocnik medyka udał się gdziekolwiek poza las, gdzie mógłby dalej męczyć się ze śniegiem.
<1/7>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz