Wspominam
Ciebie stojącą cicho w deszczu
Gdy podbiegłem do twojego serca, aby być blisko
I pocałowaliśmy się, gdy spadło niebo
Trzymałem Cię blisko
Jak zawsze trzymałem się blisko twojego strachu
Mój głos unosił się pomiędzy nami,
wypełniając uczucie pustki i beznadziejności. Tyle słów było do wypowiedzenia,
tyle żali… tyle przykrych i łamiących słów. Żadne z nich nie zdołałoby przejść
mi przez gardło ani myśli. Z chwilą gdy ją ujrzałem nic innego nie miało już
znaczenia. Wróciła. Może nie do mnie, może nie dla mnie. Żyła i wróciła, a ja
musiałem zrobić wszystko by jej życie nadal się tliło. Tiska była cały czas nieprzytomna.
Postanowiłem nie liczyć tych momentów, w których je ciało wyrywało się nagle ze
śpiączki po to, żeby po chwili ponownie w nią zapaść. Znalazłem więc inne
rozwiązanie by ukoić jej ból i dać spokój jej wyraźnie splątanej i osłabionej
duszy.
Wspominam
Biegniesz lekko przez noc
Byłaś większa i jaśniejsza i szersza niż śnieg
Krzyczałaś żebym uwierzył
Krzyczałaś do nieba
aż w końcu znalazłaś cała swoją odwagę
żeby to wszystko zostawić
Śpiewałem nasze wspomnienia,
które przez te lata zlały się w jedną wielką niewiadomą. Nie wiedziałem już co
było snem, co było rzeczywistością. Czy kiedykolwiek się pocałowaliśmy? Czy
widziałem to niczym niezmącone szczęście w jej oczach, gdy na mnie patrzyła?
Czy jej śmiech był prawdziwy, czy tylko zmyślony? Czy kiedykolwiek powiedziałem
jej ile dla mnie znaczy? W moich snach robiłem to tysiące razy, nawet po tym
jak zniknęła i złamała moje serce na milion kawałków, które swoją drogą dopiero
co zostało poskładane… Nie powinienem jej ufać. Ledwo naprawiłem swoje
popaprane uczucia, by odpuścić, by zapomnieć i cieszyć się z tego co mam. Nawet
jeśli miałbym już nigdy nikogo nie pokochać i nie móc otworzyć się na kogoś
nowego. Jednak wróciła. Jest tutaj – poobijana, niedożywiona, przemarznięta aż do
kości – ale jest przy mnie cała.
Wspominam
Wpadłaś w moje ramiona
Płacząca nad śmiercią swojego serca
Byłaś kamienno biała
Bardzo delikatna
Zagubiona w zimnie
Byłaś zawsze tak bardzo zgubiona w mroku *
Pamiętam – tak, to chyba
wydarzyło się naprawdę – jak mocno przeżyła eksperymenty i Karę, która była na
skraju śmierci. Sam nie byłem w stanie wtedy przy niej być. Nie potrafiłem jej
pomóc, nie potrafiłem pomóc sobie. W końcu moja… Moja córka, jedyna istota
przypominająca moje dawne życie umierała. Jednak Tiska zdawała się wrócić do
normalności. Zdawało się, że poradziła sobie z bólem sama. Może byłem zbyt
zaślepiony, zbyt nieuważny. Może kochałem ją za mało by dostrzec, że coś jest
nie tak. Wtedy nadal przeżywałem inną, starą tragedie i zastanawiałem się czy
jestem gotowy na ponowne oddanie komuś serca. Oszukiwałem się, że jeszcze tego nie zrobiłem
i że miałem nad tym kontrole. Teraz już nie czułem tamtego bólu, bólu z
młodości. Zastąpiła go nowa tragedia i nowy mocniejszy ból. Tiska odeszła, bez
słowa i bez ostrzeżenia. Kara przeżyła, ułożyła sobie życie. A ja zostałem…
opuszczony, niepotrzebny.
I złamany.
---
- Rób dalej to co robisz. –
powiedziała Flora patrząc na zmniejszające się obrzęki Tiski. Moje wniknięcie
do jej umysłu za pierwszy razem było naturalne. Zupełnie jakby mnie zapraszała,
czułem jej wyrzuty sumienia, słyszałem jej przeprosiny. Później wracałem po
więcej. By znów usłyszeć jej głos, by ona usłyszała mój. By ukoić jej ból a
później swój własny.
Jak się później okazało,
faktycznie przynosiłem Tisce ulgę. Może nie zabierałem całego bólu, ale na
pewno jego część.
- Od teraz śpisz tutaj i dajesz
jej tyle ulgi ile jesteś w stanie. – zakomunikowała mi Flora z mocą, o którą
bym jej nie posądzał. Spojrzałem na nieprzytomną waderę i po raz kolejny utonąłem
w jej umyśle.
---
- Co ty właściwie robisz, jak do
niej odpływasz? – spytała mnie Kara kolejnego dnia mojego czuwania. Nie do końca
chciałem jej wszystko mówić, ale czułem, że jeśli jej nic nie powiem to nie da
mi już spokoju.
- Rozmawiamy. – miałem nadzieję,
że taka zdawkowa odpowiedź jej wystarczy. Nie było jednak mi dane się tego
dowiedzieć, bo podeszła do nas Flora, która od razu przeszła do czynów.
- Dobrze, zerwij połączenie, chce
zobaczyć stan opuchlizny. – jej rzeczowy ton nie pasował kompletnie do jej
standardowego stylu bycia. Nie wiedziałem, czy to status medyczki na nią tak wpłynął,
czy zawsze potrafiła tak systematycznie pracować. Natychmiast zrobiłem co
kazała i patrzyłem na po raz kolejny puchnące ciało Tiski. Flora zamknęła oczy
i przyłożyła łapy do opuchlizny.
- To jest… - zaczęła i
zmarszczyła czoło. – Zaraz zaraz. – przesunęła łapy z pachwiny Tiski na jej
brzuch. Jej oczy pozostawały zamknięte a mimika na twarzy pozostawała w
widocznym zastanowieniu. W pewnej chwili otworzyła szeroko oczy a z jej pyska
wydobyły się cztery słowa, które pogrzebały mnie żywcem w miejscu w którym
leżałem.
- Ona jest w ciąży.
<Tiska?> * Kto zgadnie co
to za piosenka? :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz