- Ej, ty, Admirał - jeden ze strażników siedzących pod moją jaskinią zajrzał do środka - ktoś cię woła z jaskini medycznej.
- Z jaskini med... - siedziałem przy swoim głazie, ze znudzeniem opierając policzek na łapie. Gdy tylko dotarł do mnie sens zasłyszanych słów, szerzej otworzyłem oczy.
Ach, prawda. Ciri. Miałem ją odwiedzić już poprzedniego dnia. I kompletnie zapomniałem.
Czy zresztą miałem teraz coś lepszego do roboty? No, nie. Oprócz udawania, że myślę nad nowymi rozwiązaniami, zupełnie nie.
Czy zresztą miałem teraz coś lepszego do roboty? No, nie. Oprócz udawania, że myślę nad nowymi rozwiązaniami, zupełnie nie.
- Hej, Ciri... - mruknąłem beznamiętnie, wchodząc do pomieszczenia, z którego już na odległość czuć było nieszczęście i chorobę.
- O, Admirał - powitanie spotkało się z równie mało entuzjastyczną odpowiedzią. Pokiwałem głową, bez kolejnych słów podchodząc do leżącej na sienniku wadery i obrzucając jej ciało skupionym spojrzeniem. Mimo, że ran nie było już widać, dziewczyna wyglądała dosyć słabo, co nie uszło mojej uwadze.
- W końcu jesteś, mamy krwotok wewnętrzny - Flora pojawiła się nagle nie wiadomo skąd, krzątając się to przy chorej, to przy jakichś innych pacjentach, którzy byli zbyt nieważni, by zatrzymać na sobie mój wzrok.
- Oj - powstrzymałem się przed ziewnięciem i usiadłem na ziemi.
- Potrzebujemy twojej pomocy - dodała dobitniej, co ukłuło mnie gdzieś w głębi duszy.
- W porządku, oczywiście - odparłem krótko.
- Zaczynajmy - zanim się obejrzałem, prędko położyła obok nas jakieś narzędzia i usiadła nad pacjentką - jest tylko problem ze znieczuleniem... żeby zadziałało, musiałabyś wypić dużo...
- Nie trzeba - przerwała jej Ciri - dam radę bez znieczulenia.
Na moment kilka kropel śliny utknęło mi w gardle.
- Jesteś pewna? - Flora popatrzyła na nią połowicznie z zatroskaniem, połowicznie z wyraźnym niepokojem. Znaczące kiwnięcie głową jednak wystarczyło, by zabrała się do pracy.
Przez cały czas siedziałem obok, w zasadzie niewiele pomagając. Czasem wskazywałem miejsce, w którym według mnie najlepiej było zrobić nacięcie. Ale głównie obserwowałem. Przyglądałem się, jak Ciri, leżąca w bezruchu trochę na grzbiecie, trochę na boku, co chwila zerka na spore rozcięcie swojej własnej skóry. Nie byłem pewien, co powinienem wyczytać z jej pyska. Pomimo przebiegających po nim niekiedy, praktycznie niezauważalnych grymasów, wydawał się zupełnie zrelaksowany. Jakby nie przeszkadzał jej niewątpliwie silny ból. Jakby wcale go nie czuła.
A im dłużej patrzyłem, tym więcej momentów, które razem spędziliśmy, powracało do mnie jak dobre sny. Dobre, bo, z czego zdałem sobie sprawę chyba dopiero teraz, Ciri była jedną spośród bardzo niewielu osób (konkretnie trzech), przy których nie czułem się tak źle, jak przy całej reszcie. Tymczasem nawet własna matka nie potrafiła napełnić mojego serca spokojem.
Wreszcie operacja dobiegła końca. Flora zapowiedziała jeszcze, że jeśli nie wystąpią żadne komplikacje, Ciri niedługo będzie mogła opuścić jaskinię medyczną.
Słowa te niespodziewanie podniosły mnie na duchu. Do tego stopnia, że poruszając się na swoim miejscu, wykrzywiłem pysk w jakiegoś rodzaju lekkim uśmiechu,
- Muszę iść - powiedziałem, wstając i za reakcję otrzymując nieco powolne pokiwanie głową, machnąłem ogonem i skierowałem się do wyjścia.
Czekało mnie jeszcze wspólne polowanie z poznanymi poprzedniego dnia Skoartem i Klabem.
Tak jak się spodziewałem, czekali na mnie tuż przy granicy.
- Admirał, gdzie ty się podziewałeś! - zawołał pierwszy, machając do mnie swoją chudą łapą.
- A może u dziewczyny? - odparłem szyderczo, na co wilk ze zdziwieniem otworzył pysk i kiwnął głową, burcząc jakieś usprawiedliwienie dla swojego ponaglania.
- Dobra, wszystko jedno. Ładna? - zaśmiał się wyższy basior.
- Ładniejsza niż wy obaj. To co, dzisiaj znowu zające. A przy kolacji opowiem wam o swoim planie.
< Ciri? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz