Tamten dzień wspominam jako naprawdę wolny, w każdym możliwym tego słowa znaczeniu.
"Jak gdybym miał cokolwiek lepszego do roboty..." - westchnąłem w myślach sam do siebie.
- Wodospad - rzuciłem w przestrzeń - mamy nawet dwa. Ale jeden daleko na zachód, a drugi w przeciwną stronę od mojej jaskini... - zawahałem się, szybko analizując możliwe do osiągnięcia przez dany kierunek korzyści.
"Ach, Agrest, Agrest, śmiejesz się z kombinatorstwa swojego przyjaciela, a sam właśnie utrudniasz sobie życie" - przyszło mi na myśl - "a gdyby za jednym zamachem załatwić obchód terenów i oprowadzankę? Świetny plan, Agrest, ty szczwany lisie".
- A zresztą chodźmy - mruknąłem, skinąwszy głową. Obrałem kierunek na północny zachód, w stronę Różanego Wodospadu, który mimo wszystko położony był bliżej mojej chałupinki.
Ruszyłem równym tempem, wśród swojej, tamtego dnia obecnej, atmosfery wypełnionej samozadowoleniem, zostawiając kawałek pustej przestrzeni, w którą wcisnąć się mogła towarzyszka. Stopniowo jednak pogrążałem się we własnych rozmyślaniach, przestając dbać o to, by cokolwiek pokazać, czy cokolwiek wytłumaczyć. Minęło kilkanaście minut naszej drogi, zanim zorientowałem się, że przez ten czas nie wypowiedzieliśmy ani słowa.
- No, to po prawej masz dróżkę, która biegnie sobie wesoło przez całe nasze tereny, od południa na północ i od miejsca, w którym jesteśmy, jeszcze przez kawałek lasu, a dalej zakręca trochę na lewo i kończy na łące która przez rzekę graniczy z ludzką wsią. Nie polecam się tam wybierać, im mniej z nimi kontaktu, tym lepiej - mruknąłem, bardziej sam do siebie, niż do Simone, która chyba jednak przez cały czas, może z braku bardziej apetycznych, soczystych alternatyw, nadal słuchała moich suchych jak sucharki słów. Chyba nawet kilkukrotnie z zaangażowaniem pokiwała głową.
- No, to po prawej masz dróżkę, która biegnie sobie wesoło przez całe nasze tereny, od południa na północ i od miejsca, w którym jesteśmy, jeszcze przez kawałek lasu, a dalej zakręca trochę na lewo i kończy na łące która przez rzekę graniczy z ludzką wsią. Nie polecam się tam wybierać, im mniej z nimi kontaktu, tym lepiej - mruknąłem, bardziej sam do siebie, niż do Simone, która chyba jednak przez cały czas, może z braku bardziej apetycznych, soczystych alternatyw, nadal słuchała moich suchych jak sucharki słów. Chyba nawet kilkukrotnie z zaangażowaniem pokiwała głową.
- A tam masz las - szybko uniosłem łapę, ciut obcesowo wskazując na lewo tuż przed nosem wadery. Wykonała krótkiego zeza na moją kończynę, po czym podążyła wzrokiem za danym przez nią, delikatnym sygnałem - piękny prawda? Taki, no. Zwyczajny - nieznacznie przechyliłem głowę.
- Tak, bez wątpienia - odpowiedział mi naszpikowany zupełnie nieczytelnymi emocjami głos.
- A więc najważniejsze już widziałaś - przystanąłem, przez moment podtapiając się w satysfakcji z wykonanego zadania i przypominając sobie, co właściwie miało być dokładniejszym celem naszej trasy. Ach tak, Różany Wodospad. Szkoda tylko, że zupełnie nieróżany o tej porze roku.
- A więc najważniejsze już widziałaś - przystanąłem, przez moment podtapiając się w satysfakcji z wykonanego zadania i przypominając sobie, co właściwie miało być dokładniejszym celem naszej trasy. Ach tak, Różany Wodospad. Szkoda tylko, że zupełnie nieróżany o tej porze roku.
< Simone? Przepraszam, że długo czekałaś, ledwo ogarniam aktualne wątki, więc jeśli zależy Ci na w miarę sprawnych odpisach, to chyba lepiej jakbyś mnie kimś zastąpiła 😞 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz