Ruch do przodu był niezwykle powolny, ale z czasem, z każdym kolejnym upadkiem, Paki obawiał się trochę mniej. Nabierał równowagi, nabierał wprawy w stawianiu łap na śliskim lodzie, mógł już manipulować środkiem ciężkości swojego ciała na tyle, że wywrotki zdarzały się o wiele rzadziej. Chyba byłoby łatwiej, gdyby miał łyżwy, tak jak ludzie. Ale skąd wilk wytrzaśnie łyżwy na swoje łapy? Mógł polegać tylko na odmrożonych poduszkach i już całkiem nieźle spiłowanych pazurach. To nie mogło skończyć się dobrze. To w życiu nie skończyłoby się dobrze, gdyby nagle koło niego nie pojawiła się Ashera.
– Pomóc ci? – zapytała, przyprawiając rudzielca niemal o zawał.
– Ashera! Co tu robisz?
– Przechodziłam niedaleko kiedy zobaczyłam, jak bardzo się męczysz na lodzie. Pomóc ci?
– Cóż, ja, em... Tak, jasne... Byłbym wdzięczny. – Paketenshika cieszył się, że gdzieś w międzyczasie nałożył na pysk swój komin, bo teraz przynajmniej nie było widać jego pomidorowego rumieńca, jak wyszło na jaw, jakim jest niedojdą.
Ashera podarowała mu oparcie i razem z nim wykonywała powolne poślizgi do przodu.
<3/7>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz