Alpaka grzecznie dawała się prowadzić przez zielone lasy południa, przez mijane okazjonalnie kwieciste, wielobarwne łąki, przez uprawiane przez ludzi pola różnorakich roślin. Nie uciekała, nie wyrywała się, gdy Wayfarer jej nakazał od razu szła do przodu. Jadła to, co znaleźli po drodze, oczywiście basior starał się jak najlepiej ją utrzymywać, zapewniać jej tak dobre warunki, na jakie pozwalało otoczenie, a nawet regularnie ją czesał i utrzymywał wełnę w niemal idealnym stanie. Czasem Machu Picchu wydawał się na tyle szczęśliwy, że podróżnik zaczynał się zastanawiać, czy przypadkiem alpace nie jest lepiej z nim niż na wybiegu z pozostałymi osobnikami swojego gatunku. Cóż miał mówić? Nie zamierzał narzekać.
Minęło kilka dni, od kiedy opuścili tereny przyjaznej Wayfarerowi watahy i choć basior nie chciał się do końca do tego przyznawać, brakowało mu już towarzystwa pogodnego, ledwo mówiącego po europejsku Xiupilli. Już nigdy więcej się nie spotkają, a on doskonale o tym wiedział. Ale taki był przecież los podróżnika, prawda?
<7/7 JEŻU MARIAN ILE MI TO ZAJĘŁO>
Gratulacje!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz