Na następny dzień złodziej alpak pożegnał się ze swoim przyjacielem i ruszył w dalszą drogę, która na ten moment już powoli skręcała ku domowi, za którym młodzieniec zaczynał niejako tęsknić. Dawno nie widział swojej rodziny, swoich przyjaciół, a tęsknota przybierała taki poziom, że zdołał napisać piosenkę na ten temat. Na pewno z wielką chęcią zaśpiewa ją watasze, kiedy wreszcie wróci ze swoich podróży.
– Samotna bryza znad morza zawiewa... Światła łodzi widną na tle nieba... – nucił sobie, prowadząc Machu Picchu na linie.
Wtem, gdzieś obok rozległ się trzask łamanej gałązki. Powsinoga nie musiał się długo zastanawiać, co spowodowało hałas. Od razu rzucił się do biegu, ciągnąc za sobą alpakę, jeszcze zanim rozległy się odgłosy wystrzałów dużo wcześniej naładowanej broni palnej. Ha! Nie tym razem, kmiotki. Nie z takimi wariatami walczył młodzieniec.
Choć kończyny męczyły zakwasy, Wayfarer z niesłychaną pewnością siebie pędził do przodu, dość szybko gubiąc pogoń. Usłyszał jeszcze wycie swojego przyjaciela, zanim rozległy się kolejne strzały, skierowane w inną stronę.
<6/7>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz