– Odchodzisz? Nagle nie potrzebujemy łaskawej opieki wielkiej i wspaniałej Skinki? – wiadomość, że lisiczka jednak wraca z powrotem do watahy, spadła na rudzielca niczym grom z jasnego nieba. Wciąż potrzebował jej wsparcia, jej kąśliwych uwag, które działały na umysł w ten sam sposób, co oblanie lodowatą wodą. Pobudzały go do działania. Uniemożliwiały zaśnięcie, dzięki czemu był w stanie walczyć o siebie oraz o tych dookoła. Co się stanie, jeśli świat wokół niego znów stanie się cichy i powolny, pusty w pewnym stopniu, bez głośnych wyzwisk, bez wszędzie biegającego rudego ciałka? Być może powinien był się tego spodziewać, jednak informacja wciąż stanowiła ukłócie niespodziewane jak atak skorpiona.
– Paki, nie denerwuj mnie. Nawet ja mam swoje limity jeśli chodzi o towarzystwo skończonych debili. Dobijacie mnie. Ty i Yir. Dlaczego jeszcze mu nie powiedziałeś?
To pytanie zbiło wychowanka lisów z tropu. Przez moment zastanawiał się, o co chodziło jego stukniętej młodszej siostrze, chociaż odpowiedź sama nasuwała się w tej sytuacji. Dobra, jak miał się przyznać to doskonale wiedział, w czym rzecz. Tylko dlaczego Skince tak zależało, by porozmawiał o tym z atramentowym basiorem? Nie mogła ją ta sprawa aż tak obchodzić... chyba.
A dlaczego mu jeszcze nie powiedział o swoich uczuciach? Nie okłamujmy się, Paki nigdy nie był osobą dobrą w delikatne podchody, jeśli mowa o wewnętrznych przeżyciach. Potrafił tylko walnąć prosto z mostu "Kocham cię" i modlić się do wszystkich sił na niebie i ziemi, żeby nie zostać wyśmianym. Odtrącenie mu nie przeszkadzało, raczej się nie spodziewał, żeby ktokolwiek go kiedyś pokochał. Może dlatego tak trudno mu było porozmawiać z Yirem na ten temat. Nie spodziewał się, żeby były trup w jakikolwiek sposób odwdzięczał jego uczucia, więc równie dobrze mógł sobie odpuścić męczenie się.
Coraz więcej rzeczy naciskało go jednak z drugiej strony. Żeby powiedział. Żeby się wygadał. Do tych rzeczy należała Skinka, mijający czas, a najbardziej oddziaływały na niego minione wydarzenia. Kiedy prawie stracił Yira. Jego siostra miała rację, to był najwyższy czas, porozmawiać o tej sprawie.
– Zgoda. Porozmawiam. – Spuścił głowę na znak uległości. Skinterifiri dotknęła jego czoło swoją małą, delikatną łapką, tak dziwnie gładką w porównaniu do łap wilków.
Pożegnali się, wymieniając krótkie uściski, po czym odeszli w przeciwne strony. Lisica skierowała kroki do Watahy Srebrnego Chabra, basior udał się z powrotem do wnęki skalnej. Przy okazji dał sobie czas na rozmyślania, w jaki sposób mógłby zagadać do atramentowego basiora. Po prostu podejść i przyznać się z miejsca, co czuje? Oklepane i miało szansę nie wyjść, jeśli brać pod uwagę, że Yir jeszcze nie myśli pełnią rozumu. Wykorzystać jakiś wiersz miłosny? A co oni, Romeo i Julia? Mogą się tak bawić kiedy już się zejdą, a nie w najtrudniejszym momencie w tej relacji. O ile kiedykolwiek się zejdą... Chociaż nie, nie mógł dopuszczać do siebie tej myśli, bo inaczej i nim Skinka rzuci o pierwszą lepszą ścianę. Albo w gorszym przypadku o drzewo.
Jednakże widok śpiącego basiora skutecznie przeszkodził w planach, jakie przez tę krótką chwilę przygotował Paketenshika. Oczywiście nauczyciel łowiectwa się ucieszył, że ma jeszcze trochę czasu do tej wyczerpującej rozmowy, jednak z drugiej strony czuł narastającą w środku panikę. Być może rozmowa z Zuvą mogła mu jakoś pomóc, choć wydawało się to tak prawdopodobne jak to, że jelenie dostaną skrzydeł i zaczną gdakać.
Usiadł koło wylegującego się na słońcu kota, który wyjątkowo zamiast odlecieć w jakieś tajemnicze miejsce został w okolicy ich obozu. Może wciąż chciał pożegnać się ze Skinką, mimo że traktowała go nawet nieco gorzej niż wilczych kumpli z watahy. Może się polubili? Kto wie.
– Hej – proste, płytkie przywitanie na rozpoczęcie rozmowy, jak zawsze pozostające bez odpowiedzi. Wychowanek lisów miał wrażenie, że Myuu.2 już znał cel tej konwersacji, jednak pozwolił się mniejszemu towarzyszowi wysłowić. Fajna terapia, mógłby robić za psychologa watahy. Albo nawet terapeuty, zdecydowanie by się taki przydał z ilością pechowych członków grupy. – Masz chwilę?
– Oczywiście. Mnie się nigdy nie spieszy.
A to co za "Hakuna Matata, nic się nie martw" mu się włączyła? Skinka go tak przestawiła czy inna cholera? Wydawał się jeszcze straszniejszy niż kiedy robił za nieporuszonego gbura. Paki i tak usiadł obok różowego ciała, rozciągniętego na nagrzanej skale niczym najprawdziwszy normalny kot.
– Podobno rozmawiałeś ze Skinką na nasz temat?
– Tak. Złożyłem jej relację z tego, co się stało. Oraz zapytałem o waszą unikalną relację.
Zimny dreszcz przebiegł po grzbiecie rudzielca, jakby stado miniaturowych koników znalazły rozległe stepy wśród marchewkowo pomarańczowej trawy, gdzie można było rozprostować od tak dawna nieruszane kończyny. Poczuł suchość w ustach, pomimo że jeszcze tego ranka napił się sporej ilości wody. Czyli nawet Myuu.2 wiedział. Informacja tyleż straszna, co... spodziewana? Z jednej strony usłyszenie tego zdania było kolejnym gromem, trafieniem z liścia w jego zabliźnioną głupotą twarz. Jednak nawet przez ten szok czuł, że... wcale go to nie dziwi? W jakiś sposób wiedział, że Zuva zdaje sobie doskonale sprawę z ich uczuć. Siłą rzeczy musiał rozmawiać o tym ze Skinterifiri. Skoro lisiczka była bliską siostrą jednego z wilków biorących udział w relacji, stanowiła doskonałe źródło informacji. Co go dziwiło? Chyba tylko fakt, że kot przyznał się do tego nie owijając w bawełnę. Mógł to ukryć, albo chociaż nie marnować na to słów, a mimo to prosto z mostu przyznał, o czym rozmawiał z małą, agresywną kulą.
Coś przeskoczyło w umyśle basiora. Nie chciał już się bawić w podchody, był tym najzwyczajniej znudzony. Spojrzał w niebo, dziwnie bezchmurne o tej porze roku, całkowicie niebieskie.
– Zgaduję, że nie jesteś osobą do tego typu rozmów.
– Jeśli zależy ci na mojej opinii, powinieneś mu powiedzieć wprost. Nawet w tym stanie.
Złote oczy zwróciły się w stronę laboratoryjnej istoty, kryjąc w sobie pewną dozę niedowierzania. Od tak po prostu? Podejść i się wygadać? A co ja, samobójca jestem?
– On też ma do ciebie ten typ odczuć, jednak chowa je o wiele usilniej od ciebie. To go niszczy od środka. – Zuva odwrócił głowę, przed chwilą schowaną pomiędzy łapami, prosto na towarzysza. – Uratujesz go, jeśli z nim porozmawiasz.
Rudzielec kiwnął w milczeniu głową. Kiedy już kot o mocy boga mówi, że musicie porozmawiać to wiedz, że coś się dzieje. I najlepiej należy posłuchać wszystkich tych rad, które od tak długiego czasu słyszałeś wszędzie dookoła siebie, tylko nie we własnej głowie.
Wstał, kierując się prosto do wnęki. Tym razem już na pewno, bez zawahania, bez poszukiwania alternatywnego zajęcia, które mogłoby odwleczyć nieuniknione. Nie zamierzał zawrócić, zwiać z miejsca zdarzenia jak tchórz, choć myśli w jego głowie kotłowały się jak zupa w pozostawionym na ogniu garze, a serce waliło niczym młot na budowie. Skończyło się odrzucanie własnych uczuć i pragnień na rzecz wyższego celu, który przecież wcale nie istniał. Bo co było tym wyższym celem? Uchowanie się przed zgryźliwymi komentarzami? To był czysty strach, lęk wywołany przekonaniami nieopartymi na żadnym logicznym fakcie. A do Paketenshiki dotarło jedno: albo teraz, albo nigdy.
– Yir? Śpisz? – No fajnie się zaczyna, od pytania głupszego niż gałązka.
– Już nie. – Wilk podniósł nieznacznie głowę – A o co chodzi?
– Muszę ci się do czegoś przyznać.
– Dajesz.
– Kocham cię.
<Yir?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz