poniedziałek, 25 stycznia 2021

Od Nymerii – „Samotna wśród tłumu”, cz.1

Obudził mnie szmer. Stwierdziłam jednak, że nie przeszkodzi on mi w tym co właśnie śniłam. Zacisnęłam mocniej powieki, starając się ignorować napierające na mnie myśli. Niestety kolejna próba przespania choć kilku godzin, skończyła się na moich (najwyraźniej tylko moich) chęciach. Kolejne szmery zaczęły towarzyszyć temu pierwszemu, a ich pochodzenie, choć wciąż nie do końca dla mnie jasne, musiało mieć jakiś związek z wilkami, które właśnie pojawiły się w naszej jaskini. Patrzyłam na nich zmrużonymi jeszcze oczami, przyswajając się do jasności świata, w którym przyszło mi się urodzić.

- No, nie da się ukryć podobieństwa do Ciebie, Magnusie. – powiedziała z uśmiechem jaskrawa wadera, patrząc to na mnie, to na mojego brata. Kierowała swoje słowa do mojego taty, który wydawał się jednocześnie zawstydzony, dumny i zmieszany całą sytuacją. Czekajcie. Nie, to mi się na pewno nie wydaje, Ja to WIEDZIAŁAM. Spojrzałam, już w pełni obudzona na swojego tatę, a mojej głowie zaczęły pojawiać się obrazy. Niektóre były miłe, niektóre drastyczne i na pewno byłam za młoda by je oglądać. Otrząsnęłam się z nich, zamykając przy tym oczy, a gdy otworzyłam je ponownie, zauważyłam znikający w moim kierunku ledwie widoczny płomień. Wyglądało to tak, jakby mój ogień uczynił most pomiędzy mną a tatą. Żółta smuga zniknęła u moich łap wtapiając się w ogień przy nich.

- Czy ciocia nie zniknęła na dwa lata? – spytała młoda wadera, najmłodsza którą dotychczas poznałam. Jej ruchy i zachowanie nadal były dziecięce, mimo że ciało należało do dorosłego już wilka. – Jak to możliwe, że już urodziła wasze dzieci, hmm?

- Ciri! – skarciła ją matka. – Przecież już ci tłumaczyłam. Nie wracaj do tego tematu! – Jej mama spojrzała na moją mamę i uśmiechnęła się z zakłopotaniem. – Przepraszam za nią, naprawdę mówiłam jej o tym wcześniej…

- Nic nie szkodzi. – zaczęła ciężko mama, nie ruszając się z miejsca. Odkąd przyszliśmy na świat, leżała przy nas, nie odstępując nas na krok. Nie wiedziałam, czy to z uwagi na jej opiekuńczość, czy złe samopoczucie po porodzie. –  Nie dziwię się, że tak Cię to trapi. – zwróciła się do Ciri mama. Czasem przyłapywałam ją jak patrzyła na nas z miłością i zniechęceniem jednocześnie. Ciężko było mi ją rozgryźć, na razie tylko mój brat był dla mnie jak otwarta księga. W tym momencie określiłabym go jaku głupiutkiego i naiwnego szczeniaka, którym z resztą był. Nie zliczę ile raz już namawiał mnie na samodzielne wybycie na spacer nocą. Ten basior nie ma za grosz poczucia strachu, jakby niebezpieczeństwa czyhające na nas poza murami jaskini dla niego nie istniały. Lubiłam go jednak, nasze wspólne cechy, trzymały nas blisko razem. Obserwowaliśmy otoczenie w skupieniu, opowiadając sobie później co przykuło naszą uwagę lub jak oceniamy poznane przez nas wilki. Zaczął to być taki nasz mały rytuał i nie ukrywam, że bardzo mi się to podobało.

- Właściwie sami nie wiemy jak to możliwe. – powiedział mój tata patrząc na mamę z nieukrywaną miłością. – Oprócz oczywistego tropu, nie mamy nic więcej. I na razie raczej nie będziemy się tym zajmować, chyba że zajdzie taka potrzeba.

- No tak, właśnie o tym mówiłam Ciri. – wadera po raz kolejny karcąco spojrzała na córkę, która tylko lekko ugięła się pod jej wzrokiem. – Tak między nami… Szkiełko trzyma łapę na pierwszy tropie, ale na razie nikt nie widział więcej naruszeń granic.

Tatuś westchnął cicho i bezsłownie podziękował Karze. Ja choć nie rozumiałam wiele, postanowiłam w końcu wstać z posłania i przywitać się z przybyłymi.

- Jestem Nymeria! – powiedziałam z dumą podchodząc do rudej wadery. – A ty jesteś moją starszą siostrą, tak? – powiedziałam niewiele myśląc, a po pyskach wilków mogłam poznać, że palnęłam coś głupiego.

- Nymeria, skąd ty… - zaczął tata, ale nie skończył. Mama patrzyła to na tatę to na Karę, a później zrobiła wielkie oczy jak spojrzała na Ciri. Tata od razu do niej podszedł szepcząc coś pod nosem. W jaskini nastał mały chaos, który zaczął wbijać mi się w głowę niczym tysiące cieniutkich igieł.

- Nieee, Nie. - zaczęła ruda patrząc na mnie z uśmiechem. – Jestem Twoją ciocią! Twój tata jest moim bratem. – po tych słowach wadera przeniosła swój wzrok na Magnusa, przez co jej uśmiech momentalnie zniknął. Odsunęłam się od Kary czując jak jej myśli zaczynają krążyć wokół mojej głowy. Ze spuszczonymi uszami wróciłam na swoje poprzednie miejsce i zwinęłam się w kłębek, starając się nie brać udziału w zaistniałej sytuacji. Przecież to nie tak, że to wszystko przeze mnie…

- To wujek, jest tak naprawdę dziadkiem? – spytała nagle Ciri patrząc z zaciekawieniem na mojego tatę. Przekrzywiała głowę, jakby patrzenie pod różnym kątem miało pomóc jej to zobaczyć.

- Czerwone oczy… niebieskie elementy… - zaczęła wymieniać Kara, patrząc na swoją córkę. W jej oczach zaczęły pojawiać się łzy, a łapy jakby samoistnie robiły kolejne kroki w tył, w stronę wyjścia z jaskini.

Spojrzałam na tatusia, który patrzył na to wszystko zdziwiony chyba bardziej niż wszyscy.

- Kara, ja… - zaczął, ale łzy spływające po policzkach jego pierworodnej zatrzymały go w pół zdania. Z tego co już zdołałam usłyszeć, Kara nie potrafiła ukrywać swoich emocji, co zwykle miało fatalne skutki. Tak było i tym razem, w jej oczach widać było smutek i złość, jednak wadera zamiast wybuchnąć niszczycielskim ognistym gniewem, wybiegła w popłochu z jaskini. Nie mogłam ukrywać, że poczułam ulgę gdy wadera opuściła nasze skromne progi. Razem z jej zniknięciem, ucisk na moją czaszkę lekko zelżał dając mi odrobinę wytchnienia.

- Porozmawiam z nią. – powiedziała moja mama, zatrzymując tatusia w pół kroku. Wadera wstała powoli, nadal słaba po porodzie. Właściwie pierwszy raz widziałam, żeby wstawała…

- Nie, nie możesz iść sama. Ja muszę jej…

- Dam sobie radę. – ucięła słowa ojca, który skulił uszy podobnie do mnie i nie odzywał się więcej. – Lepiej, żeby porozmawiał z nią ktoś, kto nie okłamywał jej przez tyle lat. – powiedziała i wyszła na poszukiwanie rudej, zranionej wadery.

- Przepraszam. – wyszeptałam z łzami w oczach, nawet nie mając odwagi spojrzeć w oczy ojcu. – Ja. Ja nie chciałam, tato.

CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz