wtorek, 26 stycznia 2021

Od Nymerii – „Samotna wśród tłumu”, cz. 2

Leżałam przygnieciona przez poczucie winy, nie wiedząc w jaki sposób przyczyniłam się do całej tej sytuacji. Przecież tatuś mówił mi o mojej starszej siostrze Karze. Na pewno! Na sto procent mi o tym mówił! Nie mogłam sobie tego sama wymyślić, prawda?

- Nic się nie stało Nym… To nie Twoja wina. – westchnął tata z widocznym i ?słyszalnym? bólem. – Już dawno powinienem był jej o tym powiedzieć. Z resztą Twojej matce także. – spojrzał na mnie z zaciekawieniem i ułożył tuż przed moim posłaniem, frontem do mnie. Uśmiechnął się do mnie łagodnie, jednak czułam się jeszcze bardziej zagrożona niż przed chwilą. Jakby uśmiech taty skrywał coś bardzo, bardzo przerażającego.

- Zastanawia mnie jednak inna sprawa. – Zaczął patrząc na mnie uważnie. – Skąd wiedziałaś, Nym? W jaki sposób ta informacja znalazła się w Twojej małej, niewinnej główce, córeczko?

- Ja… ja… nie wiem. Myślę, że mówiłeś nam o tym. – zwróciłam swój łepek w stronę braciszka. – Mówił prawda? – Teo spojrzał na mnie wygięty w nienaturalnej dla wilka pozycji. Dopiero teraz dostrzegłam, że cały ten czas bawił się swoim ogonem i albo nie zauważył co się działo, albo kompletnie go to nie interesowało.

- Mówił, co? – spytał jednocześnie przestając żuć własny ogon. Jego zdolności obserwacyjne zostały w tym momencie zmienione na szczenięcą zabawę… nie mogłam go za to winić, jednak czułam się trochę osamotniona w swoich odczuciach. Nie mówiąc już o tym, że sama dawno przestałam się z nim bawić, od kiedy to z każdej zabawy Teoś wracał z przypaloną sierścią. Dobrze, że na zewnątrz nadal spoczywał śniegowy puch, dzięki czemu ogień nigdy nie rozprzestrzenił się dalej. Wszyscy naokoło mówili, że moja moc od urodzenia, to rzecz niezwykle wyjątkowa i powinnam celebrować każdy dzień nauki swoich zdolności. Ja jednak czułam, że to bardziej magiczna klatka niż błogosławieństwo. Westchnęłam cicho na niekompetencje brata i skierowałam swój wzrok na tate.

- Wiesz Nym, ostatnio zacząłem odczuwać czyjąś obecność. – zaczął do mnie mówić niezrozumiałe dla mnie rzeczy. – Czułem jakby ktoś mnie odwiedzał… - łapą pokazał swoją skroń. – O tutaj. – patrzyłam na niego jak głupia nie mogąc ogarnąć o co dokładnie mu chodzi. Basior westchnął i usiadł przez co czułam się jeszcze mniejsza od niego niż byłam w rzeczywistości.

- Córeczko, czy to czytasz mi w myślach? – to pytanie zbiło mnie z tropu. Myśli to co, to jest właściwie? Każdy ma jakieś myśli, ale to nie jest tak, że można je z kimś dzielić?

- A co to znaczy? – zapytałam więc, oczekując dalszych wyjaśnień. Tata patrzył na mnie z góry, równie zmieszany co ja. Widać było, że nie wie co ma zrobić. Matko, jak jej to wyjaśnić. Chociaż może się mylę, może tylko podsłuchała jakąś rozmowę… Tylko, nikt oprócz mnie o tym nie wiedział.

- Nic nie podsłuchałam! – krzyknęłam urażona oskarżeniem. Tatuś spojrzał na mnie, zmarszczył brwi i westchnął po raz kolejny tego samego dnia.

- No właśnie o to chodzi, Nym! – zaczął przechadzać się po jaskini. – To co właśnie usłyszałaś, nie zostało przeze mnie wypowiedziane. To były moje myśli, Szkrabie, nie moje słowa.

- Myśli? A to nie powinnam ich słyszeć? – Emocjonalny rollercoaster w moim umyśle nie miał końca. Co to wszystko znaczyło. Czułam, że mój mózg wchłonął już zbyt dużo informacji jak na jeden dzień.

- Nie, Nym, nie powinnaś. A może bardziej… nie wszyscy je słyszą. – zatrzymał się na chwile, odpowiedział na moje pytanie i zaczął krążyć dalej. Musimy ją nauczyć jak to opanować.

- Ale te słowa same wpadają mi do głowy! – wstałam z posłania i podeszłam do taty. – Na przykład Teo non stop myśli o szyszkach i kocimiętce! A teraz na przykład o swoim ogonie, który tak zawzięcie gryzie… A ty! A ty chcesz mnie nauczyć opanować tą moc, tylko że ja nic nie robię, żeby to słyszeć!

- Nie martw się, Nymeria. Coś wymyślimy, na pewno. – uśmiechnął się do mnie ciepło, jakby wszystko nagle stało się jasne. Wiedziałam, że dla niego już było, tylko że ja nadal nic nie rozumiałam. – Sam mam podobną moc, jestem pewny, że Twoja działa tak samo.

- Też słyszysz te szmery cały czas!? – spytałam z ekscytacją, że nie jestem w tym sama. W końcu ktoś, kto mi z tym pomoże. Z tego co opowiadał mi Teoś, przez większość czasu panuje w lesie cisza. Słyszy tylko śpiew ptaków i zwierzynę w oddali, ale żadnych szmerów oprócz odległego szumu morze nie wyczuwa. Myślałam, że to po prostu moje uszy jeszcze nie działały prawidłowo…

- Szmery? – zdziwił się basior, co sprawiło, że mój entuzjazm od razu zmalał.

- W sumie to pewnie tylko las… wiesz ostatnio tak wietrznie na dworze. – widząc jego reakcje wolałam wycofać się ze swoich słów. Nie chciałam, żeby inni się mnie bali… albo trzymali się ode mnie z daleka, bo nie mogłam kontrolować swojej mocy.

- Dobrze, Nym. Postaraj się proszę nie wchodzić nikomu do głowy, okey? A tym bardziej rozpowiadać o tym co usłyszałaś.

- Dobrze, tato. – powiedziałam ze skruchą. Basior odszedł ode mnie i skierował się w stronę wyjścia z jaskini.

- Muszę znaleźć waszą mamę, za długo jej nie ma. Za chwilę wyśle do was wujka Pakiego, ale proszę was… bądźcie grzeczni. – popatrzył na naszą dwójkę. Razem z bratem, który ponownie ocknął się z zabawy kiwnęliśmy potwierdzająco głowami, dając tacie do zrozumienia, że będziemy grzeczni.

- Nie podpal nic Nym. – rzucił jeszcze przed wyjściem, a mój pysk na te słowa aż się skrzywił z nagłej złości. Nie rób tak… Uważaj, Nym. Inaczej, Nym. Źle to robisz, Nym. Nie zrań brata, Nym.

Zawsze tylko Nie, nie tak i źle. Czy naprawdę wszystko robiłam nie tak jak potrzeba? Teo wydawał się przy mnie idealnym dzieckiem, a przecież nigdy się nie słuchał i robił głupoty.

Nagle do głowy przyszła mi niepoprawna myśl. Dotąd zawsze słuchałam się rodziców a przyniosło mi to tylko więcej zakazów i nakazów. Spojrzałam na zajętego sobą brata i starając się nie zwracać jego uwagi, wyszłam z jaskini. Na pewno zaraz do niego przyjdzie wujek, więc nie miałam się o co martwić. Gdy tylko znalazłam się na zewnątrz, skierowałam się w stronę lasu i znanej mi już Polany Życia.

CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz