Stałam pośrodku rozległej łąki, a mgła kłębiła mi się pod łapami. Obserwowałam ją z cichym zaciekawieniem, prawie wstrzymując oddech z podziwu dla tego rodzaju żywiołu. Mój umysł był doskonale czysty, nieskażony problemami dnia codziennego, niezajęty zmęczeniem, głodem, ani żadnym innym przyziemnym uczuciem. Pozostało mi więc wiele miejsca, by zapełnić go po prostu zachwytem. Mgła była tajemnicza, niezwykle intrygująca, a przy tym wydawała się mi tak niesamowicie bliska i przyjazna. To tak, jakbyś miał kolegę ducha. Wkrótce rozpoczęła się prawdziwa sztuka. Towarzyszyła mi pewność, że choć miałam kontakt z czymś, co nie myśli, nie mówi, wiedziałam dobrze, co czuło. Może to prawda, że magia jest odzwierciedleniem ducha, jest czymś więcej niż siłą, niż władzą, niż mięśniem, czy umysłem. Czułam to wyraźnie, gdy przede mną mgła zaczęła się formować w dostojnego, niezwykłych rozmiarów jelenia z oszałamiającym porożem. Tak mógłby wyglądać duch lasu, pomyślałam. Następnie zwierzę rozpadło się na setki wirujących skrawków, które jakby w tańcu utworzyły kilkanaście zajęcy, które z niezwykłą gracją odbijały się od niskich chmur, jak od podłoża. Zebrały się w jedno miejsce, by znów złączyć się i przemienić w smoka, który wzbił się w powietrze, rozkładając skrzydła, ukazując, mimo mroku, potężną posturę. Sztuka stworzona z tak niezwykłej materii, trwała jeszcze jakiś czas, wywołując u mnie drżenie serca i opadającą szczękę. Stałam tam długo, podziwiając możliwości żywiołu i... tylko tyle. To był mój pierwszy krok – poznanie. Wszystko zakończyło się wraz ze wschodem słońca, odszukałam dogodne miejsce do odpoczynku i zasnęłam w pogodnym nastroju i z nadzieją na przyszłość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz