Morze było spokojne, choć swoją specyficzną, słoną wonią nader wyraźnie dawało o sobie znać.
Nie powiem, bym kiedykolwiek przepadał za tym zapachem. Był ostry i kojarzył mi się z rybami, za którymi nie przepadałem tak samo jak za ich mokrym domkiem.
Nie powiem, bym kiedykolwiek przepadał za tym zapachem. Był ostry i kojarzył mi się z rybami, za którymi nie przepadałem tak samo jak za ich mokrym domkiem.
Tamtego dnia, po kolana brnąc w śniegu, dreptałem cienką ścieżynką, leżącą pomiędzy sięgającymi mi po sam szczyt łopatek, poprzysychanymi paprociami.
Po raz pierwszy, obcy zapach poczułem, wychodząc na polankę oddzielającą skrawek Lasku od pozostałej części naszych ciemnych borów. Drzemiący we mnie, bezwstydny tchórz, od razu chwycił za igły, którymi boleśnie zakłuł mnie w grzbiet, przeciągając po nim falę dreszczy. Odpowiedział mu jednak dobry duch zlewków zimnej krwi, które przypadły mi chyba tylko nie pomieściwszy się we wnętrzach mojego rodzeństwa. Lub dla pozoru, by z drwiącym chichotem ogłosić światu, że z moją kontrolą nad sobą samym wszystko jest w porządku. Ostatecznie więc uznałem, że samotny wilk, zwłaszcza obcy, krążący w pobliżu naszej jaskini wojskowej, to samobójca lub w najlepszym przypadku ikona beztroski i nie ma sensu przejmować się nim jako, w tamtym miejscu i czasie rzecz jasna, niekompetentny marzyciel.
Uszedłem może z kilometr czy półtora, gdy bezcelowy spacer nieoczekiwanie dobiegł końca.
Uszedłem może z kilometr czy półtora, gdy bezcelowy spacer nieoczekiwanie dobiegł końca.
W końcu dostrzegłem nadobną uciekinierkę, w najlepsze wylegującą się pod jednym z naszych leśnych drzew. Dostrzegłszy pozostałości po dwójce ościstych mieszkańców morza, szybciej niż najbardziej szczwany lis zorientowałem się, że na kawałek naszej ziemi wyciągnięte i bez cienia wyrzutu pochłonięte zostały nasze ryby.
Przez chwilę bez słowa wpatrywałem się w wilczycę.
- Panienka się zgubiła, że leży tu tak pod tym drzewem? - wreszcie beznamiętnie przerwałem ciszę. Jej ślepia zwróciły się ku mnie.
- Ja... - zawahała się, jednak nie była chyba tak nieśmiałą jak sugerowała jej drobna postura i przestraszone oczęta. Po krótkiej pauzie, zaczęła od nowa - przybyłam tutaj niedawno... nie miałam okazji nikogo jeszcze poznać.
- Mhm - uniosłem brwi, sennym wzrokiem mierząc nieznajomą. Taaak, powiedziano mi, że taka istotka krąży po naszych terenach już od dwóch czy trzech dni. Wszystko jasne.
Ponieważ milczałem, najwyraźniej poczuła się zobowiązana do kontynuowania wyjaśnień.
- Wiem, że powinnam udać się do alfy...
- Agrest - uśmiechnąłem się półgębkiem, nie zdejmując z pyska bezemocjonalnego cienia. Witanie nowych było zajęciem tyleż niecodziennym, co nużącym - witamy na naszych ziemiach. Nie wyglądasz na zachodniego szpicla, więc albo jesteś wyjątkowo wyrafinowaną agentką, albo po prostu nie jesteś wrogiem. Tak czy inaczej wyglądasz na kogoś, kogo możemy mieć w swoich szeregach - skutecznie powstrzymałem się przed ziewnięciem - jeśli oczywiście dobrze rozumiem intencje. Mogę prosić o godność?
- Simone - odrzekła krótko wilczyca. Skinąłem głową.
- Zatem witaj, Simone.
< Simone? >
< Simone? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz