Basior nie miał pojęcia, kiedy dokładnie dotarł do jaskini medyka. Nie był nawet pewien, czy trafił tam sam, czy może zaniósł go jakiś inny wilk. Pamiętał tylko, jak brnął przez bielutki śnieg roztaczający dookoła swoje lodowate macki, a następnie, jak za dotknięciem magicznej różdżki, siedział na miękkim posłaniu, owinięty w ciepły, puszysty koc, a przed nim uwijała się zmartwiona Flora, podając mu do ust różne leki, wciąż wymieniając okłady na czoło oraz wycierając zmoczone futro, z którego uparcie ściekała woda. Nie pytał się jej jeszcze, co się stało, nie chciał jej przecież martwić, poprosił ją tylko, żeby nikomu nic nie mówiła. Wadera zgodziła się bez słowa.
Teraz siedział w ciszy, opatulony w kilka warstw, żeby się powoli rozgrzewać, z kubkiem herbaty cały czas dostępnym pod ręką. Czuł chorobę sięgającą jego ciało, gorączkę, kaszel, ale był z siebie zadowolony. Udało mu się przebrnąć przez taki śnieg, nie był zmęczony - przynajmniej nie tak bardzo, jak powinien - a do tego wbrew własnym przekonaniom przeżył.
<7/7>
Gratulacje!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz