Przyszedł! Nie wierzyłam w to, ale jak widać nawet taki niepozorny
Admirał może czasem zadziwić. Jednak to nie to jest teraz najważniejsze. Ciri w
pełni zrozumiała siłę swoich mocy, sprawnie i dumnie ukazując ją podczas swojej
operacji. Jednak, czy to na pewno jest najważniejsza umiejętność w jej życiu?
Czy to ona sprawi, że ukochany przez nią Admirał zwróci na nią swoje mordercze
srebrzysto-żółte ślepia? Coś czuje, że dzisiaj dowiemy się co nasza
niezwykła, wiedźmińska <oj, chyba pomyliło mi się uniwersum> wilczyca ma jeszcze
do zaoferowania światu.
- Jak dobrze, że Admirał szybko
dotarł… - zaczęła Flora obmywając łapy z mojej krwi w wiadrze z wodą. – Może powinnam
go po prosić o zostanie pomocnikiem medyka. Co myślisz?
- No nie wiem, chyba za bardzo
chodzi własnymi drogami, żeby codziennie się tu pojawiać. – leżenie na plecach
zaczęło męczyć mój grzbiet, więc delikatnie, choć bez bólu, przewróciłam się na
prawy bok. Dzięki temu też mogłam patrzeć dokładnie na swoją rozmówczynię.
Chociaż chyba bardziej zależało mi na poczuciu resztek zapachu Admirała, który
siedział przed chwilą właśnie po tej stronie mojego posłania.
- Chociaż przychodziłby jak jest
potrzeba. – wadera westchnęła i otrzepała się z zimnej wody. Otuliła się
bardziej szalikiem bardzo podobnym do tego, który nosił brat Ry, choć w
bardziej pasującym jej kolorze. Czułam, że podczas mojej nieobecności w watasze
zmieniło się bardzo wiele, jednak nie miałam siły dopytywać i dowiadywać się o
życie innych. Zbyt dużo sama miałam na głowie, zbyt dużo spraw i uczuć do poukładania…
Bo chociaż moja obsesja z przed roku była teraz niemal niewidoczna, to i tak
czułam, że moje uczucia do Admirała były niezdrowe i bardzo możliwe, że mało
było w nich z prawdziwej miłości. Oho, nagle taka mądra i dorosła się
zrobiła. Po prostu go
kochasz, nie utrudniaj tego. Wcale go nie kocha! Toż to toksyczne jest!...Kocha go! Ich przeznaczeniem jest
bycie razem! Zmarszczyłam brwi czując złość i bezsilność jednocześnie.
Jakby moje życie nie było wystarczająco trudne, to jeszcze ta dwójka musiała mi
je uprzykrzać. Ej, sama nas stworzyłaś. Właśnie! Nie odwracaj teraz kota
ogonem! Westchnęłam i głęboko odetchnęłam próbując uspokoić
kołatające myśli i pozbyć się dwóch nieproszonych gości z mojej głowy.
- Wszystko dobrze? – podbiegła momentalnie
Flora. – Cos cię boli?
- Nieee. – uśmiechnęłam się do
niej. – To tylko… próbuje poukładać swoje myśli. Naprawdę nic mi nie jest.
Właściwie nie wiem co to ból. – uśmiechnęłam się ponownie jak najładniej
mogłam. Byłam jednak pewna, że towarzyszący mi prawie zawsze smutek był
widoczny nawet przez uśmiech.
- Myśle, Skarbie, – zaczęła Flora
patrząc na mnie uważnie. – że wiesz co to ból o wiele bardziej niż każdy z nas.
– spojrzałam na nią nie rozumiejąc jej toku myślenia. Już chciałam jej
powiedzieć, że chyba nie rozumie, że przecież ja nie czuje bólu, ale jej słowa mnie
uprzedziły. – Ból tutaj – wskazała moją klatkę piersiową, pod którą znajdowało
się serce. – I tutaj. – oraz moją głowę. – Jest o wiele gorszy niż ból
fizyczny.
Nie byłam w stanie nic
odpowiedzieć na te słowa. Nagle wszystko co chciałabym powiedzieć wydawało się
dziecinne, głupie i… nieprawdziwe. Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku,
skapując na podłogę jaskini. Flora przetarła mój policzek łapą i uśmiechnęła się
smutno. Jej oczy także się szkliły i nie wiedzieć czemu czułam, że ona mnie rozumie.
Na co dzień wyglądała na najszczęśliwszą wilczycę w watasze. Pomimo zmęczenia,
pomimo wszystkiego, zawsze się uśmiechała. Czy było możliwe, że nie byłam
jedyną z maską na pysku?
- Nie płacz już. Kiedyś wszystko
się ułoży. – Flora pociągnęła cicho nosem i przetarła oczy, żeby pozbyć się
emocji. Odeszła ode mnie i skierowała się w stronę wyjścia z jaskini. – MUSI. –
powiedziała tylko uśmiechając się do mnie już normalnie przed zgarnięciem w
pysk wiadra z brudną wodą i wyjściem na mróz. Czułam jednak, że te słowa nie
były skierowane do mnie, lecz do niej samej. Jakby sama musiała się upewnić, że
kiedyś będzie inaczej. Leżałam bez ruchu, nawet nie oddychając, przez kilkadziesiąt
sekund. Kiedy w końcu powietrze zawitało w moich płucach zaśmiałam się cicho. Na
moim pysku po raz pierwszy o długiego czasu ukazał się prawdziwie szczery
uśmiech.
---
No powiem
szczerze, nie spodziewałem się tego. No ja też nie. Jeszcze do tego Flora?
Na szlak moich blizn poprowadź palec,
By nasze drogi spleść gwiazdom na przekór.
Otwórz te rany, a potem zalecz,
Aż w zawiły losu ułożą się wzór.
Czy ona próbuje
nas zagłuszyć? Mój głos unosił się w pustej jaskini. Patrzyłam w
sufit pozwalając wszystkim złym emocjom uciec razem z moim coraz głośniejszym
głosem.
Z moich snów uciekasz nad ranem,
Cierpka jak agrest, słodka jak bez.
Chcę śnić czarne loki splątane,
Fiołkowe oczy mokre od łez.
Fiołkowe oczy jak Flora, jak ta
która uratowała moją duszę. Ona uratowała? To powinniśmy być my!
Czarne loki jak Flora, która mnie rozumie. Łzy zaczęły spływać po bokach mojej
twarzy, a śpiew nasilał się. Nie byłam w stanie już przestać.
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte,
Przez gniew i smutek,
Stwardniałe w kamień rozpalę usta smagane wiatrem.
Dobra chyba nic tu
po nas. Myślisz, że już
nas nie potrzebuje? Już prawie krzyczałam, zostawiając jednak
miejsce na melodie i piękno piosenki.
Z moich snów uciekasz nad ranem,
Cierpka jak agrest, słodka jak bez.
Chcę śnić czarne loki splątane,
Fiołkowe oczy mokre od łez.
Żegnaj, Floro. Spokój w głowie obniżył
głośność mojego głosu. Poczułam na sobie czyjś wzrok, a gdy odwróciłam się w
stronę wejścia do jaskini zobaczyłam Admirała.
Na szlak moich blizn poprowadź palec,
By nasze drogi spleść gwiazdom na przekór.
Otwórz te rany, a potem zalecz,
Aż w zawiły losu ułożą się wzór.
Zaśpiewałam po raz kolejny
pierwszą zwrotkę. Tylko dla niego. Przelewając w te słowa wszystkie moje
uczucia, których nigdy nie miałam odwagi wypowiedzieć. Które zalegały w mojej
głowie nietknięte, przykryte obsesją, niezdrową fascynacją i szaleństwem.
Odnalazłam to co było kluczowe, a resztę odrzuciłam jakbym wyrzucała śmieci.
Tak proste i tak trudne jednocześnie. Z końcem ostatniego wersu, byłam już czysta,
niczym biała kartka. Admirał patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami a ja
patrzyłam na niego ze łzami powoli wypływającymi mi z oczu. Jedna po drugiej.
- Ciri… - szepnął Admirał, bez
wyraźnych emocji na pysku. Jednak nie był tak beznamiętny jak zawsze. Coś się
zmieniło, coś w nim drgnęło. Nie mogłam się pomylić. Uśmiechnęłam się przez łzy
szeroko, zamykając przy tym oczy.
- Adek!
Czy właśnie zaczynała się szczęśliwa droga Ciri? Czy Admirał był jej
częścią? Czy może wadera razem z innymi śmieciami wyrzuciła również uczucia do
niego? Jedno było pewne. Tak czy inaczej ich relacja na pewno się zmieni. W tym
momencie zależy to już tylko od jednej osoby…
<Admirał?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz