Przygotowanie tory przeszkód zajęło nam pół dnia. Można by pomyśleć: co to niby za problem zrobić tor przeszkód? Otóż, okazało się, że zimą, przy dwudziestocentymetrowym śniegu jest to wyjątkowo trudna sztuka. Pierwsze warstwa śniegu byłą świeża i lekka, co czyniło ją łatwą do odkopania w celu znalezienia przeszkód. Natomiast kolejne, jakieś dziesięć centymetrów, było twarde, zamarznięte i prawie nie do ruszenia. Ciri z uwagi na swoje zdolności regeneracyjne i brak możliwości odczuwania bólu została na stepach i przekopywała lodowy śnieg, aby znaleźć kłody, patyki czy po prostu stworzyć zaspy jako przeszkodę. Za to ja, ruszyłem do lasu, żeby przynieść coś co nie będzie potrzebowało odkopywania i zdzierania sobie skóry z opuszków łap. W lesie udało mi się znaleźć kilka świeżo pociętych kłód, zostawionych pewnie przez ludzi, jednak nadal było to zbyt mało, żeby nasz tor przeszkód był wart tego całego zachodu. Postanowiłem więc, poszukać potrzebnych mi rzeczy, troszeczkę wyżej, nie przy samej ziemi…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz