-Jak masz na imię? - pytanie rozległo się w pustce.
-Tiska – odpowiedziałam Przestrzeni. Wokół mnie poruszały się jakieś kształty, znikały i pojawiały się w różnych kolorach i ułożeniu. Dzieliło mnie od nich bliżej nieokreślona mgła. Ciekawe, że to zawsze jest mgła – pomyślałam. Ona pośredniczyła w porozumieniu z czymś, co mogło znajdować się na zewnątrz. O ile „zewnątrz” istniało i nie było wytworem mojej wyobraźni.
- Tiska? - dotarł do mnie drgający głos - to naprawdę ona?
Dźwięki, podobnie jak obraz, zniekształcony był przez przestrzeń. Nie byłam w stanie ocenić, do kogo należał, choć na pewno był mi znany. Zresztą raczej zajmowałam się tym, co dzieje się we mgle niż w tym podle zniekształconym, zagłuszonym i rozmazanym tworem. Czułam jej poruszenie przy każdym kawałku skóry, ale później stawała się tak gęsta, że oddzielała wszystko, co mogło znajdować się dalej. Skupiałam się na każdej kończynie, starając się przewidzieć ruch pobliskich cząsteczek, gdy w brzuchu poczułam tlący ból. Rozrastał się powoli, ale stanowczo. Obejmował coraz dalsze narządy. Wkrótce bolało mnie tak bardzo, że traciłam kontakt, mgła się zagęszczała. Gdy ból dotarł do głowy, oczy zaszły mi czernią i nie otworzyły się już przez długi czas.
- - -
Obudziłam się z przyspieszonym oddechem, bijącym sercem, z mocą próbując poruszyć nogami. Bezskutecznie. Mimo że już byłam przytomna, nie mogłam wykonać nawet minimalnego ruchu. Bezradność pobudziła panikę i tym samym bicie serca. Gdy myślałam, że narząd ten samodzielnie wyrwie mi się z piersi, zdołałam odetchnąć głębiej i przesunąć nieznacznie lewą tylną łapę. Nieco uspokojona, zorientowałam się dopiero, gdzie jestem. Leżałam na bardzo uciśniętych liściach, co mogło świadczyć, że leżałam w tamtym miejscu wiele tygodni. Moje futro oblepione było śniegiem, nade mną wznosiły się drzewa nieznanej mi części lasu. Musiałam spędzić jeszcze parę minut na odzyskanie sprawności. Gdy w końcu powoli wstałam, na tyle, na ile mogłam, otrzepałam się ze śniegu i ruszyłam na południe, prosząc tylko w duchu, by był to dobry kierunek. Myślałam bardzo ciężko, jakby świadomość była zaledwie ciekawym obserwatorem wilczych posunięć, a nie ich przewodnikiem. Zabłądziłam kilkanaście razy, gdy węch odszukał trop z watahy i machinalnie skierował organizm w ślad za zapachem. Zbliżałam się. Byłam tego pewna, bo zobaczyłam pierwszego znajomego wilka. Kim był – nie powiem, nie zamieniłam nawet z nim słowa, przeszłam, nie myśląc, jednak skutecznie ciągnąć jego wzrok za sobą. Wkrótce minęłam parę wader, również je całkowicie ignorując, choć jakby z opóźnieniem usłyszałam szept jednej z nich:
-To ona. Ta go zostawiła.
Z otępienia ocknęłam się dosłownie na sekundę, orientując się, że jestem przy swojej jaskini. W tym momencie jednak zawróciłam, czując, że inne miejsce będzie odpowiedniejsze. Potem już całkowicie wymęczona zwinęłam się w kłębek na skórze w jaskini medycznej.
- - -
To tylko sen.
-Kochasz go?
-Tak, życie poświęcę dla niego.
-A ty?
-Nie ma na świecie szczęścia poza nią.
Dwa zakochane wilki. Patrzące sobie głęboko w oczy, gotowe spędzić razem całe życie. Czarny i biały. Zło i dobro.
Śnieżnobiała wadera spojrzała z uczuciem na ciemnego basiora.
Towarzyszący im wilk zapytał się jej jeszcze raz:
-Kochasz go?
Wilczyca popatrzyła ze zdziwieniem.
-Mówiłam przecież – uśmiechnęła się.
-Dlaczego więc Cię nie było?
Wilk znikł, spod ziemi wystrzeliło ogromne pnącze, wynurzając się i układając w przeróżne znaki.
Zakochani odskoczyli z przestrachem do tyłu. Teraz wadera spojrzała w lewo. Nastała cisza.
Jej ukochany miał śnieżnobiałą sierść. Popatrzyła w dół. Jej łapy pokrywało kruczoczarne futro.
Biały i czarny. Dobro i zło.
To tylko sen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz