No dobra, tym razem już nie dam rady być obiektywna. Gdzie on do cholery jest? Ciri leży już od dwóch dni sama, a ten co? Boi się przytaszczyć swój brązowy tyłek do jaskini medycznej? Co za cykor i świnia. Najpierw było: „uuu, Gdzie jest Ciriiiii, Tęsknie za niąąą!” A teraz: „Jeb*ć Ciri, wcale jej nie kocham, hę!” Zaraz my pokaże co o tym wszystkim myślę. Nie pozbiera się normalnie jak z nim skończę…
Obudziłam się po raz kolejny
sama. Niby miałam odpoczywać, ale nie czułam się ani źle, ani dobrze. Właściwie
nie czułam nic oprócz znudzenia. Jeśli po dwóch dniach już nie mogę wytrzymać w
tym miejscu, to co będzie po tygodniu? Chyba wyfrunę stąd, na skrzydłach, które
do tego czasu zdążą mi wyrosnąć.
- O wstałeś już. – powiedziała
śpiewnie Flora jak co rano. Mówię wam ta wadera była gorsza od mojej matki…
pozytywność i dobra energia, aż się z niej wylewały. Wilczyca rozpoczęła mój
dzień od kolejnego badania. W pewnej chwili zmarszczyła czoło i popatrzyła na
mnie z niepokojem.
- Nie boli Cię to?
- Nie
- Naprawdę? Nic nie czujesz? –
spytała ponownie i najwyraźniej coś dotknęła, bo poczułam delikatne szczypanie
w okolicy brzucha.
- Hmm… bardziej szczypie. –
wadera nic nie mówiąc odeszła ode mnie i zaczęła się krzątać po jaskini. Po chwili
do środka wszedł Yir, do którego od razu podleciała Flora i żywnie mu coś
poleciła. Udało mi się tylko wychwycić pojedyncze słowa „Ciri”, „Admirał”, „operować”…
W tym samym momencie coś kremowego wleciało do pomieszczenia niczym strzała.
Nagle zrobiło się bardzo głośno, a mała kulka zauważając mnie od razu do mnie
podbiegła.
-To ona? To ona? – pytała patrząc
na moją matkę, która podeszła do mnie zaraz za nią.
- Tak, Skarbie, to jest Ciri. –
matka uśmiechnęła się do mnie. – Ciri, to Twoja siostra Almette.
- Siostra!? – wypaliłam od razu,
chcąc od raz wstać, ale tatulek, który właśnie rozmawiał z Florą, krzyknął,
żebym pod żadnym pozorem się nie ruszała i od razu przybiegł dopełniając
zbiorowisko wokół mnie. Mała kremowa kulka biegała wokół mnie zadając jakieś
dziwne pytania, na które nawet nie zdążyłabym odpowiedzieć, bo zaraz zadawała
kolejne.
- Musimy stąd wyjść. – powiedział
tatko, patrząc na mamę, która od razu chciała zaprotestować, jednak zanim to
zrobiła, basior odezwał się znowu.
- Ciri ma krwotok wewnętrzny, musi
być natychmiast operowana. Yir już szuka Admirała, który pomoże w operacji. – matka
spojrzała na mnie wielkimi oczami. No może faktycznie było mi troche słabo?
- Tak mi przykro, kochanie… -
powiedziała tylko i skierowała się do wyjścia razem z moją „siostrą” Almette.
Co to w ogóle za pomysł!? Co ona zaszła w ciążę w drodze? I jeszcze zdążyła
urodzić? Co tu się odwaliło? Tatko położył się obok mnie i spojrzał na mnie ze
zmęczeniem w oczach.
- O co chodzi, tato? Jak to się
stało? – zapytałam nie mogąc się otrząsnąć ze zdziwienia i szoku.
- Znaleźliśmy Almette zmarzniętą w
lesie… Kara postanowiła ją przygarnąć i zabrać ze sobą.
- Kara postanowiła? Więc ty nie
chciałeś tego kłębka energii? – ojciec spojrzał na mnie nieodgadnięty wzrokiem,
jakby motał się co mi powiedzieć.
- To była nasza wspólna decyzja. –
odpowiedział i zaczął się podnosić. W jago słowach odnalazłam nutkę fałszu i
wyrzutów sumienia. No świetnie… nawet tatko mnie okłamuje. – Idę szukać
Admirała, bez niego nie damy sobie rady.
No cóż. Najwyraźniej już moje
ciało samo znajduje sposoby by trzymać tego brązowego wilka przy mnie. Co do
Almette… no ja pier*ole.
Ta… no to ten. Chyba nie jestem dzisiaj w formie. Zgadzam się z Ciri,
lepiej ująć tego się nie dało. Przynajmniej Admirał nie będzie miał wyjścia,
pytanie czy po wszystkim znowu nie zwieje. Czy ktoś może mu wytłumaczyć jak
działają uczucia, i że niewymówione nie mają żadnej wartości? No cóż, do
następnego. Miejmy nadzieje, że razem z Ciri będziemy już w lepszej formie.
<Admirał?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz