poniedziałek, 8 kwietnia 2019

Od Azaira Ethala

Szczerze mówiąc, Azair nie za bardzo wiedział, co się dzieje. 
Oczywiście rozumiał, że jest w drodze razem z Matką, która co chwila go popędzała, mówiąc, żeby wykrzesał z tych chuderlawych nóżek ile może. A on się starał, naprawdę. Wiedział, czym będzie grozić zaprotestowanie albo, co gorsza, zatrzymanie się. Biegł więc, starając się ze wszystkich sił, żeby nie zgubić Matki między drzewami.
Nie wiedział, czemu się spieszą. Dla niego był to całkiem zwyczajny poniedziałek (może nie taki znowu zwyczajny — dostał większe śniadanie niż zwykle). Czuł niewielkie podniecenie czekającą przygodą.
W końcu Matka zarządziła przerwę. Nie wyglądała na ani trochę zmęczoną, co Azaira raczej nie zdziwiło, ponieważ przyzwyczaił się do tego. Maluch za to upadł ciężko na trawę, ciężko łapiąc oddech.
— Musimy się pospieszyć — oznajmiła.
— Dlaczego właściwie biegniemy? — zapytał szybko Azair, ale zaraz tego pożałował, bo Matka zmierzyła go groźnym spojrzeniem. Gdyby oczy mogły rzucać gromy, on byłby już martwy. 
— Znasz naszą zasadę. Nie zadawaj pytań — warknęła, po czym szturchnęła go łapą. — Wstawaj, idziemy.
Pomimo zmęczenia, ani w głowie mu było protestować. Podniósł się więc grzecznie, przetrzepał łebkiem, aż loki obiły mu się o uszy, po czym zmusił ciało do jeszcze jednego biegu. 
Wszystko minęło niezwykle szybko. Zaraz stanęli (Azair całymi resztkami siły starał się nie upaść), a Matka opiekuńczo objęła go łapą. Maluch cały się spiął.
— No już, już nie będziemy biec — oznajmiła, ale zaraz przekierowała swoje spojrzenie w przestrzeń między drzewami. Azair położył uszy po sobie. O co może chodzić?
— Ej, ty! — krzynęła Matka na wychodzącego spomiędzy drzew basiora. — Gdzie jesteśmy?
— To tereny Watahy Srebrnego Chabra — odparł, a Matka kiwnęła głową.
— Świetnie. Zaprowadź mnie do Alfy — rozkazała władczo, a basior, chyba tylko z szoku, szybko spełnił jej życzenie. Azair dreptał za nimi z tyłu, a Matka nawet nie oglądała się, czy jest obecny. Wilczek lubił mówić sobie, że ona po prostu wie, czy jest w pobliżu.
Aza nie został dopuszczony do rozmów Matki z Alfą watahy, stał więc z boku i próbował zębami dosięgnąć węzła na plecach, żeby uwolnić się ze sznura, którym do jego pleców przywiązany był Kamyk, jego przytulanka. Niestety, miał trochę za krótką szyję. Zrezygnował więc.
— Czyli... Trzecia jaskinia na wschód? — upewniła się Matka.
— Owszem — potwierdził basior, pożegnał się i odszedł.
— Chodź, Azair, idziemy. — Matka skinęła na syna łapą i ruszyła na wschód. 
Maluch bardzo chciał wiedzieć, gdzie idą, ale nie ośmielił się pytać, stwierdził więc, że i tak się dowie.
Kiedy stanęli przed wejściem do jaskini, Matka trzy razy zastukała pazurami w ścianę.
— Zero? — powiedziała głośno, a Aza zerknął na nią pytającym wzrokiem. Nie zareagowała.
— Kto tam? — Z cienia wyszedł wysoki basior. 
— Zero... — westchnęła Matka, po czym zwróciła się do syna — Zostań tutaj i nigdzie nie idź.
Aza usiadł więc posłusznie, a Matka odciągnęła Zero na bok i zaczęła mu coś gorączkowo tłumaczyć. Po jakimś czasie szczeniak nie musiał nawet starać się podsłuchiwać, bo wymiana zdań stała się trochę głośniejsza.
— Nie ma mowy, nie zostanie tutaj! — krzyknął Zero.
— Oczywiście, że zostanie! To też twoje dziecko! — odwrzasnęła Matka, ale po chwili zerknęła na syna i z powrotem ściszyła głos.
Po czasie, który wydał się Azie wiecznością, Zero kiwnął głową z rezygnacją, a Matka uśmiechnęła się zwycięsko i przywołała szczeniaka ręką. Azair posłusznie przydreptał. 
— Azair Ethal, to twój ojciec, Zero — oznajmiła, przysuwając szczeniaka do basiora.
— Witaj — mruknął Ojciec.
— Zostaniesz z nim teraz — powiedziała Matka i liznęła czule Azę, po czym kiwnęła głową i skierowała się do wyjścia. Aza posłusznie ruszył za nią.
— Nie, ty zostajesz. — Matka zatrzymała szczeniaka łapą.
— Ale wrócisz? — wyszeptał Azair. 
Nie doczekał się odpowiedzi.

***

Nowe życie przypadło Azairowi do gustu. Mógł wychodzić kiedy chciał (byleby wracał przed zmrokiem) i dostawał tak obfite posiłki, jak tylko chciał. Ojciec mówił, że musi nauczyć się samemu sobą zajmować, więc dawał mu wolną rękę w organizowaniu sobie zajęć. Azie bardzo to odpowiadało, ponieważ mógł oddać się swojemu ulubionemu hobby — obserwowaniu.
Codziennie obierał sobie za cel innego wilka. Chodził za nim cały dzień, nasłuchiwał, co i jak mówi, z kim rozmawia, co lubi. Wieczorami, gdy wracał do jaskini, opowiadał Kamykowi, czego się dowiedział.
Po paru tygodniach znał już prawie każdego wilka.
No właśnie, prawie każdego.
Tajemnicę dla Azy stanowił jeden specyficzny wilk. Był całkiem zwyczajny w porównaniu do innych. Nie miał żadnych mocy, z tego co Aza zdążył zauważyć, ale za każdym razem, kiedy Azair na chwilę odwracał wzrok, wilk znikał. Szczeniaka bardzo to irytowało. Nieważne, jak bardzo się starał, basior zawsze mu umykał. To musiało się skończyć. 
Udało mu się dowiedzieć, jak owy wilk się nazywa. I nie było to wcale takie trudne — wystarczyło zapytać jakąś waderę, którą ostatnio mijał. 
— Wiesz co, Kamyku? — zagaił pewnego dnia rozmowę. — Jutro na pewno dowiem się czegoś więcej o Rutenie. Na razie wiem tylko tyle, że ma dwa lata i siostrę, Serenity, i jest synem tego Wrotycza. Wiesz którego, opowiadałem ci, czego się o Wrotyczu wywiedziałem od wilków. No i poza tym tak dziwnie się uśmiecha, jak z kimś rozmawia. I mówi w taki dziwny sposób. Obiecuję ci, Kamyku. — Wilczek teatralnie położył łapę na piersi. — Że jutro będę wiedział o Rutenie wszystko!
Następnego dnia wyruszył z domu jeszcze przed świtem, żeby zdążyć złapać Rutena jak najwcześniej. 
Niestety, musiał przez ranek obserwować tylko Zawilca, a potem Kivuli, zanim w końcu zauważył Rutena, kiedy ten przechadzał się po terenach.
Napadło go dzikie podekscytowanie. Nareszcie!
Maluch skrył się w trawie i przyglądał basiorowi. Gdy ten ruszył, Aza cichutko podreptał za nim. 
Oby mnie tylko nie zauważył, pomyślał. Jednak nie obawiał się tego tak bardzo, jak na samym początku swojej przygody w Watasze Srebrnego Chabra. Nauczył się, że jeśli ktoś go przyłapie, to po prostu zaczyna zwyczajną rozmowę. Każdy się na to nabierał...
Azaira zawsze dziwiło, jak łatwo można było zagaić rozmowę. Wystarczyło parę pytań. 
Ciekawe, czy na Rutena też to zadziała? 

Ciąg dalszy historii w opowiadaniu Od Rutena CD Azaira Ethala "Motyl Nocny".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz