Azair miał trudności ze znalezieniem jedzenia. Wiedział, że nie potrzeba mu niczego wielkiego, w końcu z całej trójki tylko Ruten konsumował mięso.
Skradał się między drzewami, starając się wyłapywać choćby i nikły zapach zwierzyny. Owszem, natrafił kilka razy na tropy, ale były one stare, zwierzęta już dawno zdążyły się oddalić. Warknął do siebie pod nosem. Nie może wrócić z niczym.
Nagle wyprostował się. Z lewej strony dochodził jakiś zapach. Powoli, ostrożnym krokiem wyjrzał zza krzaka.
Młoda łania, jeszcze z plamkami na grzbiecie, siedziała zakopana pod liśćmi, w cieniu drzewa. Nerwowo rozglądała się dookoła, wachlując nozdrzami. Zapewne matka zostawiła ją na moment, a teraz biedne stworzonko wyczuło niebezpieczeństwo. Nie ruszyło się jednak, bo wierzy w moc swojego kamuflarzu. Azair zachichotał w duchu.
W mgnieniu oka doskoczył do łani i przygwoździł ją do ziemi całym swoim ciężarem. Zwierzę zapiszczało i próbowało zrzucić go z siebie.
Mocowali się ze sobą przez parę sekund, aż Aza stwierdził, że wystarczająco wystraszył łanię. Szybkim ruchem skręcił jej kark.
Rozejrzał się dookoła. Na szczęście dookoła pełno było jagodowych krzaczków, napchał więc owocami żołądek i spojrzał z powrotem na łanię.
Powstrzymując odruchy wymiotne zaczął targać ją za sobą do jaskini. W połowie drogi jednak zrezygnował z tego sposobu, po prostu zarzucając sobie truchło na plecy. Ugiął się nieco pod tym ciężarem; łania była tłusta.
Pod jaskinią czekali Ruten i Mundus. Aza zrzucił z grzbietu trupa prosto pod łapy tego pierwszego i splunął za siebie, chcąc pozbyć się smaku mięsa.
Akurat kiedy Ruten skończył jeść, do trójki dołączył jeszcze jeden wilk. Zwykły, szary osobnik, którego Aza jednak rozpoznał, przez to, że dzielili ten sam zawód.
— Witaj ponownie, Mundus! — Szkło uśmiechnął się do ptaka. — I ty, Ruten. Oraz Azair Ethal.
— Mów mi Aza — rzucił biały wilk, przyglądając się śledczemu badawczo.
Szkło kiwnął głową i zwrócił się do Mundusa.
— Nie zgadniesz, co się stało — wyrzucił z siebie, ale ujrzawszy wyraz jego dzioba, zreflektował się. — Nie, nie w naszej watasze. Kilkadziesiąt kilometrów stąd, nie pamiętam nazwy. Ktoś zamordował szczeniaki i uczynił kaleką ich ojca.
— To okropne — wyrwało się Azie.
W duchu uśmiechnął się złośliwie. Kto by pomyślał?
Jakie to ciekawe. Koniec świata dla jednej osoby może być plotką i tematem do rozmowy dla innych.
Szkło skwapliwie pokiwał głową.
Ruten przyjrzał się Azairowi badawczo, za to Mundus wyglądał na pogrążonego w rozmyślaniach.
< Ruten? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz