czwartek, 2 listopada 2017

Od Astelle

Moment w którym pożegnałam rodzinne strony oraz całą watahę był świeży, raptem kilka dni wstecz. Chociaż tamtejsza para alfa wraz z sędziwym samcem beta nie byli zbyt zadowoleni zaistniałą sytuacją, wiedzieli, że ten krok jest konieczny aby nie dopuścić się ciężkich czynów dla blisko spokrewnionych. Jednak byli wyrozumiali i życzyli nam szczęścia w nowych zakątkach, zapraszali nas w odwiedziny byśmy ich nie zapomnieli a oni o nas. Tym właśnie sposobem ja wraz z czwórką rodzeństwa wyruszyliśmy w różne strony świata. Z dotychczasowych informacji dowiedziałam się przez matkę, że najstarsza z nas telepatycznie dała znak o swoim nowych zakątku. Następnego dnia kolejna dwójka miała już nowy dom, bez dachu nad głową zostałam ja oraz mój starszy brat. 
W końcu zrobiłam sobie przerwę by zregenerować siły i przysnęłam w cieniu przy małym oczku wodnym. W śnie widziałam zarys terenów i kilku wilków, właściwie to dwóch, gdzie jeden był znacznie większy od pierwszego. Gdy się obudziłam poczułam, że niedaleko coś jest. Napełniona duchową siła, podreptałam na wprost siebie, gdzie czułam coś co mnie przyciągało do siebie. Po około pół godzinie robiąc kolejny krok byłam dobrej myśli. Czułam, że to musiały być tereny jakiejś watahy. Właśnie wtedy rozglądając się, ktoś się zbliżał. Byłoby to głupie gdybym się ulotniła dlatego grzecznie zaczekałam i przede mną pojawiły się dwa basiory. Ci sami, którzy byli w moim krótkim śnie. Ten mniejszy przyjrzał mi się uważnie.
-Kim jesteś i co cię sprowadza?
-Astelle, szukam dla siebie miejsca w watasze- wyjaśniłam. Dodałam jeszcze robiąc krok w tył- jeśli nie mogę tu to już znikam.

< Oleander, Ymir? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz