niedziela, 31 stycznia 2021
Podsumowanie stycznia!
sobota, 30 stycznia 2021
Od Agresta CD Simone
- No, to po prawej masz dróżkę, która biegnie sobie wesoło przez całe nasze tereny, od południa na północ i od miejsca, w którym jesteśmy, jeszcze przez kawałek lasu, a dalej zakręca trochę na lewo i kończy na łące która przez rzekę graniczy z ludzką wsią. Nie polecam się tam wybierać, im mniej z nimi kontaktu, tym lepiej - mruknąłem, bardziej sam do siebie, niż do Simone, która chyba jednak przez cały czas, może z braku bardziej apetycznych, soczystych alternatyw, nadal słuchała moich suchych jak sucharki słów. Chyba nawet kilkukrotnie z zaangażowaniem pokiwała głową.
- A więc najważniejsze już widziałaś - przystanąłem, przez moment podtapiając się w satysfakcji z wykonanego zadania i przypominając sobie, co właściwie miało być dokładniejszym celem naszej trasy. Ach tak, Różany Wodospad. Szkoda tylko, że zupełnie nieróżany o tej porze roku.
< Simone? Przepraszam, że długo czekałaś, ledwo ogarniam aktualne wątki, więc jeśli zależy Ci na w miarę sprawnych odpisach, to chyba lepiej jakbyś mnie kimś zastąpiła 😞 >
piątek, 29 stycznia 2021
Od Almette CD Kary - "Nowe łapki i jeszcze więcej pytań"
czwartek, 28 stycznia 2021
Od Ciri CD Delty – „Seria niefortunnych zdarzeń”
Nauka z Deltą mijała mi szybko. Zbyt szybko. Nawet nie zauważyliśmy kiedy mój szczenięcy czas minął, a ja stałam się pełnoprawnie dorosłym wilkiem. A nauka sama w sobie? No cóż, można powiedzieć, że na pewno nie minęłam się z powołaniem i zostanie medykiem nie było moją drogą życiową. Jednak mogłam się poszczycić lepszą znajomością ziół i naparów niż moja matka czy dziadek, którzy przedtem uczyli mnie swojej znajomości, tyle że pod względem doprawiania i marynowania. Czy wiedza medyczna miała szansę mi się do czegoś przydać? Może gdybym była w sytuacji katastrofalnej? Nagłej i nieprzewidywalnej a w pobliżu nie byłoby nikogo innego? W przeciwnym razie wiedziałam, że raczej z niej nie skorzystam. Czy żałowałam straconego na naukę czasu? Absolutnie nie! Były to chwile tak spokojne, niezmącone złością, zawiłością czy żalem. Tak odmienne od wszystkiego co dotychczas przeżywałam, że spijałam godziny spędzone z Deltą niczym piankę z jego ulubionego, wstrząśniętego, herbacianego naparu. Jeśli ktoś by mnie spytał o mojego najlepszego przyjaciela, bez zastanowienia wskazałabym Delte, który rozświetlał mi prawie każdy dzień odkąd się poznaliśmy. Wiem jak ckliwie to brzmi, ale tak właśnie czułam. Kto wie, gdyby nie Admirał to może nawet… Nie, nie mogłam tak myśleć. Admirał był jedyny i chociaż nikt jeszcze do końca o nas nie wiedział to czułam, że gdy wszyscy zobaczą jak wygląda nasza miłość, poprą ją z pełną mocą. No ale wrócimy do Delty, to on jest gwiazdą tej serii, Admirał nie może mieć mnie całej dla siebie.
Każda nasza lekcja pokazywała mi
pasję z jaką basior zajmował się medycyną. Mimo, iż był cudownym nauczycielem,
to nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że marnuje się w tej profesji, a ja
chciałam, żeby mój najlepszy przyjaciel był spełniony w tym co kochał.
- Słyszałeś, że Etain odeszła? –
spytałam basiora pewnego dnia, gdy piliśmy herbatkę w jego przytulnym domku.
Jego aranżacja wnętrz biła na głowę nawet moją matkę, która miała istną manię
na punkcie skór, które na naszej polanie „rosły” gęsto i grubo.
- Naprawdę? – odpowiedział Delta
kończąc swój napar i zaczynając zaparzać kolejny.
- Flora przejęła stanowisko
medyczki, a to oznacza, że pomocnik medyka jest wolny. – spojrzałam na niego,
próbując dać mu do zrozumienia, że powinien wiedzieć co ma robić.
- Jestem nauczycielem medycyny,
nie ma nikogo innego na moje stanowisko.
- Nie było nauczyciela od lat,
jakoś sobie radziliśmy. A Flora ma teraz istne urwanie głowy, Etain ją
zostawiła w samym środku plagi ospy, jestem pewna, że są napary i okłady z
ziół, które by pomogły jej zwalczyć tą okropną chorobę. – byłam pewna, że jak
tylko o tym wspomnę basior rzuci wszystko i pobiegnie zyskać należne mu
stanowisko, tymczasem przekonanie go wydawało się niełatwym zadaniem.
- Jakby potrzebowała pomocy to by
do mnie przyszła. – zarzekał się Delta. Przewróciłam oczami i podeszłam do
niego. Wilk w końcu odstawił herbatę i spojrzał na mnie jak należało przy
rozmowie.
- Flora nie ma czasu się po uszach
podrapać a co dopiero Cię szukać. Pomyśl sobie! Będą ci przynosić zioła, których
potrzebujesz, koniec z łażeniem po lesie pół dnia. Nie mówiąc już o pomaganiu
innym, coś czuje, że się w tym spełnisz. – basior po raz kolejny opuścił głowę
i usiadł jakby z bezsilności. – Czego się boisz, Delto? – spytałam i patrzyłam
z wyczekiwaniem na odpowiedź.
<Delta?>
Od Hyarina CD Kali - ''Szkarłatny Tulipan''
Od Nymerii – „Samotna wśród tłumu”, cz. 3
Gdy tylko znalazłam się na w pełni żyjącej polanie, wiedziałam, że lepiej było mi w małej, wygłuszającej jaskini. Pomimo zimowej pory i śniegu sięgającego do pach (do moich pach, więc chyba niezbyt wysoko), zewsząd dochodziły do mnie szmery pochodzące od wszelkich istot tu żyjących. Chciałam zrobić coś szalonego i coś o co nikt by mnie nie posądził, ale w całym tym zgiełku nie potrafiłam się skupić. Po kilku próbach „zamknięcia” umysłu, oczywiście bezskutecznych, wpadłam na coś co choć na chwilę mogło dać mi wytchnienie. Uwalniając ze swojego gardła szczenięce warknięcie, biegłam wokół jeziora, płosząc wszystkie okoliczne stworzenia. No przynajmniej większość z nich. Po dwóch takich okrążeniach, moje łapki nie były w stanie znieść więcej. Bieganie, a raczej skakanie w śniegu okazało się zbyt wyczerpujące dla kilku miesięcznego wilka. Usiadłam więc przy zamarzniętym jeziorze, w miejscu gdzie śnieg został udeptany przez okoliczną zwierzynę i wsłuchiwałam się w pozostałe w pobliżu szmery. Skoro to były myśli to musiał być sposób, żeby je jakoś kontrolować i żebym mogła usłyszeć je dokładniej. To ona! Ona nam spłoszyła zwierzynę! Usłyszałam nagle pełny złości głos w głowie i otworzyłam szeroko oczy, rozglądając się w celu odnalezienia właścicielki głosu. Wokół jednak nie było żywej duszy i dopiero teraz zaczęłam się zastanawiać jaki zasięg ma moja moc. W takim razie to ona będzie naszą zwierzyną. Tym razem głos należący do samca sprawił, że zjeżyła mi się sierść na grzbiecie. Cały czas rozglądałam się zlękniona, bojąc się ruszyć chociaż na milimetr. Spojrzałam na swoje łapki, na których lekko płonął żółty mieniący się ogień. Starałam się wzniecić go, żeby odstraszyć od siebie drapieżniki, ale jak na złość nic się nie działo a nawet miałam wrażenie, że zmalał, jakby sam chciał schować się ze strachu. Dlaczego jak go nie potrzebuje to bucha nieproszony a teraz jest tak bezużyteczny?
- No dawaj! – warknęłam na
siebie, prawdopodobnie zwracając na siebie jeszcze większą uwagę. Miałam tylko
sekundę na zorientowanie się, że w moją stronę biegnie coś rudo- czarnego, co
zdecydowanie nie biegnie się ze mną przyjaźnie przywitać. W kolejnej sekundzie,
kiedy już miałam zrywać się do ucieczki, w bok niezbyt miłego osobnika wbiła
się w ogromną szybkością szara rozzłoszczona kulka. Zdziwienie na pysku osobnika,
aż biło po oczach, wtedy też zauważyłam, że należał on do rodziny kotowatych. I
to dość dużych. Słyszałam już o rysiach i żbikach, ale ten tutaj to jakaś
nowość. Żeby polować na wilki!? Myślałam, że to my jesteśmy tu głównymi
drapieżnikami… Wracając do teraźniejszej akcji. Szarą kulką zła okazała się
Ciri, która teraz z krwiożerczym zapałem walczyła z kotowatym. Wiedziałam
jednak, że ten osobnik nie jest sam i starania wadery, choć dobrze sobie
radziła, przy większej ilości przeciwników mogły nie wystarczyć.
- Ciri! – krzyknęłam do niej,
jednak wadera nie zwracała na mnie uwagi. W akcie desperacji zacisnęłam mono
powieki i wyobraziłam sobie, że wysyłam wilczycy wiadomość prosto do jej głowy.
Hej!? Co robisz!? Usłyszałam po kilku
sekundach odpowiedź i aż się przestraszyłam.
- Jest ich więcej! Musimy uciekać! – krzyknęłam w jej głowie, a jak
otworzyłam oczy zobaczyłam delikatny ogniowy strumień łączący mnie i Ciri. Nie
byłam pewna jak to zrobiłam, ale byłam wdzięczna swojej mocy, że chociaż teraz mnie
nie zawiodła.
- Dam sobie radę. Ty uciekaj. – Usłyszałam w głowie.
- Nie zostawię Cię samej!
- Najwyraźniej paru rzeczy o mnie jeszcze nie wiesz. Biegnij na plaże,
tygrysy się tam nigdy nie zapuszczają. – Tygrysy? Choć z lekkim opóźnieniem
na przemyślenie naszej sytuacji, zrobiłam jak kazała. Wyprułam do przodu jak
najszybciej mogłam, żeby znaleźć się poza zasięgiem drapieżników. Gdy znikałam
za górami, zobaczyłam jeszcze, że Ciri udało się powalić na ziemię tygrysa.
Jednak wokół niej pojawiły się dwa nowe osobniki, które najwyraźniej były
samicami. Przemyślcie to dobrze. To w
końcu nasze tereny, jesteście intruzami i tylko z czystej dobroci pozwalamy wam
tu polować. Usłyszałam jeszcze zanim połączenie z Ciri zostało zerwane.
Przynajmniej teraz wiedziałam jaki zasięg miała moja moc.
---
- Nic ci nie jest młoda? –
widziałam, że wadera nadchodziła jeszcze zanim pojawiła się w zasięgu mojego
wzroku. Zaczęłam dostrzegać pewne plusy swojej mocy, dlaczego jednak działa
tylko gdy w pobliżu nie było żywej duszy?
- Nie, a Tobie? Przecież on był
większy od Ciebie! – krzyknęłam nie kryjąc podziwu dla wadery. Zobaczyłam kilka
płytkich zadrapań na ciele Ciri, które w zniknęły jak tylko mrugnęłam. Że co? –
Twoje rany…
- Tak, nic mi nie jest. W końcu to
moja praca. A ty czemu nie jesteś w domu?
- Wyszłam… na spacer? –
odpowiedziałam mało przekonywująco. Wadera uśmiechnęła się do mnie i już
chciała coś powiedzieć, ale jej przerwałam.
- Tak, wiem, zaraz będzie ciemno,
musisz mnie odprowadzić do domu, ale zanim to zrobisz to mam pytanie.
- O, widzę, że szlifujesz swoją
moc. Nie radzę jednak zaglądać głębiej, młoda. Możesz się przerazić, a tego bym
nie chciała. – nie wiedziałam o co jej chodziło. W moich oczach była wzorem do naśladowania
i wiedziałam, że jak dorosnę chciałabym być chociaż w połowie tak silna i niezależna
jak ona.
- Kim jest Admirał? – spytałam zgodnie
z wcześniejszą zapowiedzią.
- Co?
- No moje pytanie. Kim jest
Admirał? – powtórzyłam i patrzyłam na momentalną zmianę w wilczycy. Cała się
napięła, jej oczy zaczęły skakać niczym piłki, jakby nie była w stanie spojrzeć
mi w oczy. – Myślisz o nim cały czas.
- To… emmm… syn Wrony. Jesteśmy
dość blisko
- O! Poznasz mnie z nim?
- Może kiedy indziej. Choć,
pewnie Magnus już szaleje ze strachu o Ciebie. – nie mówiłam już nic więcej, bo
wiedziałam, że Ciri nie będzie chciała mi odpowiedzieć. Bardzo chciałam się z
nią zaprzyjaźnić, a czułam, że dalszymi pytaniami mogłam ją zrazić do siebie. Wybrałam
więc milczenie, w czasie drogi powrotnej do domu. Jednak w mojej głowie cisza
nie nastała. Jak tylko przeszłyśmy kilka kroków, zaczęłam znowu odczuwać ból i
słyszeć szmery niewiadomego pochodzenia. Polana wróciła do życia, tak jak
wszystko inne wokoło. Ekscytacja z pierwszej samodzielnej wycieczki ulotniła się
momentalnie, a w momencie przekroczenia progu jaskini, napadła na mnie chmara
wbijających się we mnie oskarżycielskich myśli. Gdzieś ty była!? Zostawiłaś brata samego! Jak mogłaś!? Mimo, że na
zewnątrz słyszałam tylko słowa zmartwienia, wiedziałam co naprawdę czuli moi
rodzice. Powiedziałam krótkie przeprosiny i położyłam się na swoim posłaniu,
zasłaniając głowę łapkami, jakby ten gest miał naprawić wszystko co wyszło źle
w moim życiu.
CDN.
Od Delty CD Paketenshika "Noce i Dnie"
Delta spojrzał w stronę , w którą puścił się biegiem Paki. Kątem oka dostrzegł jeszcze znikającą pod masą śnieżną postać. Czarny wilk nie chciał się przyznać, ale wewnętrznie liczył, że starszy lis wskoczy w zaspę na główkę niczym lisy polujące w śniegu. Jednak było to mało prawdopodobne i Delta nie pomylił się tak bardzo gdyż ten jedynie zaczął szybko kopać. Więc Delta przyłączył się do niego grzebiąc zmarzniętymi łapami pośród grudy, tak długo aż nie ujrzeli oboje kawałka rudawego futra. Paki natychmiast sięgnął do niego pyskiem wydostając liska spod zaspy. Ruda samiczka jedynie kichnęła zanim podziękowała bratu i wtedy Deltę naszła myśl, jak nieco ironicznie dobrany do Skninki był jej patron. Jednak postanowił sobie tym zaprzątać głowy. Ciężko i tak było mu to wszystko pojąć więc postanowił nie pytać i nie wnikać. Zresztą, samej lisicy też nie znał za długo więc równie dobrze mógł się mylić. Pozostawił na chwilę kłócące się, a właściwie bardziej odpowiednim stwierdzeniem byłoby rozmawiające , rudzielce i podszedł kawałek dalej. Krajobraz nieco zmieniał się kiedy szli tak przed siebie i wilk zaczynał mieć powoli wrażenie jakby gubił się w tym białym świecie. Kiedy lepiej się przejrzał i rozejrzał wiedział, że niekoniecznie byłby w stanie wrócić do watahy w ciągu jednego dnia
-Delta idziesz?- to go wybrudziło z nagłego, aczkolwiek
krótkiego zamyślenia, więc puścił się biegiem za lisem i rudym wilkiem. Dogonił
ich w kilku susach i wyrównał tempo. Szli tak dalej, a on znowu zatopił się w
swoich myślach błądząc po zakamarkach pamięci. Szli tak i szli, aż niebo nie
zaczęło przybierać kolorów najróżniejszego różu, tylko bardziej popychając
czarnego wilka w dawne i zakopane pod dywanikiem czasu wspomnienia. Jednak
większość z nich, nawet jeśli wydawała się nieść radość, zawsze kończyła się łzami,
albo smutku i rozpaczy, ewentualnie wyrzutów sumienia albo łzami nostalgii.
Dlatego też Delta zatrzepał głową powodując tym samym lekką dezorientację i
bliską styczność jego łapy z zakopanym pod śniegiem korzeniem, a zaraz potem
ziemią. Delta przez swoje zamyślenie wpadł w zaspę, co Paki i lisica skwitowali
głośnym śmiechem. Czarny wilczek natomiast wygrzebał się spod puchu niezbyt
zadowolony.
-I co w tym śmiesznego?- mruknął i swoją zaiste teraz
przydatną mocą uformował małą kulkę śniegu ciskając nią w roześmianego Pakiego,
który zreflektował się o tym trochę za późno. Śnieżka rozbryzgła się zaraz na
jego pysku na ułamek sekundy skonsternowaną minę, która zaraz przerodziła się w
mieszaninę kpiącego uśmiechu i chęci zemsty. W jego żółtym oku błysnęła
iskierka pewności siebie. Delta momentalnie pożałował swojej decyzji i ze
spuszczonymi uszami zaczął się powoli wycofywać aby po chwili rzucić się do
ucieczki . Daleko nie zabiegł zanim nie dostał śnieżną kulką w tył głowy, co
przeważyło jego ciało. Mózg na sekundę przestał myśleć o tym żeby poruszyć
łapami, przez co Delta ponownie tego dnia zbliżył się do gruntu przewracając
się. I ponownie też usłyszał śmiech Pakiego, który swoją drogą był zaskakująco
przyjemny dla ucha. Zawstydzony Delta uniósł się z ziemi i tym razem wykonał
salwę śnieżek żądając rewanżu. Niestety celując trafił lisiczkę, która w ramach
zemsty także dołączyła do bitwy. A mieli iść dalej czyż nie? Jednak zabawa
pochłonęła im czas, bo żaden nie chciał odpuścić i w końcu mrok spowił świat,
pozostawiając im za jedyne źródło światła księżyc, który świecił tego dnia dość
bladym blaskiem.
Delta dopiero kiedy wylądował na plecach w śniegu
zreflektował się o porze i ich położeniu. Aczkolwiek zastygł na chwilę
podziwiając pięknie rozgwieżdżone niebo, które swoim granatowym kolorem
przypominało jego futro.
-Poddaję się- wywiesił w końcu przysłowiową białą flagę
wstając ze śniegu. Przez myśl przeszło mu że jest niemiłosiernie zmęczony,
jednak nie mógł narzekać. Tyle lat przetrwał wędrując długie dni i noce bez
odpoczynku, więc czemu teraz miałby nie?
-Lepiej ruszajmy dalej. Zanim znajdzie nas świt.- podszedł do
rudzielców uśmiechając się delikatnie.
<Paaaaaaaaakiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii!>
Od Szkła - „Gerania, czyli wspomnienia zamknięte w przeszłości” (Opowiadanie konkursowe)
- Miejsca tu dużo, a w ostatnich latach zwierząt przybywa tak szybko, że jeśli nie pojawią się nasi, prędzej czy później ziemie te upadną lub zajmą je ludzie. Jeśli żaden przybysz nie zjawi się tutaj w przeciągu roku i nie zdecyduje się ostać razem z rodziną, może ktoś z naszych zgodzi się zająć ten pusty wschód. - Jeden z basiorów zatrzymał się na moment i rozejrzał po jej domu.
Wprawne ucho z daleka już rozeznawało wycie upiorów od wilczego.
- Wróciłaś, dziecinko. - Wielkie oczy zjawy otworzyły się tuż obok jej policzka. Pozbawione wyrazu i matowe w swojej czerni, wydawały się puste jak dwie, ogromne dziury w czaszce trupa. Gerania wsunęła się jeszcze głębiej pomiędzy korzenie potężnego drzewa, ale popatrzyła na swojego rozmówcę, ignorując ucisk w przełyku.
- Poradźcie mi, co zrobić, bym nie zasnęła!
- Dlaczego chcecie mi pomóc? - zapytała waderka, podkulając nogi mocniej pod brzuch, by trochę je ogrzać.
- Coś się tu szykuje. - Zjawa pogładziła ją po policzku. - Dziwna godzina nastała, Geranio. Już niedługo rozpocznie się tu coś niezwykłego, jakiś inny świat. Podwaliny pod ten świat, setki zagubionych duszyczek przygotowują już od dawna.
- Spóźniliście się - mruknął, odwracając się ku nim, gdy tylko zdążył pogodzić się z przerwanym polowaniem. - Jeden basior zamieszkał ostatnio w naszym lesie i sprowadził ze sobą jakieś jeszcze wilczyce.
- Tak mówisz? - Było ich trzech, a każdy dumnie wypinał pierś z zawieszoną na niej, niebieską wstążką.
- Narcyz. Szukajcie go sobie po lesie, ale i tak nic tu już nie ugracie.
Gerania przyglądała się im z zaciekawieniem. Niewidzialność była jedną z jej ulubionych umiejętności. Jedną z ulubionych, lecz bez wątpienia nic nie mogło wygrać ze zdolnością pociągania za myślowe sznurki. Czyż nie przyjemnym było widzieć, jak te zabawne, wilcze pionki, stawały na planszy życia dokładnie tam, gdzie chciałaby je zobaczyć?
Postanowiła więc i tym razem zabawić się trochę z tak doniosłymi podróżnikami, urzędnikami podobno jakiejś tam Najwyższej Izby.
Ach, choć zdążyła do pewnego stopnia przyzwyczaić się do ponadczasowości, która, nawiasem mówiąc, trwała dopiero rok, każdy jej następny dzień powodował przyjemne dreszcze.
- No, idę o zakład, że szczególnej miłości i tak nie będzie pomiędzy tymi dwoma gatunkami. Wilcze społeczeństwo stało się ostatnimi czasy tak ekspansywne, że gdy rozgości się tu na dobre, nie będzie życzyło sobie towarzystwa rublii. Nikt nie powiedział, że dzieci nie skończą jak ojciec.
- Uważaj, Geranio, by i o tobie kiedyś nie zapomniano.
Mroźny wiatr nawiewał do środka jaskini drobiny gęsto padającego śniegu. Zadrżałem, zbierając się do wyjścia. Teraz, gdy historia, która kołatała mi się po głowie tej nocy, została spisana, poczułem coś na kształt abstrakcyjnej ulgi. Jak gdyby niewidzialny ktoś, siedzący tuż obok mnie i przez cały czas opierający się na moim ramieniu, nagle odetchnął głęboko i bezszelestnym krokiem wycofał się do wyjścia.
Od Paketenshiki - 7 trening zwinności
Przez długi czas wypatrywał Puchła wśród śniegu, wąchał lód w poszukiwaniu charakterystycznego zapachu brzoskwini, którym odznaczało się małe stworzenie, nasłuchiwał cichego popiskiwania. Niczego jednak nie mógł znaleźć. Jeździł w tą i z powrotem, coraz bardziej zmartwiony, przestraszony wręcz, jednak z każdą ubywającą nieubłaganie chwilą coraz bardziej się przekonywał, że nie mógł niczego znaleźć. Wrócił nawet do odcinka rzeki, w którym pierwotnie się bawili, jednakże puchatej kulki wciąż nigdzie nie było. Nie było nawet śladu.
– Rozpłynął się w powietrzu czy jak... – wypalił do samego siebie rudzielec. – Przecież musi coś tu być... Jeszcze niedawno było.
Ślizgał się uparcie po lodzie, z głową tak nisko, jak tylko pozwalała mu na to zdobyta równowaga, rozglądając się i wąchając dookoła. Dalej null, nic, ani w zaspach śniegu, ani na powierzchni lodowego lustra, ani nawet gdzieś na brzegu, gdzie Puchło mogło odpoczywać. Paki wreszcie usiadł zrezygnowany.
Na jego ogonie pojawił się ruch, a ruchowi towarzyszyło ciche popiskiwanie. Dobrze znane popiskiwanie.
– Ty mała cholero... – wymruczał basior, pozwalając wykończonemu Puchłu ułożyć się do snu w swoich ogonach.
<7/7>
Gratulacje!
Od Wayfarera - 7 trening szybkości
Alpaka grzecznie dawała się prowadzić przez zielone lasy południa, przez mijane okazjonalnie kwieciste, wielobarwne łąki, przez uprawiane przez ludzi pola różnorakich roślin. Nie uciekała, nie wyrywała się, gdy Wayfarer jej nakazał od razu szła do przodu. Jadła to, co znaleźli po drodze, oczywiście basior starał się jak najlepiej ją utrzymywać, zapewniać jej tak dobre warunki, na jakie pozwalało otoczenie, a nawet regularnie ją czesał i utrzymywał wełnę w niemal idealnym stanie. Czasem Machu Picchu wydawał się na tyle szczęśliwy, że podróżnik zaczynał się zastanawiać, czy przypadkiem alpace nie jest lepiej z nim niż na wybiegu z pozostałymi osobnikami swojego gatunku. Cóż miał mówić? Nie zamierzał narzekać.
Minęło kilka dni, od kiedy opuścili tereny przyjaznej Wayfarerowi watahy i choć basior nie chciał się do końca do tego przyznawać, brakowało mu już towarzystwa pogodnego, ledwo mówiącego po europejsku Xiupilli. Już nigdy więcej się nie spotkają, a on doskonale o tym wiedział. Ale taki był przecież los podróżnika, prawda?
<7/7 JEŻU MARIAN ILE MI TO ZAJĘŁO>
Gratulacje!
Od Yira - 7 trening siły
Basior nie miał pojęcia, kiedy dokładnie dotarł do jaskini medyka. Nie był nawet pewien, czy trafił tam sam, czy może zaniósł go jakiś inny wilk. Pamiętał tylko, jak brnął przez bielutki śnieg roztaczający dookoła swoje lodowate macki, a następnie, jak za dotknięciem magicznej różdżki, siedział na miękkim posłaniu, owinięty w ciepły, puszysty koc, a przed nim uwijała się zmartwiona Flora, podając mu do ust różne leki, wciąż wymieniając okłady na czoło oraz wycierając zmoczone futro, z którego uparcie ściekała woda. Nie pytał się jej jeszcze, co się stało, nie chciał jej przecież martwić, poprosił ją tylko, żeby nikomu nic nie mówiła. Wadera zgodziła się bez słowa.
Teraz siedział w ciszy, opatulony w kilka warstw, żeby się powoli rozgrzewać, z kubkiem herbaty cały czas dostępnym pod ręką. Czuł chorobę sięgającą jego ciało, gorączkę, kaszel, ale był z siebie zadowolony. Udało mu się przebrnąć przez taki śnieg, nie był zmęczony - przynajmniej nie tak bardzo, jak powinien - a do tego wbrew własnym przekonaniom przeżył.
<7/7>
Gratulacje!
środa, 27 stycznia 2021
Od Satomiego - "Barwa Niepamięci" cz.1
Ziewnąłem, prawie przewracając się o własne, śmiesznie krótkie łapki. Zanim zdążyłem zaprotestować, Shino złapał mnie już za skórę na karku i uniósł do góry.
– To nie było konieczne – szepnąłem, kołysząc się w rytm kroków lisa. – Tak samo jak...
– Było, Satomi – westchnął.
– Mogliśmy odejść. Wrócić do domu.
Poczułem, jak zęby na moim karku zaciskają się odrobinę mocniej, by po chwili znowu rozluźnić uścisk.
– Przepraszam Shino, nie powinienem był... – urwałem, czując, jak lis obraca głowę, nasłuchując czegoś z boku. – Znowu narobiłem ci kłopotu.
– Przyzwyczaiłem się.
Oboje wiedzieliśmy, że wcale się nie przyzwyczaił, ale żaden z nas nie śmiał tego przyznać. Ani teraz ani za żadnym poprzednim razem.
Nie miałem przecież nic do stracenia.
Coś w głębi lasu spłoszyło stado gawronów. Lis ponownie spojrzał w tamtym kierunku, nieruchomiejąc niemal zupełnie. Nie musiałem się tym przejmować.
Spojrzałem w niebo, przybierające coraz cieplejszy odcień różu. O tej porze roku spodziewałbym się raczej gołębiego błękitu, przeplatanego smużkami szarobiałych chmur, ale nie sądzę, by natura liczyła się z czyjąkolwiek opinią na ten temat.
– Hej, Shino – zapytałem, gdy zatrzymaliśmy się na noc – wracamy do domu?
Lis zawahał się. Zdawać by się mogło, że to pytanie zupełnie zbiło go z tropu.
– Co masz na myśli?
– Nie wygłupiaj się. – Zmarszczyłem brwi. – Wiem, że nie lubisz wracać do miejsc, w których zginąłem, ale…
…tam byliśmy szczęśliwi.
– Nic z niego nie zostało. – Shino przymknął oczy. Przez chwilę patrzyłem na niego, nadal z otwartym pyskiem, próbując zdławić żal.
– Oh. – Położyłem uszy po sobie. Jednak już nigdy nie będzie tak ja kiedyś.
Przecież zawsze to wiedziałem.
Kitsune położył się we wcześniej wykopanym dołku. Gdzieś w oddali zahukała sowa, ale żaden z nas nie zareagował.
– Połóż się, ruszamy z samego rana.
Nie pozostało mi nic innego jak wtulić się w stalowo szare futro, licząc, że nie będę tej nocy śnić o przeszłości.
C.D.N
wtorek, 26 stycznia 2021
Od Nymerii – „Samotna wśród tłumu”, cz. 2
Leżałam przygnieciona przez poczucie winy, nie wiedząc w jaki sposób przyczyniłam się do całej tej sytuacji. Przecież tatuś mówił mi o mojej starszej siostrze Karze. Na pewno! Na sto procent mi o tym mówił! Nie mogłam sobie tego sama wymyślić, prawda?
- Nic się nie stało Nym… To nie
Twoja wina. – westchnął tata z widocznym i ?słyszalnym? bólem. – Już dawno
powinienem był jej o tym powiedzieć. Z resztą Twojej matce także. – spojrzał na
mnie z zaciekawieniem i ułożył tuż przed moim posłaniem, frontem do mnie. Uśmiechnął
się do mnie łagodnie, jednak czułam się jeszcze bardziej zagrożona niż przed
chwilą. Jakby uśmiech taty skrywał coś bardzo, bardzo przerażającego.
- Zastanawia mnie jednak inna
sprawa. – Zaczął patrząc na mnie uważnie. – Skąd wiedziałaś, Nym? W jaki sposób
ta informacja znalazła się w Twojej małej, niewinnej główce, córeczko?
- Ja… ja… nie wiem. Myślę, że
mówiłeś nam o tym. – zwróciłam swój łepek w stronę braciszka. – Mówił prawda? –
Teo spojrzał na mnie wygięty w nienaturalnej dla wilka pozycji. Dopiero teraz
dostrzegłam, że cały ten czas bawił się swoim ogonem i albo nie zauważył co się
działo, albo kompletnie go to nie interesowało.
- Mówił, co? – spytał
jednocześnie przestając żuć własny ogon. Jego zdolności obserwacyjne zostały w
tym momencie zmienione na szczenięcą zabawę… nie mogłam go za to winić, jednak
czułam się trochę osamotniona w swoich odczuciach. Nie mówiąc już o tym, że
sama dawno przestałam się z nim bawić, od kiedy to z każdej zabawy Teoś wracał
z przypaloną sierścią. Dobrze, że na zewnątrz nadal spoczywał śniegowy puch,
dzięki czemu ogień nigdy nie rozprzestrzenił się dalej. Wszyscy naokoło mówili,
że moja moc od urodzenia, to rzecz niezwykle wyjątkowa i powinnam celebrować
każdy dzień nauki swoich zdolności. Ja jednak czułam, że to bardziej magiczna
klatka niż błogosławieństwo. Westchnęłam cicho na niekompetencje brata i
skierowałam swój wzrok na tate.
- Wiesz Nym, ostatnio zacząłem
odczuwać czyjąś obecność. – zaczął do mnie mówić niezrozumiałe dla mnie rzeczy.
– Czułem jakby ktoś mnie odwiedzał… - łapą pokazał swoją skroń. – O tutaj. –
patrzyłam na niego jak głupia nie mogąc ogarnąć o co dokładnie mu chodzi.
Basior westchnął i usiadł przez co czułam się jeszcze mniejsza od niego niż
byłam w rzeczywistości.
- Córeczko, czy to czytasz mi w
myślach? – to pytanie zbiło mnie z tropu. Myśli to co, to jest właściwie? Każdy
ma jakieś myśli, ale to nie jest tak, że można je z kimś dzielić?
- A co to znaczy? – zapytałam
więc, oczekując dalszych wyjaśnień. Tata patrzył na mnie z góry, równie
zmieszany co ja. Widać było, że nie wie co ma zrobić. Matko, jak jej to wyjaśnić. Chociaż może się mylę, może tylko
podsłuchała jakąś rozmowę… Tylko, nikt oprócz mnie o tym nie wiedział.
- Nic nie podsłuchałam! –
krzyknęłam urażona oskarżeniem. Tatuś spojrzał na mnie, zmarszczył brwi i
westchnął po raz kolejny tego samego dnia.
- No właśnie o to chodzi, Nym! –
zaczął przechadzać się po jaskini. – To co właśnie usłyszałaś, nie zostało
przeze mnie wypowiedziane. To były moje myśli, Szkrabie, nie moje słowa.
- Myśli? A to nie powinnam ich
słyszeć? – Emocjonalny rollercoaster w moim umyśle nie miał końca. Co to
wszystko znaczyło. Czułam, że mój mózg wchłonął już zbyt dużo informacji jak na
jeden dzień.
- Nie, Nym, nie powinnaś. A może
bardziej… nie wszyscy je słyszą. – zatrzymał się na chwile, odpowiedział na
moje pytanie i zaczął krążyć dalej. Musimy
ją nauczyć jak to opanować.
- Ale te słowa same wpadają mi do
głowy! – wstałam z posłania i podeszłam do taty. – Na przykład Teo non stop
myśli o szyszkach i kocimiętce! A teraz na przykład o swoim ogonie, który tak
zawzięcie gryzie… A ty! A ty chcesz mnie nauczyć opanować tą moc, tylko że ja
nic nie robię, żeby to słyszeć!
- Nie martw się, Nymeria. Coś
wymyślimy, na pewno. – uśmiechnął się do mnie ciepło, jakby wszystko nagle
stało się jasne. Wiedziałam, że dla niego już było, tylko że ja nadal nic nie
rozumiałam. – Sam mam podobną moc, jestem pewny, że Twoja działa tak samo.
- Też słyszysz te szmery cały
czas!? – spytałam z ekscytacją, że nie jestem w tym sama. W końcu ktoś, kto mi
z tym pomoże. Z tego co opowiadał mi Teoś, przez większość czasu panuje w lesie
cisza. Słyszy tylko śpiew ptaków i zwierzynę w oddali, ale żadnych szmerów
oprócz odległego szumu morze nie wyczuwa. Myślałam, że to po prostu moje uszy
jeszcze nie działały prawidłowo…
- Szmery? – zdziwił się basior,
co sprawiło, że mój entuzjazm od razu zmalał.
- W sumie to pewnie tylko las…
wiesz ostatnio tak wietrznie na dworze. – widząc jego reakcje wolałam wycofać
się ze swoich słów. Nie chciałam, żeby inni się mnie bali… albo trzymali się
ode mnie z daleka, bo nie mogłam kontrolować swojej mocy.
- Dobrze, Nym. Postaraj się
proszę nie wchodzić nikomu do głowy, okey? A tym bardziej rozpowiadać o tym co
usłyszałaś.
- Dobrze, tato. – powiedziałam ze
skruchą. Basior odszedł ode mnie i skierował się w stronę wyjścia z jaskini.
- Muszę znaleźć waszą mamę, za
długo jej nie ma. Za chwilę wyśle do was wujka Pakiego, ale proszę was… bądźcie
grzeczni. – popatrzył na naszą dwójkę. Razem z bratem, który ponownie ocknął
się z zabawy kiwnęliśmy potwierdzająco głowami, dając tacie do zrozumienia, że będziemy
grzeczni.
- Nie podpal nic Nym. – rzucił jeszcze
przed wyjściem, a mój pysk na te słowa aż się skrzywił z nagłej złości. Nie rób tak… Uważaj, Nym. Inaczej, Nym. Źle to
robisz, Nym. Nie zrań brata, Nym.
Zawsze tylko Nie, nie tak i źle.
Czy naprawdę wszystko robiłam nie tak jak potrzeba? Teo wydawał się przy mnie
idealnym dzieckiem, a przecież nigdy się nie słuchał i robił głupoty.
Nagle do głowy przyszła mi
niepoprawna myśl. Dotąd zawsze słuchałam się rodziców a przyniosło mi to tylko
więcej zakazów i nakazów. Spojrzałam na zajętego sobą brata i starając się nie
zwracać jego uwagi, wyszłam z jaskini. Na pewno zaraz do niego przyjdzie wujek,
więc nie miałam się o co martwić. Gdy tylko znalazłam się na zewnątrz,
skierowałam się w stronę lasu i znanej mi już Polany Życia.
CDN