czwartek, 1 sierpnia 2019

Od Rutena CD Azaira Ethala - "Motyl Nocny"

Ruten 2.0
Przeciągnąłem się z całą mocą, uniosłem pysk i przez chwilę miałem wielką ochotę zawyć, chcąc znów poczuć się od początku do końca wilkiem. To był mój świat i żadne ludzkie ciało nie mogłoby niczym go zrekompensować. Wewnątrz mojego organizmu, jak opętane przebiegały dreszcze.
Znów znajdowaliśmy się w jaskini w Watasze Szarych Jabłoni, w której jeszcze do niedawna przebywał nasz poseł. Teraz byliśmy tam sami. Nasze badanie zostało przerwane, można więc było wracać do domu.
- Przydałoby się coś zjeść - mruknąłem, gdy szliśmy już przed siebie. Znaleźliśmy się w końcu na terenach WSC i do przemierzenia zostało nam kilka kilometrów.
Przenosiłem wzrok raz w jedną, raz w drugą stronę. Moje ciało z niezrozumiałej przyczyny wyjątkowo wyraźnie zaczynały  wypełniać emocje.
- Mogę spróbować coś upolować, a wy idźcie dalej - usłyszałem głos Azaira. Gdy odwróciłem się i popatrzyłem na niego pytająco, jedynie uspokajająco kiwnął głową i zatrzymał się. Dalej poszedłem więc już tylko z Mundusem, naszego białego wspólnika zostawiając w lesie. Być może musiał odpocząć po wszystkich przeżyciach ostatnich dni. W zasadzie wszystkim nam by się to przydało.
- Mundurek, powiedz mi, co sądzisz o miłości? - wysyczałem w pewnej chwili, przez zaciśnięte zęby. Na początku wydał się zaniepokojony tonem, jakim na pozór bez powodu nagle zacząłem mówić, ale po chwili odrzekł ostrożnie:
- Co dokładnie chcesz usłyszeć?
- Wzgląd biologiczny. Nie komentarz tego, co wydumało sobie społeczeństwo tłumacząc niewiedzę, ale o prawdziwe wyjaśnienie tego zjawiska.
- O, pytasz mnie o biologię... - powiedział cicho - prawie jakbyś uznał mnie za życie świadome.
- A zatem? - przerwałem ze zniecierpliwieniem.
- Miłość to zbiór wielu innych zjawisk bardziej, niż coś samo w sobie, w czystej postaci. Dlatego trudno jednoznacznie wytłumaczyć jej działanie. Może być zwykłym, bardzo silnym przywiązaniem, uczuciem zrozumienia, inaczej pojętą przyjaźnią, albo po prostu pożądaniem. Jako pierwsze najczęściej działają feromony, ale chyba to przywiązanie jest najbliższe temu, co często przyjmujemy za prawdziwą miłość. Mają na nie wpływ hormony, oksytocyna i wazopresyna.
Przerwał i popatrzył na mnie, jakby teraz to on oczekiwał jakichś wyjaśnień. Lekko wzruszyłem ramionami.
- Miłość nie jest dla mnie. Rozsądkiem pokonuję uczucia czyniące słabszym, a nad instynktami panuję.
Bez przekonania pokiwał głową.

Trwającą przez krótką chwilę ciszę przerwało coś poruszającego się między pobliskimi drzewami. Zmrużyłem oczy, z niepokojem patrząc w ich stronę. Ach, to ten, znałem go z widzenia. Miał tak burą sierść, że w pierwszej chwili w słoneczny dzień trudno było odróżnić ją od piachu i gałęzi. Nie byłem nawet pewien, jak się nazywał, ale działał mi na nerwy.
- Dzień dobry - zawołał z oddali - cześć, Mundurek!
- Cześć!... - szary ptak uśmiechnął się lekko, odprowadzając wzrokiem wilka, który ponownie zniknął gdzieś w krzakach. Westchnąłem, z powrotem rozluźniając mięśnie. Ostatnio każdego obcego traktowałem jako coraz większe zagrożenie. Najwyraźniej dorosłem do pełnej świadomości faktu, że nigdy nie wiadomo było, czego się po nich spodziewać.
- Ten wilk nieźle by się prezentował jako pięknie oczyszczony szkielecik - odwróciłem się do towarzysza, a na moim pysku pojawił się pełen zadumy uśmiech.
- NIE - przerwał Mundus, stanowczo przerywając moje rozmyślania - Szkło... nie rusz go.
- A czemuż to? - rzuciłem kpiąco.
- Bo... jestem za niego odpowiedzialny.
- Ochronić go możesz przed całą resztą tej swołoczy, nie przede mną. Moja potrzeba silniejsza, niż twoja odpowiedzialność.
- Tak? - ptak wolno przeniósł wzrok na mnie, na co, muszę się przyznać, w pierwszej chwili przeszły mnie dreszcze. Zatrzymaliśmy się - znudziło ci się życie? Wiesz, Ruten, że jestem jedną z tych dwóch osób, które mają na ciebie tyle haków, że spokojnie wystarczy...
- Zamilcz! - warknąłem i odsłoniłem kły, z wściekłością patrząc mu w oczy -przysięgniesz mi tu i teraz, że będziesz siedzieć cicho, albo to ty pożegnasz się z życiem.
- Ruten, Ruten, uspokój się - zniżył głos - dobrze wiesz, że dopóki żyję, choćbyś sprawił, że najpiękniejszymi słowami będę zapewniał cię o wierności, czy do końca życia czołgał ci się pod nogami, ty zupełnie spokojny nie będziesz.
Jeszcze przez chwilę patrzyłem na niego, starając się wyczytać z jego oczu cokolwiek, co mogłoby dać mi jakąś wskazówkę. On natomiast, po chwili ciszy, dodał jeszcze szeptem:
- A więc albo zabijesz mnie teraz, albo pogodzisz się z tym brakiem spokoju.
Odsunąłem się od niego, ponownie znajdując się w neutralnej odległości.
- Wybacz mi - westchnął, gdy, jak mniemam, poczuł się bezpieczniej - powiedziałem ci już kiedyś, byś mi zaufał i z całego serca chciałbym tego... ale uważaj, bo wolę być wiarołomcą, niż pozwolić ci to zrobić. O jedno cię proszę, więc uszanuj tę prośbę. A może kiedyś mi podziękujesz.
- Jeszcze nie nałaziłeś się po tym świecie - mruknąłem z niezadowoleniem - ale dobrze. Dobrze, zobaczymy, jak długo jeszcze dasz radę mówić w ten sposób. Zobaczymy.

Kiedy znaleźliśmy się w mojej jaskini, z przykrością zorientowałem się, że pod naszą nieobecność coś już zajęło się dwójką pacjentów, jeszcze kilka dni temu leżących sobie spokojnie pod ścianą jaskini. Wtedy dzieciak nadal był pod wpływem działania wirusa VCQ, a obudzona już, związana sznurkiem wadera zalegała obok niego.
- Hm, krew - mruknąłem, z zastanowieniem przyglądając się częściowo pokrytemu zaplamionym piaskiem, kamiennemu podłożu w miejscu, gdzie wcześniej leżały wilki. Wyraźne, choć zaschnięte już ślady prowadziły do wyjścia, a w pobliżu walały się jeszcze szczątki sznurka, którym obwiązane było ciało wilczycy.
- Zaciągnięto ich w góry - Mundurek popatrzył na ledwie już widoczne krople w pobliżu wyjścia z groty. Dalej prowadziły gdzieś pomiędzy skały i znikały suchej w trawie. Najprawdopodobniej cała ta rzeź była robotą głodnego niedźwiedzia albo jednego z tych obrośniętych legendą tygrysów syberyjskich, które podobno czasami można było spotkać w tych okolicach.
- Myślisz, że można będzie dojść po ciałach, skąd zostały wyciągnięte? - zapytałem. Co prawda krwawe ślady kończyły się w zasięgu naszego wzroku, ale nie byłem pewien, czy później znów gdzieś się nie pojawiły.
- Zależy, jak daleko teraz leżą, jeśli w ogóle coś z nich zostało - ptak zrobił kilka kroków przed siebie - warto byłoby chyba to sprawdzić.
- Idź ty, ja trochę tutaj posprzątam – schylając pysk, podrapałem się za uchem - albo nie, czekaj. Zostań tutaj, Azair może zaraz przyjdzie. Ja idę załatwić sprawę naszych pacjentów - to powiedziawszy, wyszedłem z jaskini. Ostatnie znaki jednak znikły już kilka metrów dalej, przez co mogłem kierować się jedynie węchem, choć wokół nie było już czuć nawet wyraźnego zapachu padliny. Najwyraźniej drapieżnik wywlókł je w bezpieczne miejsce i od razu spożytkował. Zgubiwszy ślad, musiałem wrócić do jaskini.

Zakłócacze wątku
Nie minął nawet tydzień od czasu, gdy śledczy zakopali ciało staruszka, nad którym męczyli się przez kilka długich dni. Ot, kolejna nierozwiązana sprawa. Takie zdarzały się dosyć często.
Tego dnia zdarzyło się przypadkiem tak, że wszyscy razem siedzieli na swoim posterunku. Byli więc śledczy Brus i Szkło, był analityk śledczy Silwestr, przyszła także strażniczka Opal. Ten właśnie, sielankowy dzień, ponieważ nic lepszego nie mieli do roboty, wybrali na czas porządkowania dokumentów i opisywania wyników starych spraw. Ledwie jednak na dobre zabrali się do pracy, przeszkodzono im. Rzadko zdarzało się, że ktoś z samego rana przychodził ze zgłoszeniem. Gdyby pójść o krok dalej, nieczęsto ktoś w ogóle przychodził ze zgłoszeniem, toteż tym bardziej niespodziewanym było, gdy do jaskini śledczych wpadł stróż i chaotycznie zaczął opowiadać o dwóch ciałach, które znalazł w pobliżu granicy.
- Byłem akurat na obchodzie terenów - mówił z rozgorączkowaniem - poczułem, coś padło. Nie na naszych terenach, tylko w WSC, ale pomyślałem, że mogę tam poszukać. Tak na w razie czego, wiecie... i leżały tam. Leżą cały czas, dwa ciała - po ostatnich jego słowach w grocie zapadła cisza. Wilki popatrzyły po sobie, a stróż kontynuował - wadera i szczeniak. Kompletnie zmasakrowane, nie znam ich.
- Gdzie one są? - zapytał Brus - sprawdzimy.
- Jak to? To nie teraz? - zdziwił się przerażony basior.
- Teraz. Szkło, idziemy - śledczy skinął głową w kierunku wyjścia - poprowadź nas, dobry obywatelu.
Na miejscu dosyć szybko okazało się, że praktycznie nie ma już czego zbierać. Dwa trupy leżały w kawałkach, porozrywane silnymi, tygrysimi pazurami.
- Znasz ich? - zapytał ściszonym głosem Brus. Śledczy Szkło pokręcił głową, a jego towarzysz zwrócił się do stróża, który stał obok, szeroko otwartymi oczyma przyglądając się rozrzuconym wokół szczątkom - to nawet nie jest robota wilka, nic tu nie poradzimy. Trzeba po prostu ich zakopać i dać święty spokój.
- Jak to? - zawołał ten z cieniem paniki w głosie - takie rzeczy dzieją się z tutejszymi, a wy się tym nie zajmiecie?
- To najpewniej tygrys, w walce z nim wilk nie ma szans - Brus uniósł łapę w geście bezradności - wiem, przykro patrzeć na podobną śmierć, ale niestety na takim świecie żyjemy. A teraz wracaj na obchód, zapomnij o tym nieszczęściu.
Wilk odszedł, choć bynajmniej nie zaczął wyglądać na spokojnego. Pozostało tylko rozgrzebanie twardego piachu, by kolejne śledztwo mogło zostać uznane za zakończone.
- Znowu fałszywy alarm - mruknął Brus, wyrzucając ostatnie grudy ziemi z wykopanego przez nich dołu, w którym zaraz spocząć miała wadera i szczenię - najgorsze zawsze jest wytłumaczenie innym wilkom, że nie możemy nic zrobić w tej sprawie. Co poradzimy na inne zwierzęta? Umieranie, to prawo natury. Naszym obowiązkiem jest przeciwdziałanie zbrodni wilków przeciwko wilkom.
- Ja rozumiem - w zamyśleniu odpowiedział Szkło - ale czy inni to zrozumieją?
- Praca śledczego, Szkło - starszy basior wyszedł z dołu, podnosząc rozczłonkowane ciało szczeniaka - to niestety nie tylko szacunek i sukcesy. Zauważyłeś, jak dużo ostatnio nierozwiązanych spraw? Jesteśmy bezsilni, oprócz własnych oczu i kłów nie mamy nawet skutecznych środków do zapobiegania przestępstwom, nie mówiąc o zwalczaniu ich. Inne wilki będą żywić do nas o to urazę, bo zaczną bać się o własne życie. Będą mieć do nas żal. To kwestia czasu.

< Azairku? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz