sobota, 31 sierpnia 2019

Podsumowanie sierpnia!

Moi przyjaciele,
nadszedł czas na podsumowanie następnego miesiąca, który spędziliśmy wspólnie. Dziękuję Wam za ten czas (któż z łezką w oku nie wspomina na przykład pokonania Zawilca Niepokonanego?). Bardzo cieszę się, że znów mogę to zrobić, tym bardziej, że był to kolejny miesiąc, w którym liczba postów na naszej stronie przekroczyła liczbę do tej pory najwyższą, osiągniętą w lipcu, a było to niebagatelne 160 postów. Pobijanie rekordów powoli staje się naszą comiesięczną tradycją, zauważyliście?
Ponieważ wielkimi krokami zbliża się dosyć pracochłonne wyzwanie, należy spodziewać się, że nasza aktywność trochę zmaleje, przynajmniej przez wrzesień i październik. Od siebie powiem tylko, żebyście na spokojnie zajęli się wszystkim, co musicie zrobić dla dobra świata i dla dobra swojego. WSC będzie spokojnie tu sobie czekać.
Powoli minęły letnie miesiące, nadchodzi czas, w którym znów rozpoczniemy nowy rozdział. Życzę Wam, abyście wykorzystali go jak nową szansę i, gdy nadejdzie kolejne lato, wspomnieli ten czas z dumą. W końcu nic nie pokona wilka w WSC, prawda?
A teraz czas na podsumowanie, przypominam, że archiwum tego miesiąca sięga jedynie stu ostatnich postów, więc aby dostać się do dalszych, trzeba skorzystać z wyszukiwarki lub cofać się ręcznie od ostatniego widocznego opowiadania, linkiem "Starszy post".

Na pierwszym miejscu tego miesiąca bezapelacyjnie staje Azair Ethal z 23 opowiadaniami,
Drugie miejsce przypada wilkowi o dźwięcznym imieniu Szkło, napisawszy 17 opowiadań,
A lokatę trzecią zajmuje Ruten, który, tak samo jak miesiąc temu, napisał 16 opowiadań.

W tym miesiącu wyjątkowo wiele innych postaci wzięło udział w naszych opowiadaniach. Są to AashaRêve de NuitWegaUrsalEl DiabloBrutusCezarAriesShinoGoth Mundus.

Poza wyżej wymienionymi imionami, na szczególną chwałę zasługują też wilki, które, pomimo iż nie znalazły się na podium, aktywnie pisały opowiadania. Powyżej pięciu tego miesiąca napisali Notte (14), Kzeris (10), Naoru (9), Haruhiko (8), Vinys (8), Palette (7), Serenity (7) i Sangre (7).
Oprócz nich, w życiu WSC uczestniczyli również DuchAshera, AgrestLaboniJoenaLeonardo Firestar, LaponiaYukiBlue Dream i Vitale.

Do zobaczenia za miesiąc, Kochani!

                                                     Tajny współpracownik zmarłego szefa

Od Kzeris CD Szkła

Zostałam wyciągnięta na ring. Oczywiście jak na złość miałam walczyć z El Diablo. Dlaczego akurat on? Pamiętałam słowa Szkła. Musiałam jak najdłużej nie walczyć. Muszę zrobić to dla niego.
- Proszę, proszę, proszę. Kogo my tu mamy? Nasza kochana mała Kzeris zaszczyciła nasz ring. - zaczął pies, a ja zacisnęłam kły.
- Wiesz jakie mam zdanie o tym miejscu. - warknęłam. Pies zaśmiał się i skoczył na mnie. Musiałam wytrzymać na ringu, jak najdłużej. Musiałam zrobić to dla Szkła. Gdy Diablo skoczył w moim kierunku, a ja uskoczyłam. Gra ta trwała, póki Diablo nie przewidział, gdzie następnie skoczę. Złapał mnie za łapę i rzucił o klaty ringu, które przebiły moją skórę, robiąc na niej drobne rany, z których zaczęła wypływać krew. Zakaszlałam. Wstałam, lecz Diablo złapał mnie za kark i znów rzucił. Zostałam wybita z rytmu. To mocno mnie osłabiło.  Nagle poczułam ból. Mój ogon, znów stał się demonem. Nie chciałam tego. Nie chciałam nikogo ranić! Niestety demon nie posłuchał i zaatakował El Diablo. Pamiętam tylko, że upadłam i widziałam wszędzie krew. Wszędzie pełno krwi, ale nie wiem czyjej. Zamknęłam oczy. Słyszałam ludzkie krzyki i po chwili ktoś wziął mnie na ręce. Zostałam wyniesiona. Wyniesiona do miejsca, którego najbardziej się obawiałam. Do piwnicy Dylana.

<Szkło?>

Od Notte ,,Więzy" Cz. 2

Wpatrywałam się oniemiała w gładką taflę wody, migoczącą ledwie w słońcu, oglądałam każde ogniwo z osobna, spoglądałam w martwe, pełne zdziwienia i niechęci oczy wilczycy, analizowałam ten nie straszny, bardziej abstrakcyjny obraz wielokrotnie. Jak? Od jak dawna dźwigam ten ciężar? Domyślałam się, czym może być, aczkolwiek po prawdzie mówiąc możliwości było wiele. A może to złudzenie, źródełko fałszu...? - cień nadziei zniknął tak szybko, jak się pojawił. Rzuciłam garść ziemi w wodę, stanęłam pod innym kątem, wreszcie przycisnęłam łapę do ciała i przejechałam po nim pazurami. Wadera w odbiciu włożyła ją między łańcuchy. Krople krwi zostawiały na trawie czarne ślady.
Oderwałam się od obserwacji swego szczegółowego wizerunku i odwróciłam ku demonowi, który mnie tu sprowadził. Zaprzestał znudzonego drapania się w ucho i utkwił we mnie spojrzenie. Westchnęłam, po czym zrzuciłam grzechoczącą torbę na ziemię. Zaczęłam wywlekać z niej kolejne kości, układając z odpowiednich fragmentów napis. Zajęło mi to najwyżej kilka minut.
— Dlaczego? - przeczytałam, patrząc istocie w oczy. W tym momencie potężny wilk rozpłynął się w powietrzu.
~Two thousand years later~
Minęło sporo czasu od tych wydarzeń. Wizja wilczycy oplecionej toną metalu została mi gdzieś w tyle głowy, na trzecim planie. Rozmyślałam nad nią wielokrotnie, ale nie miałam pojęcia, gdzie zacząć szukać. Bardziej byłam zajęta budową nawy i ciągłymi poprawkami projektu. Jednak od tamtego momentu zaczęły się nasilać różne objawy; migreny, koszmary, bóle bez żadnej przyczyny, zmęczenie, zwłaszcza po użyciu mocy. Po ostatnich incydentach z udziałem Rutena miałam dość. Czas się tego pozbyć.

CDN

czwartek, 29 sierpnia 2019

Od Ashery CD Laboni

Ashera oprowadzała nowicjuszkę po terenach zgodnie z jej prośbami. Gdy dotarły do Polany Życia, obie poczuły zapach nieznajomego wilka. Zza krzaków wyłonił się złoty wilk, o oczach błękitnych niczym niebo lub ocean. Ashera nie kojarzyła go. Pewnie musiał niedawno dołączyć lub jest tu nowym przybyszem. Ashera zachowała czujność. Wilk spojrzał na nie zimnym wzrokiem. Uśmiechnął się z kpiącą nutką. 
- No proszę. Nie sądziłem, że spotkam tu dwie wadery. - zaczął. Ashera uśmiechnęła się ciepło w jego kierunku. 
- Witaj, mam na imię Ashera, a to jest Laboni. Wybacz mi moją ciekawość, ale jesteś tutaj nowy prawda? 
- Nieźle jak na waderę. Zwę się Leonardo Firestar. 
- Miło nam się poznać. - oznajmiła Laboni. 
- A wy? Nowe? 
- Ja jestem członkinią od jakiegoś czasu, a Laboni jest nowicjuszką. 
- Jasne. Skoro jesteś tu tak długo, dlaczego o mnie nie wiesz? 
- Cóż nie miałam jak się dowiedzieć. 
- Ta, jasne. No pogadaliśmy sobie, ale ja muszę iść. Czas to pieniądz. Każda sekunda się liczy. 
- Miło nam było cię poznać.- odparła biała. Gdy Leonardo odszedł Ashera opowiedziała Laboni trochę o polanie. Następnie udamy się do jaskini medycznej, gdzie znajdowała się Etain wraz z Joeną. 
- Witajcie.- przywitała się Ashera. 
- Witaj Ashero, a to kto? - spytała Joena. Anielica uśmiechnęła się. 
- Jestem Laboni i jestem nowym członkiem waszej watahy. - odpowiedziała towarzyszka. Joena uśmiechnęła się. 
- Witaj w naszych progach Laboni. 
- Witaj Laboni, jestem Etain, a to Joena. Ja jestem medyczka, a ona moją pomocniczką. Już wiesz gdzie nas szukać, jeśli coś się by stało. 
- Miło was poznać. - powiedziała Laboni. - Dużo macie pacjentów?
- Niezbyt. Raczej układamy maści i inne zioła. 
- Tak całymi dniami?
- Mhm. Musimy być w pogotowiu. 
- Racja. Miło było was poznać.- powiedziała Laboni. Po pożegnaniu z Etain i Joeną, Ashera zaprowadziła nowicjuszkę nad Wodospad Tysiąca Twarzy. 
- Oto Wodospad Tysiąca Twarzy. Jest niebywale piękny, prawda? Jego piękno zawsze mnie fascynowało. 
- Masz rację pięknie tu. - odparła Laboni. Nagle woda w wodospadzie zamarzła. Ashera rozejrzała się zaskoczona. Ujrzała białą wilczycę z niebywale długim ogonem. 
- Och, wybaczcie. Nie chciałam zamrozić wody. 
- Nie ma sprawy. - powiedziała Laboni. 
- Kom jesteś? - spytała Ashera, a wadera uśmiechnęła się. 
- Jestem Yuki, nowa członkini. 
- Dosyć sporo nowych członków dołączyło. 
- Racja. Wnioskuję to po mojej obserwacji. 
- Rozumiem. Ach! Gdzie moje maniery. Ja jestem Ashera, a to jest...
- Laboni. 
- Miło mi was poznać. Ja niestety muszę już lecieć i to dosłownie. Mam ogromną nadzieję, że jeszcze się spotkamy. 
- Z pewnością.- powiedziała Ashera. 
- To co teraz?
- Możemy lasem ruszyć w kierunku rzeki, a tam zejść na Różany Wodospad lub wieś. To już jak wolisz moja droga. Możemy też zarządzić chwilę przerwy i możemy coś upolować. - powiedziała Ashera podchodząc do wilczycy. 

<Laboni?>

Od Laboni CD Ashery

Wiedziałam, że między Asherą a Sangre jest coś nie tak, ale nie wiedziałam dokładnie co, wiec nie chciałam się wtrącać i nie pytałam dalej. Kontynuowaliśmy wcześniejszą rozmowę , Ashera zapytała mnie co najpierw chciałabym zobaczyć na terenach WSC.
- Najpierw chciałabym zobaczyć morze. - Pójdziemy najpierw tam? - uśmiechnęła się Laboni
- Dobrze, najpierw pójdziemy nad morze, a potem zobaczymy co dalej - Opowiedziała Biała Wadera po czym ruszyły i podziwiały otaczający ich świat.
Po paru minutach byłyśmy już na plaży. Morze pięknie odbijało światło słońca, a fale uderzały o brzegi plaży. Morski klimat dawał w powietrzu uczucie przyjemnej morskiej bryzy, która dodawał tchu i chęci życia.
-Bardzo tu pięknie, cieszę się że was znalazłam i mogę tu zostać. - powiedziała z uśmiechem Laboni.
-Ja też się cieszę że tutaj jesteś - uśmiechnęła sie Ashera - każdy jest tu mile widziany- dodała.
-Idziemy dalej? - zapytała Laboni
-Dobrze, co teraz chcesz zobaczyć?- rzekła biała wadera
-Chętnie zobaczyła bym polanę- odpowiedziała Laboni.
-A więc choć za mną - rzekła wilczyca
Gdy dotarliśmy na polane pierwsze co przykuło moją uwagę to jeziorko na jej środku, następnie piękna krótka zielona trawa, ta przestrzeń była tak duża i piękna. Podeszłyśmy do jeziorka, tafla wody była tak spokojna że można było się w niej przejrzeć.
-Bardzo piękna dolina- powiedziała Laboni. 
Ashera się uśmiechnęła. 
Nagle poczułam zapach innego wilka którego jeszcze nie znałam.

< Ashera? >

środa, 28 sierpnia 2019

Od Joeny CD Leonardo Firestara

Wadera spojrzała na nowopoznanego basiora. 
- Joena. - odparła. 
- Całkiem ładne imię. Ej słuchaj, bo ja nie wiem gdzie się teraz mam zgłosić. 
- Raczej wogóle nie musisz. Po prostu witaj w naszych progach. - odparła samica starając się uśmiechnąć. 
- Łał. Miłe powitanie. Dzięki. - powiedział. Joena westchnęła.
- Jestem ci jeszcze do czegoś potrzebna? 
- Widzę, że humorek się skończył. 
- Wyobraź sobie, że martwię się o mojego przyjaciela. 
- A co? Umawia się z jakąś laską, która jest nieciekawa? 
- Nie. Dla twojej wiadomości, możliwe, że został zabity przez własnego ojca. - odparła zła. Joena nie chciała być niemiła dla Leonardo, lecz nie miała na nic siły. Bolało ją to, że znów straciła przyjaciela. 
- No to kicha. Ej mam pomysł, jak możesz zająć myśli. 
- Słucham uważnie. - odparła Joena. 
- Może mnie oprowadzisz po terenach? Co ty na to? - spytał basior. Joena przytaknęła. Pomyślała, że to może się udać i serio zajmie czymś myśli. 
- W takim razie chodź.- powiedziała. Basior podszedł do niej. 
- Od czego zaczniemy? 
- Może od tego co najbliżej? 
- Pewnie. Jesteśmy teraz emmm.... przy rzece. 
- Tak. Mamy stąd blisko do wioski i Różanego Wodospadu. 
- Różany Wodospad? - spytał rozbawiony basior. 
- Jest tam dużo róż. - odparła Joena. 
- To może lepiej go dopuścimy. Wątpię, że kiedykolwiek tam pójdę. 
- Jak wolisz. 
- A coś oprócz wsi? 
- Las. 
- O! No to prowadź mnie do lasu. 
- No dobra. Chodźmy. - odparła. 

<Leonardo? Wybacz, ale jeszcze przeżywam śmierć Lucasa;-;>

Od Joeny CD Laponii

Joena dzisiejszego dnia postanowiła pospacerować po dalszych terenach Watahy. Od incydentu z Lucasem już go więcej nie widziała. Obawiała się, że mogło mu się coś stać. Dowiedziała się, że doszło do nich sporo wilków. Wega i Rêve nie przybyli po nią, więc była zmuszona wracać na piechotę. Doszła po bardzo długim czasie. Okazało się, że ich alfa Zawilec już nie jest na tym świecie, co można zaniepokoiło waderę. Na terenach Watahy, była już dwa dni. Zdążyła pozbierać się po wszystkim i uspokoić myśli. Obawiała się, że Lucas mógł dołączyć do alfy. Często jak o tym myślała, jej oczy uroniły kilka łez. Obecnie nie myślała o niczym. Wsłuchiwała się w otaczającą ją przyrodę. Nagle wyczuła nieznanego wilka. Skierowała się w jego kierunku. Napotkała leżąca w paproci wilczycę. Przyglądała jej się zaciekawiona. Gdy wadera się podniosła gotowa do obrony lub ataku, Joena odruchowo również przyjęła ową pozycję. 
- Kim jesteś?  - spytała Joena wadery. Samica nie odpowiadała, więc Joena wyszła z krzaków, lecz ciągle miała na oku przybyłą nowicjuszkę. - Kim jesteś? - powtórzyła. Ruda wadera milczała, lecz po chwili odpowiedziałaś na pytanie czarnej. 
- Laponia. 
- Co tu robisz? Z tego co wiem, to nie mamy członka o takim imieniu. - odparła Joena prostując się i lekko uśmiechając. Wadera, która była na przeciwko rozluźniła się i wyprostowała. 
- Nie należę do twojej watahy. 
- W takim razie czego szukasz na jej terenach? - dopytała Joena. 

<Laponia?>

Od Ashery CD Sangre

Biała wadera czuła się słabo. Po ostatniej próbie śmierci nie miała ochoty na nic. Chciała umrzeć. Leżała w kącie już któryś dzień. Sangre codziennie przynosił jej małego zająca i trochę wody. Dzięki temu mogła żyć, lecz dla kogo? Axa nie żyła. Nikt jej pozostał. Usłyszała zbliżające się w jej kierunku kroki. Wiedziała, że z pewnością był to Sangre. 
- Jak długo masz zamiar się mazać? - spytał, a ona podniosła głowę. Spojrzała na niego. 
- Jak długo masz zamiar mnie trzymać w niewoli? 
- Pierwszy zadałem ci pytanie. 
- A ja pragnę twej odpowiedzi bardziej. 
- To nie ma sensu. 
- Nie musi. Życie być miłości nie ma sensu. 
- Co ty tak o tej miłości? - spytał zirytowany. 
- Dlaczego odrzucasz to uczucie? 
- Bo ono nie ma sensu. Po co kochać, a potem cierpieć? - spytał. Jego pytanie sprawiło, że Ashera uśmiechnęła się lekko. Wstała i odwrócił się w kierunku basiora. Zaczęła iść w jego kierunku, a on zaczął się wycofywać. 
- Dlaczego uważasz, że należy cierpieć w miłości?
- Widziałem co przeżywałaś. 
- To twoja sprawka. - odparła. 
- Co?
- Ty mi ją odebrałeś. 
- Ona źle cię traktowała. 
- I co z tego? Nie robiła mi nic złego.
- Czemu jesteś tak ślepo w nią zapatrzona?!- warknął. 
- A dlaczego pragniesz, bym nie była? - spytała, a basior widocznie zaskoczony westchnął. - Może tak naprawdę chodzi o coś więcej? 
- O co niby? 
- Może ty się boisz? 
- Boję?! Ha! Bardzo śmieszne. Demon i strach?!
- Nerwowo reagujesz. 
- To nie twoja piep***na sprawa! Jesteś tylko nic nie wartym kundlem! - warknął. Ashera podeszła jeszcze bliżej. Samiec złożył uszy. Usiadł, a drogę ucieczki odcinaka ściana. 
- To dlaczego tak długo trzymasz mnie przy życiu? Dlaczego mnie tu trzymasz i dlaczego tak mnie traktujesz? 
- Powinnaś się cieszyć! - warknął. - Inaczej mógłbym cię potraktować. Na przykład tak jak Michaelę!
- Zabiłeś ją? 
- Ha! Ja ją zamordowałem z wyjątkowym okrucieństwem. Pamiętaj, że ciebie też tak mogę potraktować. 
- Dlaczego teraz tego nie zrobisz? - spytała. Spojrzała na klatkę piersiową samca. Rozpoznała, że jego oddech był znacznie przyspieszony. Podniosła łapę do góry i położyła na klatce, na miejscu serca. Poczuła, jak szybko ono bije. Spojrzała w górę, na pysk basiora.
- Dla kogo bije twoje? - spytała. 

<Sangre? Oddaje pałeczkę tobie^^>

Od Ashery CD Laboni

Ashera cieszyła się, że udało jej się spotkać nową wilczycę i na dodatek tak miłą. Postanowiła zaprowadzić waderę do centrum Watahy Srebrnego Chabra. Wcześniej z pewnością zaczęłaby od alfy, lecz niestety, Zawilec już był po drugiej stronie. 
- Dokąd mnie prowadzisz? - spytała Laboni, a Ashera uśmiechnęła się ciepło. 
- Do naszego centrum kochana. - odparła. 
- A nie powinnam spotkać się z alfą na sam początek? - Ashera słysząc to lekko posmutniała, lecz otrząsnęła się i znów na jej pyszczku zawitał czuły uśmiech. 
- Niestety obecnie nasza droga wataha nie posiada przywódcy. Panuje u nas bezkrólewie. 
- Och, to smutne. Wybacz.
- Nie szkodzi Laboni, cieszę się, że zapytałaś. - odparła. Gdy wadery dotarły do centrum Ashera odwróciła się tak, by stać przed nowo przybyłą. 
- Jesteśmy na miejscu. Oto centrum naszej kochanej Watahy Srebrnego Chabra. 
- Pięknie tu. Skoro nie macie alfy, jak mam dostać się do watahy? 
- Zawilec z pewnością przyjąłby cię w nasze progi. Z tego co wiem, jeszcze nikogo nie oddalił. Znaczy pewnie dalej by tak było, gdyby nie jego śmieć. Mimo to jest tutaj naprawdę wspaniale. Jeśli chcesz mogę pokazać ci nasze tereny. 
- Z chęcią poznałabym je. 
- To cudownie kochanie. - odparła Ashera. Nagle zauważyła, jak zza krzaków wyłania się nie kto inny, jak Sangre. Basior spojrzał na wilczyce i z szerokim uśmiechem zbliżył się do nich. 
- Witam drogie panie, piękny dziś dzień, nieprawdaż? 
- Witaj Sangre. - odparła cicho Ashera ze złożonymi uszami. 
- A to kto?- spytał wskazując skinieniem głowy na Laboni. 
- To Laboni. Nasza nowa członkini. 
- No proszę, alfa pod ziemią, a członków nam ciągle przybywa. 
- Sangre, nie chcę być nieuprzejma, ale mogę cię prosić, byś odszedł? - spytała niepewnie. Basior zaśmiał się, a ona zrobiła krok w tył. Laboni widząc to zbliżyła się do białej wadery.
- Wszystko w porządku Ashero? - spytała, a biała przytaknęła. 
- Ja już muszę zmykać. Miłego pobytu u nas. - rzekł wilk i odszedł. 
- Dlaczego tak zareagowałaś na Sangre? - spytała Laboni. 
- To nic takiego. Ja po prostu mam z nim związane złe wspomnienia. Teraz jeśli pozwolisz możemy kontynuować naszą wcześniejszą rozmowę?
- Oczywiście. 
- W takim razie. Powiedz mi Laboni, od czego chciałabyś zacząć? Mamy tu rzekę, lasy, wodospady, ciekawą skalę, polanę i wieś. O zapomniała bym o morzu i górach. - odparła biała z przyjaznym uśmiechem. 

<Laboni?>

Od Agresta CD Konwalii Jaskry Jaśminowej - "W Świetle Dnia"

Zwróciłem oczy najpierw ku małej  szlachciance Konwalii, potem ku Leonardowi, basiorowi o futrze barwy starego złota. Miałem już dwójkę znajomych w WSC, to zawsze coś znaczyło. Zwłaszcza, że jedno zdawało się być młodą, grubiutką rybką, a drugie bardzo pewnym siebie kolegą, który wiedział, po co ma łokcie.
Równocześnie jednak naszła mnie nieco pesymistyczna refleksja. Chciałem kompletować stronnictwo, chciałem dążyć do celu, założyć ugrupowanie, które zapoczątkowałoby istnienie nowej strategii, albo chociaż planu. Potrzebowałem czegoś, co mogłoby poprowadzić mnie w stronę zwycięstwa. A kim dysponowałem? Jednym, bądź co bądź podejrzanym elementem i jednym dzieckiem, w dodatku dziewczynką.
Agrest, weź się w garść. Co mówił pan psycholog w WSJ? Patrz na te dobre strony. Ech, potrzebuję lepszego psychologa.
By jednak zrozumieć to, do czego wtedy zmierzałem, należy znów nieco wgłębić się w moją historię. Wybaczcie, Kochani, że gadam o niej w ten sposób. Dziś trudno mi jednak w ogóle zebrać myśli i w końcu raz a dobrze o niej opowiedzieć.

Jeśli już zupełnie przypadkiem mowa o mnie, powróćmy na chwilę do czasów, gdy byłem jeszcze dorastającym szczeniakiem. Minęło kilka miesięcy od mojego przybycia na tereny WSJ. Zdążyłem już znaleźć miejsce, w którym mogłem spać w miarę spokojnie i poznać kilkoro moich współlokatorów, z którymi miałem polować.
Domostwo nie było luksusowe. Ot, mała dolinka między trzema pagórkami, z dużym, płaskim głazem pośrodku, pochodzącym w zasadzie nie wiadomo skąd i leżącym tam nie wiadomo po co. Brakowało w niej dachu nad głową, jedyne schronienie przed deszczem i wiatrem stanowiły gęsto rosnące wokół krzewy. Oprócz mnie spały tam jeszcze cztery w porywach do pięciu wilków i gospodyni, która opiekowała się dolinką pod naszą nieobecność oraz dowodziła wspólnymi polowaniami.
Był to okres intensywnych przemian w moim życiu. Wtedy właśnie poznałem Derguda. Był sporo starszy ode mnie, a w świecie nieczystych zagrań i kombinacji poruszał się z niemal wiewiórczą sprawnością. Pojawił się w WSJ niedługo po moim dołączeniu do tej watahy, po czym szybko stał się największą szychą, jaka pałętała się po jej ziemiach od czasów pamiętnego Arcuna. Zanim jeszcze pewnego ranka po raz pierwszy podniosłem się ze swego legowiska jako dorosły wilk, on zdążył już założyć własne ugrupowanie polityczne. Ruch Starych Zasad. Nienawidziłem go całym sercem.
Za dzieciaka moja działalność ograniczała się do drobnych interesów, takich jak okazjonalne przekonywanie wilków do dzielenia się ze mną jedzeniem i dosyć skuteczne miganie się od polowań. Przez cały ten czas udało mi się dobrze poznać większość członków WSJ, nauczyć, do kogo w jakiej sytuacii zrobić ładne oczy, komu kiedy wyświadczyć przysługę, a kogo kiedy bezkarnie przegonić i poszczuć służbami porządkowymi.
- Dzień dobry - tego dnia byłem już pełnoletni i wreszcie zebrałem się na odwagę, aby stanąć twarzą w twarz z powołaniem. Stanąłem więc pośrodku jaskini służącej Ruchowi Starych Zasad za siedzibę i uśmiechnąłem się grzecznie.
Decyzję, do czego chcę dążyć w życiu, podjąłem dosyć szybko, jeszcze będąc dzieckiem. Swoją przyszłość widziałem wśród władz, a najprostsza i, wydawać by się mogło, jedyna do nich droga prowadziła przez stowarzyszenie Derguda. Nie dbałem o zasady panujące w tej partii, jej program i założenia były mi w przybliżeniu obojętne, podejrzewam zresztą, że podobnie, jak większości należących do Ruchu wilków. Po zepchnięciu ideologii na drugi plan, pozostawały przede wszystkim wpływy, jakie dawało należenie do organu władzy.
- A co to za klient? - basior zerknął na mnie zza półprzymkniętych powiek i odwrócił się do swojego pomocnika - Mroczek, byliśmy z kimś umówieni?
- Nie, panie przewodniczący - odpowiedział ze znudzeniem jego pomocnik.
- Czego tu chcesz, dzieciaku? - Dergud skinął na mnie głową.
- Chodzi o Ruch Starych Zasad. Chciałbym się do was przyłączyć.
- Ach tak - uśmiechnął się pod nosem - a co ty w ogóle za jeden, co?
- Agrest, może już o mnie słyszeliście. Akurat tak się złożyło, że mieszkam teraz w WSJ i mógłbym... - nie skończyłem jeszcze przemawiać, gdy wilk prychnął prześmiewczo i przerwał mi.
- Agrest, Agrest, nie słyszałem.
- Nie chcecie nawet posłuchać, kim jestem? - zapytałem spokojnie. Ten jednak pokręcił głową.
- Słuchaj pan, choćbyś był rosyjską księżniczką, miejsca mamy już zajęte. Masz ty w ogóle jakieś kompetencje z NIKL'u?
- kompetencje... nie, akurat nie od nich.
- Zatem my się już pożegnamy. Mroczek! Odprowadź pana.
- Wydaje mi się, że uprawnienia wydane przez Najwyższą Izbę Kontroli Leśnej nie są wymagane - mruknąłem, a wyraz mojego pyska zaczął się zmieniać - jeśli mawet przewodniczący partii, szkoleń izby kontroli na oczy nie widział.
- Mroczek,  prosiłem cię o coś - Dergud wstał ze swego miejsca - a teraz proszę wybaczyć, mamy jeszcze parę spraw do załatwienia.
- Jestem skłonny mimo wszystko podjąć współpracę - westchnąłem z cieniem zmęczenia w głosie - dla dobra WSJ oczywiście. Przeszedłem wstępne przeszkolenie przeprowadzone przez posła watahy, umożliwiające mi objęcie tego stanowiska, spędziłem sporo czasu za granicą, zdobywając doświadczenie.
Mówiłem po części prawdę. Błarka, jedna z wader z WSJ, jako poseł zgodziła się udzielić mi kilku lekcji teoretycznych, gdy jeszcze byłem szczeniakiem. Wszystko, co mówiła, chwytałem w lot i słuchałem z przyjemnością, jak najpiękniejszej baśni, toteż nie miałem wątpliwości, że poziom mojej wiedzy nie odbiegał od poziomu przeciętnego urzędnika Ruchu Starych Zasad.
Co do pobytu za granicą. jeśli wziąć pod uwagę to, że urodziłem się poza terenami watahy, to jak najbardziej, miałem rację.
- Obawiam się, że jednak... - Dergud przez chwilę zastanawiał się, nagle jednak machnął łapą i warknął - spadaj pan, niejasno się wyraziłem?!
- Ach tak - wymamrotałem - no to jeszcze zobaczymy. Macie wyłączność, co? Władza nieograniczona smakuje najlepiej. A gdyby tak... pod nosem nowa partia pojawiła się wam?
Wilki spojrzały po sobie.
- A czyja niby partia? Tutaj w promieniu długich kilometrów nie ma nikogo, kto by się zdobył na coś takiego - przewodniczący zaśmiał się chwiejnie.
- Nie ma, dopóki nikt na dobry pomysł nie wpadnie. A do tego ani kompetencje z NIKL'u, ani znajomości nie są potrzebne.
- Na dobre imię i uznanie pracuje się latami, żaden nowy twór nam nie zagraża - zachichotał.
- To zależy, jakim rozumem natura obdarzyła twórców - wzruszyłen ramionami - do zobaczenia.
Nie zamierzałem czekać, aż te sukinsyny wykorzystają w jakiś sposób dane im ostrzeżenie. Następnego dnia poszły w ruch wszystkie moje kontakty nawiązane w czasie przynależności do Watahy Szarych Jabłoni. Zawiedziony mierną fabułą legend polityki WSJ, zacząłem pisać własną opowieść, którą po miesiącu znała już cała wataha. Pojawili się nawet pierwsi chętni, którzy trwając w przekonaniu o własnym sprycie postanowili przebić się przez lód, którym skute było brudne jezioro społeczeństwa i przy okazji szczęśliwego zbiegu okoliczności, jakim stało się dla nich powstanie nowej, nieznanej jeszcze partii, wypłynąć na powierzchnię, a może nawet i wyżej.
- Dobry - wilk o ciemnej, nieco skołtunionej sierści i ponurym spojrzeniu stanął przede mną z samego rana, pewnego dnia - to pan jesteś Agrest? - popatrzył na mnie podejżliwie.
- Ja - przytaknąłem - a w czym mogę pomóc?
- Ja chciałem... - jedną z przednich łap podrapał się po nadgarstku drugiej - do partii się zapisać.
- Aaa, zatem witamy w naszych skromnych progach, miejsce jest dla każdego, kto chce zmienić coś w skostniałych porządkach naszej watahy.
- No, tak, właśnie - odmruknął - to są jeszcze miejsca?
- Oczywiście, tu nie liczy się liczba miejsc, a liczba wilków z powołaniem.
- O, a co do tego powołania - wyłapał sprawnie - to ktoś musi trzymać na tym wszystkim łapę, nie?
- Myślicie, obywatelu, o miejscach w zarządzie - uśmiechnąłem się. To pytanie zadawał prawie każdy wilk - macie zupełną rację, zarząd trzeba będzie powołać w najbliższym czasie. A na razie, jak wasza godność?

Mijały dni. Jedynym wilkiem, który miał możliwość poznania moich planów, była gospodyni dolinki, w której mieszkałem. Nie mając żadnych przyjaciół, czasem czułem potrzebę zwyczajnie z kimś porozmawiać, a wadera ta była na tyle prosta i niezainteresowana, że nawet zdradzenie jej kilku ciut bardziej poufnych informacji nie było niebezpieczne.
- To wszystko... jest jak puste pudełko. Tekturowe. Cała ta WSJ, wszystkie te wilki, z których każdy czuje się centrum wszechświata - mówiłem tonem przypomonającym połączenie znudzenia z przejęciem, ściskając w obu łapach gliniany kubek wypełniony płynem o ostrym zapachu - a żyją w iluzji. Pustym stadzie na skraju ruiny, bez perspektyw. Tylko jjja - dramatycznie podkreśliłem ostatnie słowo - ja wiem, jak to pudełko napełnić! A wszystkich tych... - skrzywiłem się lekko i machnąłem łapą, jakby przeganiając niewidzialną muchę - to dla mnie takie... nic. Nic.
- Może nie pij już więcej - rzuciła obojętnie, dzieląc mięso na upolowanym tego dnia dziku - a czym ty chcesz to pudełko napełniać?
- Aaa - uniosłem łapę, uciszając ją - to... jeszssze tajemnica.
- Ej, Agrest. Jak bym cię nie znała, to może bym uwierzyła, że tobie o naszą nieszczęsną WSJ naprawdę chodzi. Ale ja wiem, że za tą waszą partią jakiś przekręt musi się kryć!
Wzruszyłem ramionami.
- A nawet jeśli. To co...?
- A to, że strach w takim czymś brać udział. Dlaczego jeszcze tego zarządu nie zebraliście?
- Aaa, w tym cała heca. Dopóki ugrupowanie świeżutkie, puste, każdy myśli, że uda mu się dostać na sam szczyt. Przez ten miesiąc więcej członków zebrałem, niż Dergud z Mroczkiem przez kw... kwartał.
- Nie rozumiem.
- Póki zarząd nie jest wybrany, każdy widzi tam szansę dla siebie i pcha się w szeregi. A później... - dodałem ciszej - eee, co ja tam będę tłumaczyć.
- A tłumacz sobie, tłumacz, kochanieńki. Mi to nie przeszkadza. Może też się czego nauczę. No, to jak ten zarząd wybierzecie? Demokratycznie, hę?
- A gdzie tam. O to tylko chodzi, żeby inni myśleli, że było demokratycznie. Na razie muszę znaleźć kogoś godnego zaufania, jednego, czy dwóch. A to nie takie proste.
- To co zrobicie? Przekupicie ponad połowę członków tej waszej partii?
- A kto tu mówi o ponad połowie? Co trzy dni będą zebrania organizacyjne.
- Co trzy dni?! - przeraziła się - obowiązkowe?
- Nieee - skrzywiłem się - wręcz przeciwnie. Nie chodzi nam przecież o to, żeby zniechęcili się do partii.
- Dobre sobie. Nie rozumiem, co ma liczba spotkań, do demo...
- A ma, jak najbardziej. Minie tydzień, dwa, trzy czwarte członków znudzi się zebraniami, przestanie się pojawiać. Wtedy opłaci się paru potakiwaczy, którzy poprą moich kandydatów i na którymś zebraniu... głosowanie, rozumie pani? Ile ich wtedy trzeba będzie przekupić, żeby mieć większość? Czterech, pięciu? A nikt z tych, co na zebranie nie przyjdą, złego słowa nie powie, ba, sam będzie czuł się winny.
Wilczyca jeszcze przez chwilę myślała ze zmarszczonymi brwiami.
- Aaa, to nie takie głupie. To jak ta wasza zgraja się będzie nazywać?
Uśmiechnąłem się lekko i z błogością opierając o kilka grubszych gałęzi jałowca dopiłem resztę zawartości kubka.
- Związek Sprawiedliwości. Podoba się?
- E - odparła krótko, lekko skinąwszy głową.

- No, Leonardo, świetnie, że zdecydowałeś się przyjść - gdybyśmy powrócili teraz do chwili, gdy razem z małą szlachcianką i miodowym basiorem stałem na łące, mógłbym z niemałym zdziwieniem zauważyć, że był to moment, w którym po raz pierwszy, nieco nieświadomie zdecydowałem się poklepać tego ostatniego wilka po łopatce. Chyba się obruszył, bo gdy moja łapa już po raz drugi zetknęła się z jego ciałem, poczułem wyraźnie napięte mięśnie. Na szczęście nie zareagował agresją, co szybko spowodowało u mnie nagły przypływ uczucia ulgi. Postanowiłem kontynuować i zabrać się w końcu za wykonanie zadania, które sprowadziło mnie na tereny tamej watahy, "bodajże, WSC" - widzę w tobie pewien potencjał. Całą masę potencjału, który przy odrobinie wsparcia mógłbyś wykorzystać. Czy zdajesz sobie sprawę, o czym mówię?
- Nie bardzo - funkął, widocznie nieco rozdrażniony moim nagłym spoufaleniem się - ale możesz wreszcie jakoś się wysłowić, a nie zawracać głowę bez potrzeby.
- Oczywiście, potrzeba jest - nieznacznie zmrużyłem oczy - i to niejednostronna. Widzisz, nasza wataha została bez przywódcy. To byłoby niewybaczalne, gdyby ktoś tak wyróżniający się na tle tego szarego tłumu nie postanowił wykorzystać takiej okazji do... no, zaistnienia - mruknąłem porozumiewawczo.
- Co masz na myśli?
- Wiesz, na czym polega polityka?
- Załóżmy, że wiem. Co teraz? I, to chyba przede wszystkim, dlaczego mówisz to akurat mi?
Odetchnąłem głębiej i uśmiechnąłem się lekko, może nawet trochę pobłażliwie. Zapadła chwila ciszy.
- Widzisz, Leonardo Firestar, ty znasz tylko moje imię. A ja calutkie życie spędziłem na politycznych rozgrywkach. Jestem Agrest, znam się na tym lepiej, niż ktokolwiek inny tutaj. Takich jak ty rozpoznaję na pierwszy rzut oka. Mających w sobie to coś.
Ha. Tak między nami, liczyłem tylko na wewnętrzny głos jego próżności. Każdy wilk go ma, a ten najzwyczajniej w świecie wyglądał na szczególnie podatnego na pochlebstwa.
Chyba nie porwałem go moją mową, ale nie szkodzi. Wystarczyła mi sama świadomość iskierki, która błysnęła w jego oczach. Z satysfakcją odwróciłem wzrok i jakoś odruchowo spojrzałem na Konwalię. Ona również, czy to z nudów, czy z zaciekawienia, patrzyła na nas i przysłuchiwała się rozmowie.
- Ale o tym później - machnąłem łapą, postanawiając w miarę płynnie przejść do drugiej rzeczy, którą miałem załatwić. Leonardo zresztą powinien dostać trochę czasu, aby ciut skruszeć.
- A co teraz? - dziewczynka widząc, że myślę o niej, rozpromienila się na nowo.
- Teraz... - zademonstrowałem całkiem udane zastanowienie - wybierzmy się na spacer. Jeśli znaleźliśmy się już w tak ciekawym towarzystwie, warto byłoby lepiej się poznać, prawda? A jeśli wszyscy mieszkamy tu od niedawna, co chyba mogę uznać za fakt, może poznajmy też jakieś inne wilki? Konwalio, urodziłaś się tutaj, możesz nam kogoś przedstawić?
- O tak, chodźmy do mnie - uśmiechnęła się czarująco.

Pierwszą osobą, która rzuciła mi się w oczy po przybyciu do domu Konwalii, była zapewne jej matka. Wyglądała zupełnie przyjaźnie i, nie mogłem pozbyć się wrażenia, dosyć mizernie, choć gdzieś z wewnątrz z jej wizerunku wypływały cienie prawdziwej urody. Raczej nie przypominała typowej hrabiny. Szukając teraz ojca i ewentualnego rodzeństwa malutkiej, objąłem wzrokiem już całe towarzystwo. Oprócz matki Konwalii była tam jeszcze jedna wadera, zdawało mi się, z jakiegoś powodu wyjątkowo dziwna. A ojc... ojcowie? Rzeczywiście, Konwalia wspominała coś o trzech. Chwila, jeden, dwa... trzy?
- Dzień dobr... yyy... - wolno popatrzyłem na dwa siedzące pod drzewem basiory. Mam wrażenie, że być może nie do końca tego się wtedy spodziewałem. Następnie przeniosłem spojrzenie na... hm, żurawia, czy innego jastrzębia, który wygrzewał się pod ścianą, aż w końcu zwróciłem wzrok ku Konwalii, która teraz niemal w podskokach, radośnie ruszyła ku swoim bliskim, aby się przywitać. Przez chwilę stałem jeszcze w miejscu, trochę tępo wpatrując się w nich wszystkich i nieudolnie próbując dopasować każdego z osobna do jakiejś funkcjonalnej roli w tej rodzinie. Niestety do głowy wciąż przychodził mi tylko jeden pomysł, którego przez delikatność nie wyznam.
Dysfunkcyjna rodzinka okazała się zaskakująco cicha. Gdy usiedliśmy przed jaskinią, z początku nikt z nich nawet się nie odezwał. Po chwili matka dziewczynki zaproponowała nam uczestniczenie w posiłku. Mieli jeszcze ciało jakiegoś starego jelenia.
Dopiero, gdy byliśmy już po obiedzie, napięcie trochę się rozładowało. Tak przynajmniej pomyślałem w pierwszej chwili.
- No, chłopaczku - bordowy wilk poklepał mnie po plecach, uśmiechając się szeroko - widzę, że nasza Konwalia bardzo cię polubiła.
- Tak, miałem przyjemność poznać waszą córkę jako pierwszą tutaj, w tej watasze - kiwnąłem głową, odwzajemniając uśmiech.
- Świetnie, świetnie, opowiadała - klepnął mnie jeszcze kilka razy tak mocno, że omal nie straciłem równowagi - jesteś z WSJ, tak? Ale wiesz, gdyby kiedyś przyszło ci do głowy zrobić jej coś złego... to ja bym cię zabił - zakończył beznamiętnie i popatrzył mi w oczy. Zanim zdążył jeszcze raz klepnąć mnie po karku, chwiejnie zerwałem się na równe nogi i odsunąłem.
- Prze... przepraszam na chwilę.
Nie zauważywszy nawet, że biały wilk i szary ptak zdążyli już gdzieś zniknąć, pozostawiłem towarzysza i małą towarzyszkę z dwiema waderami i ciemniejszym basiorem. Oddaliłem się, by nieco odetchnąć. Nie to, że nie byłem przyzwyczajony do gróźb. W WSJ nasłuchałem się ich sporo przez całe życie. Ta jednak zabrzmiała dziwnie... realnie.
Kilka, może kilkanaście kroków dalej, zanim w ogóle zdążyłem otrząsnąć się z lekkiego szoku, nagle poczułem, jak coś zaciska się na sierści okrywającej moją pierś i ciągnie mnie w bok. Stanąłem oko w oko z tym dziwnym ptaszyskiem, które opierając się teraz bokiem o ścianę jaskini trzymało w szponach skórę na moim podgardlu, wciąż niebezpiecznie ciągnąc je do góry.
- Co... coś nie tak? - uśmiechnąłem się krzywo.
- Agrest, tak?
Energicznie pokiwałem głową.
- Naszego Szkiełka brat.
- Ta... tak mi się zdaje - przełknąłem ślinę, czując, że pazury przestają wbijać się w moją skórę i pozwalają znów pewnie stanąć mi na ziemi.
- Ruten coś już ci chyba powiedział, ale pozwól, że przypomnę. Odwróć się, proszę.
Niepewnie obejrzałem się ze siebie, sam nie wiedząc, czego się spodziewać, a nie zastawszy za sobą niczego niepokojącego, zrobiłem w końcu obrót o 360 stopni i z pytaniem w oczach znów spojrzałem na ptaka.
- Co widzisz? - zapytał.
- No, to, co wokół...
- Co konkretnie?
- Chyba wszystko.
- Ja zazwyczaj widzę właśnie tyle. Agrest, jeśli kiedyś zobaczę coś z twoim udziałem, czego widzieć bym nie chciał, umówmy się już teraz, że sam połamiesz sobie nogi. Oszczędzisz mi pracy, a sobie nieprzyjemności.
- Rozumiem - tym razem uśmiech całkowicie znikł z mojego pyska - mogę... już iść?
Za odpowiedź otrzymawszy tylko lekkie skinięcie głową, przeszedłem trochę dalej. Zatrzymałem się jednak wpół kroku, przed sobą widząc białego wilka o pustych, pozbawionych źrenic oczach, który jednak zdawał się na mnie patrzeć. I jakby czekać? Przełknąłem ślinę.

< Leonardo? >

poniedziałek, 26 sierpnia 2019

Od Vinysa CD Szkła

Vinys nadal przyglądał się niebieskiemu ptakowi, zupełnie ignorując entuzjazm basiora. Szybko doszedł do wniosku, że wykorzystanie na nim swoich mocy, nie przyniosłoby wielu korzyści  – miał lepsze opcje w zanadrzu. Postać Mundusa automatycznie przestała go interesować. Choć Szkło zdawał się darzyć go sympatią, grafitowemu wilkowi był już zupełnie obojętny. Ot, kolejne stworzenie, które spotkał na swojej drodze.
– Idziemy? – Płowy wilk czekał już u wyjścia z jaskini, trochę zniecierpliwiony, ale nadal zaskakująco radosny, biorąc pod uwagę, że właśnie dowiedział się o ciężkim pobiciu.
– Już, już – rzucił ptak, wychodząc na zewnątrz.
Vinys tylko kiwnął głową, nadal był nieco zaspany i nie bardzo miał ochotę na dłuższe rozmowy. Dołączył do reszty bez zbędnego pośpiechu, po raz kolejny zastanawiając się, dlaczego nie został szeregowcem. Mógłby do emerytury zajmować się własnymi sprawami, w niezakłócanym przez nic spokoju.
Szkło narzucił dosyć szybkie tempo, co wcale nie przeszkadzało mu w prowadzeniu ożywionej rozmowy z Mundusem. Grafitowy basior trzymał się nieco z boku, zupełnie niezainteresowany tematem, odpowiadając tylko pojedynczymi słowami na wtrącane co jakiś czas pytania.
– Wróćmy do naszej nowej sprawy – zaproponował wilk o jasnej sierści. Vinys wpatrzony wcześniej w trawę przed sobą, podniósł wzrok i zastrzygł uszami. – Wiesz, w jakim obecnie stanie jest nasz przybysz, Mundurku? Mam nadzieję, że uda nam się z nim w ogóle porozmawiać.
– Jest już przytomny, w innym przypadku bym was tam nie ciągnął.
– To ma sens…
Przerwa w porywającej, jak zwykle, konwersacji nadeszła w samą porę – dotarli na miejsce. Mundus wysunął się odrobinę do przodu, zostawiając nieznacznie w tyle dwóch śledczych, z czego tylko jeden wykazywał jakąkolwiek chęć do działania.

<Szkło?>

Od Laboni

W lesie który do tej pory zamieszkiwałam zaczęło brakować pożywienia, nie mogłam żyć z samych roślin i bez nikogo do rozmów, zaczęłam więc swą długą wędrówkę za horyzont, szłam przez przeróżne łąki i doliny, po paru dniach wędrówki pod moimi łapkami zaczęłam czuć piasek, dotarłam na jakąś pustynię, dalej szłam przed siebie, im dalej byłam tym mniej było źródeł wody z których mogła bym się napić a pragnienie bardzo zaczęło mi doskwierać, gdy w oddali zauważyłam drzewa byłam prze szczęśliwa! Gdy weszłam do lasu od razu zauważyłam rzekę, bardzo chciało mi się pić, gdy już ugasiłam pragnienie postanowiłam rozejrzeć się po lesie i spróbować coś upolować, po krótkich poszukiwaniach znalazłam zająca, goniłam go ile sił w łapkach, złapałam go, byłam już bardzo zmęczona, znalazłam powalone drzewo oparte o duży kamień, położyłam się pod nim i zasnęłam.

-Rano-

Gdy się obudziłam poszłam dalej by poszukać innych wilków, bardzo chciałam kogoś znaleźć, przeszłam cały las i weszłam na polane, nagle zauważyłam wilka! On mnie pewnie też ponieważ zaczął iść w moją stronę, gdy był już blisko spanikowałam i schowałam się za kępkę trawy, usłyszałam miły głos, był to głos wadery, stała nade mną, podniosłam wzrok i ujrzałam piękną białą wilczyce z dużymi skrzydłami i niebieskimi oczami.
- Witaj co tutaj robisz? Powiedziała miłym głosem.
- Witaj, przebyłam długą drogę by tu dotrzeć w poszukiwaniu pożywienia i innych wilków. Odpowiedziałam niepewnie.
- Rozumiem, a jak masz na imię? Ja nazywam się Ashera. Powiedziała wadera.
- Ja mam na imię Laboni. Oznajmiłam zerkając na waderę.
- Skoro jesteś całkiem sama, może chcesz dołączyć do naszej watahy? - Jest nas więcej. Zapytała Ashera.
- Bardzo miło z twojej strony, od dawna nikt nie był dla mnie taki przyjazny. Oczywiście że chcę dołączyć do waszej watahy. Uśmiechnęłam się.
- Dobrze, w takim razie chodź za mną. Powiedziała Ashera i zaczęła kierować się wzdłuż polany.
Poszłam za nią.

< Ashera >

Nowy członek!


Laboni - pomocnik

niedziela, 25 sierpnia 2019

Od Szkła CD Ducha - "Dekadencja"

- Oczywiście, że ci pomogę - uśmiechnąłem się jeszcze raz, teraz nieco słabiej, delikatnie otrzepując się z piachu, przy czym równocześnie dotarło do mnie z całą mocą wcześniejsze zmęczenie, które towarzyszyło mi przez ostatnie ładnych kilka godzin, gdy ślęczałem nad papierami w jaskini śledczych w WWN, a potem powłócząc nogami wracałem do domu, zanim jeszcze rozbudził mnie tak nagły atak od strony ogona.
Zatem naprzód, idziemy do mojej bazy.
Przechyliłem głowę, z zastanowieniem przyglądając się białemu szczenięciu. Cisnęło mi się na usta tylko jedno pytanie. Postanowiłem jednak nie zadawać go na razie. Kapitan Duch wydawał się być tak zaangażowany i tak pewny tego, co planował zrobić, że jakoś niewypowiedzianie głupio było mi przerywać jego zabawę. Po chwili odwróciłem się więc i podążyłem za nim bez słowa. Znów przestałem zważać na zmęczenie. Nie dlatego, że byłem mało asertywny, czy coś podobnego. Ale w przekazie szczenięcia była taka siła, że nie miałem ani serca, ani ochoty odmawiać.
Nie minęło wiele czasu, gdy stanęliśmy przed gąszczem cienkich gałęzi małych, suchych sosenek. Niepewnie machnąłem ogonem.
- To tutaj? - zapytałem.
Już niedaleko.
Nagle pod naszymi łapami przepełzło jakiś kolorowe zwierzątko. Zamarłem na ułamek sekundy, zanim zorientowałem się, że to tylko młody wężyk. Duch tymczasem cofnął się gwałtownie, zatrzymując dwa kroki dalej, na wysokości moich tylnych nóg. Zerknąłem na niego kątem oka.
- To jeden z nich?
Nie lubiłem zabijać bez powodu. Wolałbym jednsk usłyszeć, że to nie ten wąż, że tamte, złe, są tak naprawdę wytworami wyobraźni Ducha. Wszystko jednak, jak do tej pory, wskazywało na to, że szczeniak... boi się węży?
Oczywiście, wiedziałem, że wąż w niektórych kręgach był niezbyt lubianym zwierzęciem, w niektórych podobno utożsamiany ze złem, ale ja, jako wilk, nie będąc ani myszą, ani człowiekiem, nie miałem do niego zupełnie nic.

< Duchu? >

Wyniki konkursu "Wszyscy Przeciwko Postaci"!

Kochani Przyjaciele, Mili Uczestnicy,
tego pięknego, letniego wieczora przybywam do Was, aby ogłosić wyniki naszego sierpniowego konkursu. Na początku muszę przeprosić, że wyjątkowo ogłoszenie wyników odłożyłem na dzisiaj, choć według planu powinienem zrobić to najpóźniej wczoraj. Jest to haniebne i niewybaczalne tym bardziej, że (prawie wyjątkowo) poślizg ten nie był spowodowany do końca nawałem obowiązków, czy wybuchem bomby atomowej, tylko moim osobistym lenistwem i zapominalstwem.
No, to teraz ta przyjemniejsza część.
Bardzo cieszę się, że aż siedem osób wzięło udział w tym konkursie. Dziękuję Wam, Przyjaciele za Wasz wkład w tworzenie naszej historii i za ciekawe opowiadania, które można było przeczytać z dreszczykiem emocji. A to przecież najważniejsze, prawda?

Uczestnikami tego konkursu byli (według kolejności wysłania opowiadań konkursowych):
Azair Ethal
Ruten
Sangre
Kzeris
Naoru
Palette
Vinys
Wyniki konkursu wyraźnie wskazują na remis. Tym razem mamy więc dwóch zwycięzców: Palette i Vinys, których opowiadania otrzymały 4 głosy.
Oprócz nich, głosy otrzymały opowiadania: Azaira Ethala (2), Kzeris (1), Naoru (1) i Rutena (1).
W sumie oddano 13 głosów.
Jak pewnie wszyscy wiedzą, klimat konkursu odpowiadał aktualnym wydarzeniom, które tworzą fabułę WSC. Ciemna strona, te sprawy. I tu płynnie przechodzimy do kolejnego punktu, jakim są nagrody konkursu.
Zwycięzcy, Palette i Vinys, otrzymują wcześniej obiecane:
4 ng
- Podniesienie dowolnych umiejętności w sumie o 3 pkt
Trzecią nagrodą miał być radosny uśmiech sympatii na pysiu naszego alfy, który z przyczyn technicznych z największą przykrością musimy zamienić na skromne, mentalne oklaski od całej watahy. Dobrze, to na trzy-czte-ry wyobrażamy sobie, że klaszczemy. Albo lepiej Wy to zróbcie, Kochani, bo ja skrzydłami nie bardzo mam jak.
Przewidziane były również nagrody dla pozostałych wilków biorących udział w konkursie. Tak oto nagrodą dla każdego uczestnika staje się zawrotna suma 2 ng, które możecie wydać na co tylko dusza zapragnie.
Gratulacje!

Jeszcze raz dziękuję Wam za udział, gratuluję zasłużonych nagród i życzę Wam dużo, dużo weny na kolejne konkursy i opowiadania w ogóle.

                                                      Tajny współpracownik zmarłego szefa

sobota, 24 sierpnia 2019

Od Ducha CD Szkła - "Dekadencja"

Nawet niewinne słowa szczenięcia podszyte były ziarnami prawdy. Może księżniczka Różanego Wodospadu postacią była już raczej fikcyjną, wymyśloną przez obdarzony niezwykłą wyobraźnią umysł Ducha, to węże jednak były całkiem prawdziwe. I to się właśnie szczeniakowi nie podobało. Nie lubił, gdy te wąskie, ślizgające się stworzenia przejmowały w tak podstępny sposób jego teren, w dodatku w chwili, gdy właściciel małego terytorium nie był w stanie o niego zawalczyć, przez co pozostało mu jedynie w milczeniu oddać lasek we władanie gadzich najeźdźców. Lecz wtedy pojawił się ten basior, Szkło, jak to powiedział, niosąc tym samym ze sobą niewielką obietnicę, że może, jakimś cudem, uda się przegnać napastników. Wyglądał na kogoś, kto by mógł to zrobić, był na pewno silniejszy niż ten siwy szczeniak przed nim. Może, jak uda się go dobrze przekonać, załatwi sprawę za Ducha, aby ten nie musiał już dłużej powstrzymywać się przed odwiedzinami swego ulubionego zakątka?
Od lat już pan nie ma? Spytał wilczek, po czym wyprostował puchaty ogonek. To znaczy, że pan kiedyś z nimi rozmawiał! Może jest pan wężowym szpiegiem?
— Nie, nie — Szkło zaśmiał się szczekliwie — Nie współpracuję z żadnymi gadami, słowo honoru.
Słowo honoru. Może Duch nie pojmował do końca, co ten cały "honor" oznacza, lecz skoro tak wiele wilków zdawało się używać go jako coś, co miało zaświadczyć o ich wiarygodności, musiał być bardzo cenioną wartością w wilczym społeczeństwie. W zamyśleniu szczenię usiadło i ściągnęło lekko brewki.
Potrafi pan przeganiać węże? 
— Zależy jakie. Małe, duże? — Starszy basior także się podniósł. Duch zerknął na jego większą sylwetkę, lecz nie odniósł się do tego.
Dla pana na pewno małe. Takie kolorowe są. Siedzą w mojej bazie. I nie chcą sobie z niej pójść. Jak mi pan pomoże, kapitan Duch puści pana wolno.

<Szkło?>

piątek, 23 sierpnia 2019

Od Naoru CD Serenity

Nao czuł niepokój. Bał się o Serenity. Nie wiedział co obecnie się z nią dzieje. Mimo zapewnień wadery, że wszytko będzie w porządku on czuł niepokój. Na samym początku starał się jakoś nie myśleć o tym, lecz później nie był w stanie udawać, że nic się nie stało. Jego ukochana odleciała zostawiając go samego. Naoru trzymał się za kark i wędrował w kółko. Chciał ogarnąć swoje myśli, lecz niepokój uniemożliwiał mu to. 
- Spokojnie Nao. Uspokój się. - powtarzał sobie, lecz nie dawało mu to spokoju. - Czemu ty jesteś taki głupi? - powiedział łapiąc się za czoło. Bolała go rozłonka z Serenity. Przed chwilą leżała przed nim, taka zimna i blada, a teraz? Poleciała walczyć z koszmarami. Naoru żałował, że nie mógł pomóc swojej najdroższej przyjaciółce. - Jeśli coś sobie zrobi, to nie wybaczę sobie tego do końca życia. - odparł siadając pod drzewem. Oparł się o jego pień i spojrzał w górę. 
- Mam nadzieję, że nic jej się nie stanie.- powiedział przymykając oczy. Wziął głęboki wdech. Czuł, jak cała zła energia opuszcza jego ciało. Nagle przypomniał sobie chwilę, gdy Serenity pocałowała go w policzek. Zarumienił się na ten gest. Zasłonił ręką swoje oczy i uśmiechnął się. Gdyby mógł tylko skosztować jej ust. Ciągle nie mógł przestać o tym myśleć. O tych delikatnych i miękkich ustach Serenity. Po chwili poklepał się dłońmi po policzkach. 
- Weź się w garść Nao. Jak ty możesz w takiej chwili myśleć o takich rzeczach? - spytał sam siebie. Wstał i skierował się w kierunku łóżka, na którym leżała jego cudowna ukochana. Usiadł obok łóżka i położył jedną dłoń na łóżku. 
- Wróć cała i zdrowa. - wyszeptał. Westchnął i z niecierpliwością czekał na powrót Serusia. 

<Serenity? <3>

czwartek, 22 sierpnia 2019

Od Serenity CD Naoru

To jeszcze nie twój czas- głos ducha matki otulił umysł dziewczęcia.
To tylko draśnięcie. Wracaj do nich- dodała Alyss. W końcu szczęśliwy głos, znowu spotkała swoją miłość.
Ale ja się nigdzie nie wybieram! - zawołał niemo umysł. Alysss zaśmiała się czule.
Brawo. Pamiętaj, kim jesteś.

Czarna substancja, która dotarła niemal do głównych tętnic, zaczęła się cofać. Albo traciła swój byt. Jakkolwiek to nie zabrzmiało, duch strażniczy tlący się w jej ciele, zaczął wygrywać. Szarpnęło ją zaczerpnięciem powietrza, czym przywołała uwagę Naoru. Pewnie wówczas zobaczył zanikające zło w jej.
Nagle słabo otworzyła oczy do połowy. Wydała z siebie cichy jęk. Za przeproszeniem, bolało ją jak diabli. Ale żyła. Przeżyła truciznę! Po dłuższej chwili zarejestrowała, że wziął ją w objęcia, ale już nie zauważyła jego łez. Przymknęła oczy spokojniej. To... To było bardzo przyjemne.
-Seruś!- Dźwięk zaczął jej się naprawiać. Inne zmysły też zaczynały odżywać. Obróciła głowę ku niemu. Lekki zarys uśmiechu ujawnił się na jej twarzy.
-Naoś- wyszeptała. Przytulił ją mocniej ale dalej uważając na jej stan.
-Jesteś bezpieczny... Nawet nie wiesz, jak się cieszę.
-Zawału przez ciebie dostanę- wymamrotał jej we włosy.- Wiesz jak się bałem? Umieraliśmy ze strachu.
-Wygrałam z otruciem- uśmiechnęła się. Zaraz posmutniała.- Ale Alyss...
-Tamci coś widzieli. We trzech znieśli nas do twojego świata. Wkrótce wrócili do reszty... A teraz wyjaśnisz mi, czemu znowu się naraziłaś? To nie pierwszy raz! To panowie mają chronić panie, nie na odwrót- dodał cicho. Czując wracającą energię, uniosła dłoń na jego włosy w celu pogłaskania go.
Zaśmiała się cicho.
-To nie ja byłam celem a ty mój drogi. Koszmar szarżował, podobnie jak inne, by zranić osoby, które są dla nas najważniejsze.- Zaraz zmieniła ton na spokojny, ocierający się o powagę.- Pamiętaj Nao, że w pierwszej kolejności jestem Strażnikiem, dopiero potem jestem sobą. A teraz...
Wolno zebrała się do wstania, ale przytrzymał ją. Patrzył na białowłosą z ostrzeżeniem.
-Ani się waż. Mam teraz gdzieś, co robisz. Omal nie umarłaś, jesteś w złym stanie.
Bez krzyku spojrzała na niego siadając. Dłoń zjechała na jego policzek.
-Dziękuję, że tak się o mnie troszczysz. I za to, że dzięki tobie czuję, że jednak należę do WSC. Czekasz na mnie każdej nocy i za wspólne spędzanie czasu. Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy- powiedziała ciepło.- Ale nie widzisz, że ze zniknięciem jadu, wracają mi siły w ekspresowym tempie? Moje przeznaczenie daje o sobie znać. Musze im pomóc w uwięzieniu tych koszmarów... Będzie dobrze, teraz nic mi się nie stanie- dodała widząc jego błaganie o zostanie. Już stała z łagodnym uśmiechem.
-Czemu to robisz?- Zapytał cicho spuszczając głowę ku ziemi. Delikatnie uniosła mu podbródek, by znowu dostrzec te piękne oczy.
-Mówiłam ci: w pierwszej kolejności jestem Strażnikiem. Musze i chcę bronić tego, co drogie memu sercu.- Spojrzała ku pewnego rodzaju niebu, kiedy jej skrzydła rozłożyły się pewnym ruchem. Spojrzała szczęśliwie ku niemu.- Ale teraz, zrobię to jako ja, Serenity.
Nao złapał ją za dłoń z lekkim rumieńcem na policzkach. Zacisnęła swoje palce na jego. Schyliła dla pocałowania go w policzek. Odsunęła się trochę, patrzyli sobie w oczy. To był pierwszy raz w jej życiu, gdy czuła taką pewność siebie. Teraz wiedziała, że będzie wszystko dobrze.
-Zaczekaj tutaj. Wrócę- zapewniła go. Puściła jego ciepłą dłoń a następnie wyjątkowo silnym ruchem skrzydeł, wzbiła się w powietrze. Gdy otwierała portal, na jej twarzy malowała się skoncentrowana powaga. Powaga, godna Strażnikowi, który już miał co bronić. Odnalazł swój cel.

<Nao?>

Od Azaira Ethala CD Kzeris

— Jest bardzo prosty sposób, żeby się przekonać — odparł Azair i zważył w łapie kolejny kamień.
Ktoś widocznie dobrze się bawił, poddając ich dziwnym próbom.
Wilk zamachnął się i rzucił kamieniem na najbliższą płytkę z jastrzębiem. Ta, podobnie jak lwia, runęła w przepaść.
— Czyli jastrząb odpada — mruknął Aza i zamachnął się kolejnym kamieniem.
Płytka z hieną, w którą trafił kamień, natychmiast stanęła w ogniu. Azair i Kzeris w milczeniu obserwowali, jak płomienie zżerają ją na popiół.
— Hienę też mamy z głowy — skomentowała Kzeris.
Następne dziesięć minut rzucania kamieniami wykluczyło większość kandydatów:
Na płytce z tygrysem wyrosły kolce, jednak kamień nie wytrzymał nowego ciężaru i runął w dół.
Płytka z lisem odskoczyła do ściany, rozwalając się.
Płytka myszy skurczyła się do malutkich rozmiarów.
Ta orła podleciała do góry i zdarła się na wiór na suficie.
Krokodyla wychodowała zęby w parę sekund i pożarła samą siebie.
Ta kota przeskoczyła na następną, niedźwiedzia, po czym obie spadły z głośnym hukiem.
Pozostał tylko wilk.
Azair zmierzył spojrzeniem ich "trasę". Kilkanaście wilczych płytek prowadzących do wyjścia otoczone było przepaścią. Głęboką przepaścią.
Jednak nie na tyle głęboką, żeby nie można widzieć trupów powyginanych w najróżniejsze nienaturalne pozycje, przykrytych warstwą roztrzaskanych płytek. Gdzieniegdzie można było dostrzec wzory wygrawerowanych na nich zwierząt.
Całość tworzyła dziwaczną mozaikę, której częścią jednak nasze wilki nie chciały być.
— Idę pierwszy — oznajmił Azair, a Kzeris kiwnęła głową z wdzięcznością.
Nie miała pojęcia, że basior nie robił tego z potrzeby "wybadania terenu", ale ze zwyczajnego przeczucia, że kafelki rozlecą się, gdy stanie na nich coś cięższego niż kamień.
Napiął mięśnie, przygotował się do skoku i...
Przeskoczył na pierwszy kafelek.
Na szczęście nic się nie stało, a płytka była na tyle duża, żeby nie musiał się na niej kulić.
Przeskoczył na następny i zerknął na Kzeris.
— Powinnaś skoczyć zaraz za mną — polecił jej. — Wtedy w razie czego cię złapię, te kafelki nie są od siebie znowu tak bardzo oddalone.
Kzeris wzruszyła ramionami i wskoczyła na pierwszą płytkę.
Skakali więc w parodii dziwnych żab, starając się nie runąć w przepaść, gdzie czekałby na nich udział w przedziwnym, nieruchomym przedstawieniu.
Od wyjścia dzieliły ich zaledwie dwie płytki, gdy nagle Kzeris przesunęła się łapa.
Byłaby runęła, gdyby Azair nie zareagował, łapiąc ją za przednią nogę szczęką. Zacisnął lekko zęby i wciągnął ją z powrotem.
Gdy stała na własnych nogach, puścił ją i otarł wierzchem łapy pysk.
— Wszystko gra? — zapytał, zerkając na nią.
— Tak, jest dobrze... — odparła wadera, oddychając ciężko. Była jeszcze w szoku. — Dziękuję.
— Nie ma sprawy. — Basior odchrząknął. Nie bez satysfakcji zauważył drobne ranki tam, gdzie przytrzymał ją zębami.
Gdy byli już na drugiej stronie, z przepaści, a raczej z pustki nad trupami, zaczęły wyłaniać się kafelki, które z głośnym trzaskiem układały się z powrotem na swoich miejscach. Wilki patrzyły na to ze zdziwieniem, co jakiś czas kaszląc cicho od wszechobecnego pyłu.
Po chwili trzaski i huki ucichły, a pył opadł, ukazując posadzkę dokładnie taką, jaką była, zanim się pojawili.
Spojrzeli po sobie i wzruszyli ramionami, po czym odwrócili się do wyjścia. Stało otworem, więc szybko przez nie przeszli.
Trafili do okrągłej, szerokiej komnaty z piaskowca, której posadzka pokryta była piaskiem. Po drugiej stronie stały zamknięte, złote wrota.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby tylko drogi nie zajmowało im ogromne, osobliwe zwierzę.
Wyglądało jakby zrobione było z piasku, ale to możnaby przeżyć. Najdziwniejsze było to, że od głowy do pasa miało kształt ludzkiej kobiety, a od pasa w dół... Potężnego lwa.
Zwierzę machało ogonem, wbijając w nich wzrok swoich piaskowych oczu.
— Jam jest sfinks! — zaryczało głosem zrobionym jakby z miliona głosów, a cała komnata zadrżała w posadach. — Zadam wam zagadkę. Jeśli ją odgadniecie, pozwolę wam przejść. Jeśli nie...
Istota, która sama nazwała siebie sfinksem, pochyliła łeb, a raczej głowę, w ich stronę.
— Pożrę was! — huknęła, opluwając ich drobinkami piasku.

< Kzeris? >

Od Konwalii Jaskry Jaśminowej CD Leonardo Firestara - "W Świetle Dnia"

Konwalia patrzyła na nowoprzybyłych zza krzaku róż. Kolce lekko kłuły ją w pyszczek, ale nie robiły jej zbyt wielkiej krzywdy, więc całkowicie skupiła się na Tym Nowym Wilku.
Jeszcze go tu nie widziała, a zdążyła przepatrzeć całą watahę. Gdy opowiadała o tym Azairowi, wyglądał na dumnego. Była pewna, że tego wilka Aza nie zna, więc będzie jeszcze bardziej dumny, jeśli mu o nim opowie.
Gdy wilki pogrążyły się w rozmowie, Konwalia całą swoją uwagę skupiła na Tym Nowym.
Był wysoki i dobrze zbudowany, na pewno z niejednym poradziłby sobie w walce. Jego sierść miała kolor miodu, a oczy były niebiesko- czarne.
Czy wszyscy muszą mieć takie dziwne oczy? Ruten, Azair, nawet ciocia Iryd (Mundusa pod uwagę nie bierzemy, to ptak...). Tylko ona sama i mama mają normalne oczy.
Konwalia lubiła swoje oczy. Były jak niebo w bezchmurne południe, takie, do którego oglądania aż rwie się serce. Takie, na którym lubią latać ptaki.
Ale znowu odbiegamy od tematu. Cóż, powinna nieco powściągnąć swoje rozbiegane myśli, bo zwykle wygląda to tak, że zaczyna myśleć o kamieniu, a kończy na działaniu ogona jaszczurki. Wiecie, że jak go oderwiesz, to jej odrośnie. Fascynujące!
Trzeba wrócić jednak do akcji właściwej, nawet jeśli wszystko inne jest bardziej interesujące.
Basiory rozmawiały o czymś, ale mała waderka, chcąc nie chcąc, zaczynała się już nudzić. Ileż można tak głupio gadać o niczym?
Z ich rozmowy zdołała wywnioskować, że przyszli tu spod jaskini byłego alfy. Mama wyjaśniła już Konwalii, co się z nim stało. Nie powiedziała jednak, w jaki sposób, więc mała waderka miała ogromne pole do popisu. Wszystkie jej sny pełne były wyobrażeń tragicznego zgonu Zawilca. Zawilca Niepokonanego, jak prześmiewczo nazywał go czasem Azair.
Konwalia postanowiła w końcu wyjść zza krzaków. Spojrzała w jedną, potem w drugą stronę, następnie odgarnęła łapką gałąź krzaka, a finalnie wyskoczyła ze swojego kamuflażu.
— Konwalia Jaskra Jaśminowa! — zawołał na jej widok Agrest, przerywając rozmowę z tym Innym Wilkiem. — Długo się tu chowałaś?
— Jeszcze trochę przed tym, jak przyszliście — wyznała z rozbrajającą szczerością. Nie wstydziła się podsłuchiwania. Niczego się tak w zasadzie nie wstydziła...
Ten Nowy patrzył na nią z umiarkowanym zainteresowaniem, więc Konwalia skierowała do niego najpiękniejszy, najbardziej promienny, najsłodszy uśmiech jaki miała w zanadrzu.
— Jestem Konwalia Jaskra Jaśminowa — przedstawiła się, wyciągając do niego łapę. — Ale proszę mi mówić po prostu Konwalia.
— Leonardo Firestar — odparł wilk, ale ściskanie łap szczeniaków najwyraźniej uznał za czynność poniżej jego godności.

< Agrest? >

środa, 21 sierpnia 2019

Od Naoru CD Serenity

Naoru zobaczył, że z jego Serkiem jest naprawdę źle. Tulił ukochaną do siebie, lecz po chwili położył ją na łożu, które stworzył za pomocą swojej wyobraźni. Zawszy uważał świat Serka za zadziwiający. Po jego oczach spływały słone łzy. Czuł jak jego serce ściska się z bólu, a on sam miał trudności z mówieniem. Czuł rozpacz, ból i smutek. Widok jego nieprzytomnej i bladej ukochanej sprawiał, że ciągle żałował, że to nie on leży na jej miejscu.  Trzymał dłoń Serka spoglądając na nią.
- Dlaczego to ty, a nie ja. Jesteś zbyt delikatna. Taka krucha. - westchnął. Przyglądał jej się swoimi zielonymi oczami. - Zawsze ratowałaś mnie. Przed atakiem jednej z tych bestii, broniłaś moje sny i marzenia, a ja? Nie mam odwagi, by wyznać ci mojej słodkiej tajemnicy. Ach Serenity. Proszę wróć. Nie zostawiaj mnie. Nie licząc mojej siostry, to tylko ty mi zostałaś. Nie mam już nikogo innego. - powiedział przez łzy. Zakrył swoją wolną ręką oczy. - Nie chce znów stracić osoby, na której mi zależy najbardziej. Sam sobie nie poradzę. To ty zawsze mnie wspierałaś. twój słodki głos przeganiał wszelkie zmartwienia. Dlaczego to cię spotkało. Wszystkie nasze chwile. Wszystkie wspomnienia. Nie mogą tak po prostu odejść. Ty również nie możesz Seruś. Jesteś potrzebna światu. Jesteś potrzebna mi. - powiedział. Coraz większe strumienie łez leciały z jego oczu. To ból patrzeć, jak ukochana leży przed tobą i może to być wasza ostatnia wspólna chwila. Naoru nie chciał dopuszczać do siebie tych wszystkich złych myśli. Ciągle trzymał białowłosą za rękę. Nie chciał jej opuszczać. Chciał, by Serenity wiedziała, że on jest przy niej i czuwa nad nią. Tak, jak ona czuwała nad jego snami, tak on czuwał nad jej ciałem, które leżało przy nim.
- Nie dam rady Serenity. Wszystko co robiłem to dzięki tobie. Ty byłaś moim pocieszeniem i wsparciem. Byłaś przy mnie, gdy mój ojciec odszedł. Pocieszałaś, gdy miałem wyrzuty sumienia po zabiciu Aisu. Podnosiłaś mnie na duchu zawsze, gdy tego potrzebowałem. Każdy twój uśmiech sprawiał, że miałem ochotę rozpocząć nowy dzień. Gdyby nie ty, zapadłbym się w mroku. Rozjaśniasz każdy mój dzień. Serenity proszę, nie opuszczaj mnie, zostań przy mnie. Jeśli cię stracę to moje życie straci sens życia. Ty jesteś jego sensem. Proszę cię Serenity. Proszę. Ja nie dam rady bez ciebie. Proszę cię zostań i bądź dla mnie światłem. Bądź sobą. Moim aniołkiem. Zrobię wszystko, wszystko co będziesz chciała. Tylko wróć i obdaruj mnie swoim czułym uśmiechem i pozwól mi usłyszeć twój słodki głos.

<Serenity? Aniołku?>

Od Serenity CD Naoru

Sprawy się skomplikowały i zamiast zakończenia spraw po kilku ziemskich dniach, dalej tkwili gdzieś na początku. Gdyby nie słodka i niewinna natura Serenity, pewnie by przeklinała non stop.
Wszystko było spowodowane uwolnionymi koszmarami, które siały spustoszenie nie tyle po wymiarze strażniczym, co zaczynały niebezpiecznie schodzić na ziemię. Na dodatek zagrożeniem stał się kontakt fizyczny, ponieważ wszystkie wytworzyły coś na wzór trucizny, bardzo groźnej. To był na ziemski czas, piętnasty dzień od ostatniego spotkania z Nao.
-Boję się, że nie zależy im jedynie na dostępie do marzeń. Widzieliście jak agresywnie nacierały na partnerów?- Odezwał się zaniepokojony srebrnowłosy Hebi, który pomagał opatrywać Nomena.
-Racja. Ale czemu chcą zrobić krzywdę naszym miłościom?- Dodał pytanie Yamis, uspokajający swoją Tillie.
-Nie było was na świecie, gdy zdarzyło się to poprzednio- wtrąciła się Alyss spoglądając na swoje złożone dłonie. Umilkli skupiając się na jednej ze starszych Strażników.- Atak na partnera skutecznie skupia na tym Strażnika, bo zaraz rzuci się na pomoc. Pomyślny atak...
-To równoczesny wyrok śmierci?- Alyss podniosła wzrok.
-Tak Hebi.
-O nie...
-Najcenniejsza persona dla nas przez to jest w śmiertelnym zagrożeniu- dodała głośno lądująca Rainbow. Rozejrzała się gorączkowo.- Na zachodzie potrzebne jest wsparcie. Szybko, zapieczętujcie swoje światy marzeń.
Serenity położyła dłonie na sercu. Dopiero teraz mogła poznać ciemną stronę jej życia. Ciągła obrona przed koszmarami, które przybrały bardziej namacalne ciała. Spojrzała za siebie, dla pewności o zamkniętym prywatnym wymiarze. Zdawała sobie sprawę, że będzie musiała przenieść do niego Naoru w trosce o jego bezpieczeństwo. Zaraz wzbiła się w powietrze z kierunkiem na zachód.
Spóźnili się. Koszmar właśnie wykonał silny cios pazurami po ciele Strażnika, którego ogarnęła od środka czarna materia, zabijając na miejscu. Hebi z Yamisem polecieli bronić drugiego nieprzytomnego, natomiast Alyss rzuciła się w kierunku portalu, za nią pognała Serenity.
Tu warto wspomnieć o Alyss. Tak jak Serenity była 30 generacją Strażników, tak ta pierwsza należała do 12, była jedną z niewielu żywych Strażników z wcześniej niż 23 generacji. Ponoć miała ukochanego ale nigdy nie udało się dowiedzieć waderze, dlaczego go nie ma. Ponoć zginął w tragicznych okolicznościach, nim zdążyła do niego się dostać. W oczach młodej, ta kobieta była mentorką oraz mentalną matką. Dlatego, nawet będąc jedną z najsłabszych względem mocy Strażników, Serenity leciała za nią.
-Szybko! Przedostał się na ziemię do ciebie!- Krzyknęła Alyss przyspieszając lot za wszelką cenę. Serku momentalnie zrobiło się słabo. Znowu przez nią Naoś był w niebezpieczeństwie. Otrząsnęła się, zmieniła przy tym rozmiar skrzydeł by zmniejszyć odległość.
Pościg rozgrywał się bezpośrednio w chmurach, jednak była w pełni świadoma, że zbliżają się nad jezioro, stałe miejsce spotkań.
-Leć po Naoru, zabie...- urwała Alyss.
W chwili, gdy Serenity już miała pikować w dół po przyjaciela, koszmar nagle zahamował i hakiem na ogonie, złapał w talii Alyss, przy czym ząb rozorał jej skórę na sporą skalę. Oczy jej zgasły, od środka czarna ciecz wdarła się w jej ciało i momentalnie pozbawiło ją to życia. Rozsypała się w migoczący pył.
-ALYSS NIEEE!- Zawyła Serek, czym ściągnęła na siebie uwagę koszmaru.
Teraz ona była jego celem, albo gorzej, Naoru. Ząb śmignął ku niej, kiedy bariera odbiła jego plecy na bok. Hebi i Nomen przybyli na pomoc. Widząc znikający pył, ponowili tarcie obronne. Serek ponowiła pikowanie w chmurach ale przeciwnik nie poddawał się. Tym razem słysząc krzyk alarmujący od ludzkiej wersji węża, obróciła się w locie twarzą ku niebu.
Zaraz poczuła, jak ogromny ogon uderzył w jej brzuch a ząb zanurzył się w jej nadgarstku. Wrzasku Nomena już nie słyszała. Od silnego ataku, momentalnie straciła przytomność i już nie leciała a spadała plecami w dół. Kolejni przybyli, a Hebi i Nomen z Yamisem lecieli na pomoc przyjaciółce, w przypadku tego drugiego to jeszcze niespełnionej miłości.
Zabrakło kilkunastu metrów u srebrnowłosego by ją złapać. Z głośnym trzaskiem, jej ciało wpadło do, na całe szczęście, głębszego jeziora. Niestety, Naoru właśnie był tego naocznym świadkiem. Nomen dosłownie wbił się w wodę po białogłową, Yamis asekurował w razie czego dziesięć metrów nad taflą.
-Ty jesteś Naoru?!- Zawołał Hebi łapijąc jego ramiona ludzkimi dłońmi.
-Co z Serkiem?!
-Hebi, zabieraj go!- Krzyknął wciągający powietrze rudy. Trzymał dziewczynę. Widząc ich, Yamis poleciał ku nim otwierając portal. Natychmiast przeniosło ich do wymiaru Serka.
Tam dopadli do jedynego dziewczęcia. Oględzin podjął się Yamis. Pierwsze co się rzuciło w oczy, to jej ubranie. Śliczna sukienka była teraz skalana czarnymi plamami. Szybko sprawdził jej stan.
-Drasnął ją- niemal warknął Yamis gniewnie. Wskazał na ranny nadgarstek, od którego zaczęła się roztaczać wzdłuż ciała czarny płyn, widoczny w żyłach z wierzchu. Jej oddech zaraz stał się płytki i urywany.
-Jaka szansa?- Spytał zaniepokojony Hebi. Yamis zakrył twarz dłonią.
-Nie wiem. Alyss złapał całkiem i rozerwał jej skórę to momentalnie pozbawił ją życia... Módlmy się o szczęśliwy finał... Naoru- odezwał się ku coraz bardziej roztrzęsionego zielonookiemu. Nomen ostrożnie podał mu bezwładne i nieprzytomne ciało przyjaciółki. Natychmiast przyciągnął ku sobie, a jej głowa opadła mu na pierś.- Mów do niej i nie puszczaj cały czas. Może przez twoją obecność, trucizna sama się usunie.
-Wierzysz w to?- Spytał zrozpaczony Nomen. W oczach Yamisa jeszcze nigdy nie widział takiego bólu.
-Chcę wierzyć, że draśnięcie nie zabije jej. Oby to pełny cios był sprawcą tamtych i nie daj, kolejnych śmierci.
-Będziecie bezpieczni, zamkniemy was tu! Wracamy pomagać!- Zawołał ostatni wzbijający się do lotu Hebi. Gdy zniknęli, Nao dostrzegł, że cera Serka gwałtownie zbielała.

<Nao?>