Każde dni zostają w naszej pamięci, lecz nie każde chcemy pamiętać. Każdy dzień kończy i zaczyna się nocą. Sny ratują nas od realnych przeżyć. Sny jednak mogą nas boleć. Sny, które bolą są koszmarami. Pochłaniają nas w swoją ciemność tak, byśmy skuleni w kącie leżeli pokryci potem. Czy śniło wam się, że kiedyś kogoś zabiliście? Śniło wam się, że straciliście najbliższych? Staliście się potworami? Każdy koszmar się różni, lecz ich zadanie jest jedno. Mają wzbudzić w nas lęk, poczucie winy, smutek.
Noc zaczęła ustępować dniowi, a mgła znikała wraz z kolejnymi promieniami słońca. Czułam jak lekko ogrzewają mój pyszczek. W pewnym momencie coś spadło na mój nosek, a ja kichnęłam. Otworzyłam oczy, by ujrzeć listek. Jesień już niedługo nadejdzie, ale zaraz. Jak ja znalazłam się na naszych terenach. Przecież ja i Szkiełko byliśmy w mieście. Na ringu. A teraz? Znajduję się na terenach mojej nowej rodziny. Wstałam z miejsca i wyszłam całkiem na zewnątrz. Nagle poczułam się jakoś dziwnie. Skuliłam się lekko. Uczucie jednak po chwili zniknęło, a ja lekko zaniepokojona udałam się na poszukiwania chociaż jednej osóbki, która wyjaśniłaby mi, jak się tu znalazłam. Idąc leśną dróżką zauważyłam pięknego wróbelka. Ćwierkał ślicznie na gałęzi. Przysiadłam, by posłuchać jego ślicznego głosiku. On jednak widząc mnie wzbił się w powietrze i robiąc kółeczko, zaczął lecieć prosto na mnie. Wiedziałam, że chce mnie zranić, więc pisnęłam przerażona i odbiegłam od niego. Czyli przyroda już przestała mnie lubić? Załamana skierowałam się do medyczki i jej pomocniczki. Chciałam się spytać, czy mogę im jakoś pomóc. Gdy dotarłam na miejsce zauważyłam, jak wadery ze sobą rozmawiają. Nagle zauważyły mnie i odwróciły się w moim kierunku.
- To ty. - odparła Joena, a ja złożyłam uszy. Jej ton nie wróżył niczego dobrego. Lekko speszona zrobiłam parę kroków w tył.
- Ty jesteś tym potworem. Potwór, który zabił wiele istnień. - dodała Etain. Poczułam jak coś ściska mnie w sercu. Spojrzałam na wadery, a one szykowały się do ataku na mnie. Przerażona uciekłam. Gdy biegłam ile sił w łapach potknęłam się. Upadłam i poczułam silny ból w łapie. Lekko kulejąc wstałam i biegłam dalej. Dobiegłam do nieznanej mi części lasu. Dużo nie zwiedziłam za pierwszym razem. Zauważyłam tam dwa inne wilki. Podeszłam do nich, by spytać się o Szkiełko. Może coś o tym wiedziały. Bałam się jednak. Bałam, że powtórzy się sytuacja z Joeną i Etain. Wilki wyglądały znajomo. Musiałam je już gdzieś widzieć. Podeszłam do Czarnego basiora z czerwonymi oczami i do brązowego wilka z blizną na pyszczku. Nim zdążyłam się odwrócić oni zaatakowali. Zostałam odrzucona na bok. Poczułam słabość. Spojrzałam na swój ogon, lecz zamiast tego zobaczyłam swojego demona.
- Nie. - szepnęłam, a on nie słuchał. Zaatakował wilki. Po chwili leżały martwe. Zrozpaczona znów ruszyłam biegiem. Niestety nie byłam zdolna do biegnięcia po jednej linii i zahaczałam o drzewa. Upadłam ponownie. Krew spływała z mojej rany na grzbiecie. Ledwo udało mi się wstać. Ujrzałam Notte.
- Notte. - szepnęłam podchodząc do niej.
- Odejdź! - warknęła, a ja spojrzałam na nią ze łzami. Moje oczy były szeroko otwarte ze zdziwienia.
- Notte ja nie....
- Odejdź!- ponownie krzyknęła i skoczyła w moim kierunku. Nie zdążyłam uciec. Upadłam na grzbiet czując, jak coś wbija się w boją skórę. Pisnęłam.
- Proszę. -szepnęłam, lecz ona złapała mnie i odrzuciła. Wpadłam na młode drzewo i łamiąc je poleciałam dale na ziemię. Wstałam obolała i ostatkami sił pobiegłam dalej. Po chwili upadłam. Mój oddech był bardzo szybki. Nagle zauważyłam, jak ktoś idzie w moim kierunku. Był to Szkiełko.
- Szkiełko.- powiedziałam radośnie, widząc przyjaciela.
- Potwór i morderca.- odparł, a ja znieruchomiałam. Poczułam jak coś ściska mnie w głębi.
- Szkiełko.- szepnęłam, a łzy swobodnie spływały po moich policzkach. On jednak nie odpowiedział. Szedł w moim kierunku, warcząc.
- Ja wiem, że to moja wina, ale ja nad tym nie panuję.- powiedziałam przez łzy. Nic tak nie boli, jak przykre słowa z ust najbliższej osoby. Choć śmierć z łap bliskiej osoby. To nie ma sobie równych.
- To powinnaś wcześniej odejść.
- Ale przecież.
- Milcz! - moje serce biło jak szalone. Czułam jak coraz ciężej mi się oddycha. Dodatkowo ten ból. - Potwory zasługują na karę.
- Szkiełko.
- Nie zasługują na drugą szansę.
- Proszę.
- Nie zasługują, by żyć.- warknął i skoczył w moim kierunku. Ostatnią rzeczą jaką widziałam, były jego łapy, które odchodziły ode mnie.
- Wybacz.- szepnęłam nim zamknęłam oczy.
Obudziłam się cała zalana potem. Nie mogłam złapać oddechu. Rozejrzałam się pośpiesznie. Byłam w klatce, a obok spał Szkiełko. Przełknęłam ślinę i oddychałam ciężko. To sen. Wyjątkowo straszny.
- To ty. - odparła Joena, a ja złożyłam uszy. Jej ton nie wróżył niczego dobrego. Lekko speszona zrobiłam parę kroków w tył.
- Ty jesteś tym potworem. Potwór, który zabił wiele istnień. - dodała Etain. Poczułam jak coś ściska mnie w sercu. Spojrzałam na wadery, a one szykowały się do ataku na mnie. Przerażona uciekłam. Gdy biegłam ile sił w łapach potknęłam się. Upadłam i poczułam silny ból w łapie. Lekko kulejąc wstałam i biegłam dalej. Dobiegłam do nieznanej mi części lasu. Dużo nie zwiedziłam za pierwszym razem. Zauważyłam tam dwa inne wilki. Podeszłam do nich, by spytać się o Szkiełko. Może coś o tym wiedziały. Bałam się jednak. Bałam, że powtórzy się sytuacja z Joeną i Etain. Wilki wyglądały znajomo. Musiałam je już gdzieś widzieć. Podeszłam do Czarnego basiora z czerwonymi oczami i do brązowego wilka z blizną na pyszczku. Nim zdążyłam się odwrócić oni zaatakowali. Zostałam odrzucona na bok. Poczułam słabość. Spojrzałam na swój ogon, lecz zamiast tego zobaczyłam swojego demona.
- Nie. - szepnęłam, a on nie słuchał. Zaatakował wilki. Po chwili leżały martwe. Zrozpaczona znów ruszyłam biegiem. Niestety nie byłam zdolna do biegnięcia po jednej linii i zahaczałam o drzewa. Upadłam ponownie. Krew spływała z mojej rany na grzbiecie. Ledwo udało mi się wstać. Ujrzałam Notte.
- Notte. - szepnęłam podchodząc do niej.
- Odejdź! - warknęła, a ja spojrzałam na nią ze łzami. Moje oczy były szeroko otwarte ze zdziwienia.
- Notte ja nie....
- Odejdź!- ponownie krzyknęła i skoczyła w moim kierunku. Nie zdążyłam uciec. Upadłam na grzbiet czując, jak coś wbija się w boją skórę. Pisnęłam.
- Proszę. -szepnęłam, lecz ona złapała mnie i odrzuciła. Wpadłam na młode drzewo i łamiąc je poleciałam dale na ziemię. Wstałam obolała i ostatkami sił pobiegłam dalej. Po chwili upadłam. Mój oddech był bardzo szybki. Nagle zauważyłam, jak ktoś idzie w moim kierunku. Był to Szkiełko.
- Szkiełko.- powiedziałam radośnie, widząc przyjaciela.
- Potwór i morderca.- odparł, a ja znieruchomiałam. Poczułam jak coś ściska mnie w głębi.
- Szkiełko.- szepnęłam, a łzy swobodnie spływały po moich policzkach. On jednak nie odpowiedział. Szedł w moim kierunku, warcząc.
- Ja wiem, że to moja wina, ale ja nad tym nie panuję.- powiedziałam przez łzy. Nic tak nie boli, jak przykre słowa z ust najbliższej osoby. Choć śmierć z łap bliskiej osoby. To nie ma sobie równych.
- To powinnaś wcześniej odejść.
- Ale przecież.
- Milcz! - moje serce biło jak szalone. Czułam jak coraz ciężej mi się oddycha. Dodatkowo ten ból. - Potwory zasługują na karę.
- Szkiełko.
- Nie zasługują na drugą szansę.
- Proszę.
- Nie zasługują, by żyć.- warknął i skoczył w moim kierunku. Ostatnią rzeczą jaką widziałam, były jego łapy, które odchodziły ode mnie.
- Wybacz.- szepnęłam nim zamknęłam oczy.
Obudziłam się cała zalana potem. Nie mogłam złapać oddechu. Rozejrzałam się pośpiesznie. Byłam w klatce, a obok spał Szkiełko. Przełknęłam ślinę i oddychałam ciężko. To sen. Wyjątkowo straszny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz