Szliśmy dalej cały dzień. Noc spędziliśmy w jakimś niedużym lesie, a nazajutrz z samego rana, jeszcze przed wschodem słońca wyruszyliśmy w dalszą drogę. Nawet nie chciało mi się już myśleć nad tym, jak dotrzemy w końcu do siedziby NIKL'u i co powiem, gdy przyjdzie nam rozmawiać z wysokimi urzędnikami. Westchnąłem tylko ciężko i popatrzyłem na moich towarzyszy. Shino szedł krok obok mnie, wysunięty o krok do przodu przed pochód, Marmałd natomiast wlókł się cały czas z tyłu, smętnie powłóczywszy nogami, wzdychając co chwilę głosem pełnym wewnętrznej frustracji.
- I co teraz? - zapytałem w końcu, po ponad godzinie męczącego marszu w ciszy - nadal wiesz, gdzie mamy iść?
- Mam wrażenie, że już niedaleko - przytaknął lis - miałem rację, byłem tu już kiedyś. Zaraz za tamtym lasem powinien być wasz NIKL.
- To... - spojrzałem przed siebie - dosyć gęsty las. Nie uważasz? - rzeczywiście, niezmiernie rozległe zarośla rozciągające się przed nami, których nie dało się naraz objąć wzrokiem, były trudne do szybkiego przebycia nawet dla wilka - długo się tamtędy idzie?
- Nie wiem, nigdy jeszcze nie wybierałem się do NIKL'u - odrzekł Shino - ale gdy byłem w tych stronach, słyszałem o nim.
- Ach tak - przystanąłem na chwilę, wziąłem głęboki wdech i znów ruszyłem - zatem idziemy.
Rzeczywiście, las był gęsty, przez dobre pół godziny przedzieraliśmy się przez wszechobecne krzewy i przeciskaliśmy między cienkimi pniami drzew rosnącymi jedno przy drugim. Na szczęście droga do przebycia nie była długa i w końcu stanęliśmy na ogromnej łące. Trawa na niej była podejrzanie krótka, śnieg też nie leżał na całej jej powierzchni, a jedynie w sporych zaspach co kilka, kilkanaście metrów. Rozejrzeliśmy się. Nigdy nie widziałem tak ogromnej, pustej przestrzeni, toteż z początku poczułem się trochę nieswojo. Po przebyciu pierwszego szoku, szliśmy dalej, prosto przed siebie. Już w chwili wyjścia z lasu zobaczyliśmy małe gromadki wesołych wilków, prowadzących głośne rozmowy i wykonujących różne dziwne czynności, których sensu nie byłem w stanie pojąć. Co dziwniejsze, nikt nawet nie zareagował negatywnie na nasze przybycie. Niektórzy śmiali się i machali do nas, radośni jak szczenięta... tak czy inaczej, na pierwszy rzut oka dało się zauważyć, że funkcjonowali zupełnie inaczej, niż to wygląda u nas.
- Przepraszam - zagadnąłem jakieś dwie niemłode już wadery, które nacierały lodem płachty jakiegoś dziwnego materiału, którego w naszych stronach używali ludzie - czy orientują się panie może, gdzie jest główna siedziba waszego zgromadzenia?
- Pfff... - zachichotała jedna z nich i chciała chyba jeszcze coś powiedzieć, lecz koniec końców zrezygnowała i rzuciła tylko - tam - to mówiąc wskazała łapą kierunek, w którym wcześniej szliśmy.
Mijając kolejne dziwaczne zbiegowiska wilków robiących równie dziwaczne rzeczy, dotarliśmy w końcu do dużego, opuszczonego budynku, na którym widniała jeszcze stara tabliczka z napisem "Szkoła..." i coś tam dalej było jeszcze napisane, nie wiem, nie umiałem czytać. Po prostu u nas we wsi stał podobny budynek.
Ostrożnie weszliśmy do środka. Wewnątrz panował gwar, wilki różnych maści i rozmiarów tłoczyły się wewnątrz i przepychały między sobą, co chwila wchodząc i wychodząc z różnych pokoi. Pod nogami przebiegło nam nawet stadko kilku szczeniąt.
Parliśmy cały czas do przodu, nie będąc jednocześnie pewnymi, gdzie tak naprawdę mamy iść. W pewnej chwili na szczęście wypatrzyły nas bystre oczy burej, chudej wilczycy w średnim wieku, bez dwóch zdań pełniącej funkcję stróża tego budynku. Siedziała ze znudzoną miną w jakimś okienku, gdzie wcześniej chyba znajdowała się szatnia. Przywołała nas i zapytała:
- Kim jesteście? Czego szukacie?
- Jesteśmy wysłannikami watah, które chcą załatwić w NIKL'u pewną bardzo ważną sprawę... - zacząłem.
- A to nie do mnie! - obruszyła się, podnosząc łapę w geście oburzenia - to do pokoju czternastego proszę, tam mają właśnie radę. Będą wzywać - powiedziała jeszcze, po czym wyszła z okienka i udała się w nieznanym nam kierunku. Nie pomyślawszy o niczym więcej, stuknąłem łapą w łopatkę Shino, stojącego obok mnie i wykonałem gest, który miał oznaczać mniej więcej "za nią, tędy!". Lis podobnie poinformował Marmałda o naszych dalszych planach, po czym wszyscy trzej ruszyliśmy za wilczycą. W końcu znaleźliśmy się pod pokojem z tabliczką "14". Usiedliśmy na ziemi przed drzwiami. Nie pozostało nam nic innego, niż tylko czekać.
Po około dwóch godzinach bezczynnego czekania, zacząłem już tracić nadzieję, gdy nagle drzwi otworzyły się.
- To wy z tych jakichś tam watah? - zapytał chrypliwym głosem drobny wilczek, który wyjrzał na korytarz. Po naszym potwierdzeniu, zaprosił nas do środka. Tam, na podwyższeniu pod ścianą, na której zawieszona była połamana, czarna tablica, siedziało jeszcze kilka innych wilków, które zupełnie nie wyglądały na władców świata, takich, jakimi zawsze wydawał się być NIKL.
- Tak więc, co was sprowadza? - zapytał jeden z nich - tylko prosimy szybko, zaraz kolejna narada, nie mamy jak przeznaczyć wam czasu. Przyjęliśmy was poza terminem.
- Właśnie... - inny przez ramię jednego ze swych towarzyszy popatrzył na przedmówcę - żeby się nie spóźnić, bo nie mamy czasu...
- No, nie mamy - przytaknęli inni.
- Czemu kazałeś ich przyjąć? - kontynuował drugi wilk.
- Zajmują nam strasznie dużo czasu, a nie wyrobiliśmy w tym roku normy - pierwszy bezradnie rozłożył łapy.
- A, no właśnie, właśnie - znów dało się słyszeć wśród pozostałych.
- Koledzy - przerwał lekko cwanym tonem jeszcze inny - załatwmy to szybko i idziemy na zebranie!
- Tak - przytaknęła niemal chórem reszta. Wszyscy popatrzyli teraz na nas. Ze zdenerwowaniem przełknąłem ślinę.
- Otóż - zacząłem ceremonialnie - przybywamy jako reprezentanci Watah: Srebrnego Chabra, Wielkich Nadziei oraz Szarych Jabłoni.
- Aż tyle? - zaśmiał się jeden z basiorów. Zawahałem się przez chwilę, lecz kontynuowałem:
- Tak, mamy bowiem wewnętrzny problem, którego nie potrafimy rozwiązać. Przybywamy po kogoś, kto pomógłby nam go rozsądzić. U naszych sąsiadów, w Watasze Szarych Jabłoni, którą reprezentuje obecny tu wilk - wskazałem na Marmałda - zapanował chaos, ponieważ pewna grupa przestępcza pozbawiła życia samca alfa, sama przejmując nieformalną władzę.
- Ach tak - przerwał inny wilk - chwilę. Kto tu jest od tamtych terenów? - zawołał głośno, na co odpowiedział mu inny głos, którego właścicielem był wilk siedzący gdzieś na zapleczu pokoju.
- Ja!
- To chodźże tu, mamy dla ciebie interesantów.
Z innego pomieszczenia wyszedł wilk o jasnobordowej sierści. Przyjrzał się nam i założył na szyję niebieską wstążkę ze złotym krążkiem, którą wcześniej trzymał w łapie. Usiadł obok swoich kompanów. Znałem go przecież! No tak, kilka lat temu był już na naszych terenach*.
- No, kto tam do mnie? - zapytał z westchnieniem.
- To my - odrzekłem - przychodzimy z kłopotem, który liczymy, że pomożecie nam rozwikłać na drodze prawnej.
- Ależ oczywiście - odrzekł niechętnie wilk - przecież jesteśmy tu dla was, tak...?
- Czas nam się kończy - wtrącił nagle inny wilk, patrząc na drobny zegarek, który trzymał w łapie.
- Ach, tak, tak - dały się słyszeć inne głosy i w sali zapanowało poruszenie.
- No dobrze zatem, ten tutaj pójdzie z wami - powiedział szybko inny basior, wskazując swojego towarzysza ze wstążką na szyi, na co tamten pokiwał głową - a na razie niestety kończymy, bardzo nam spieszno na ważną naradę. Do widzenia - zakończył, na co pozostali zaczęli w pośpiechu zbierać się do wyjścia.
Chcąc nie chcąc, wyszliśmy z siedziby NIKL'u z jednym jeszcze wilkiem, którym był tym razem wspomniany wyżej urzędnik. W drodze powrotnej postanowiłem lepiej wyjaśnić mu okoliczności naszego międzygranicznego sporu.
< Kasai? >