- Cichutko, będzie dobrze - nie znałem się na ciążach, a tym bardziej na tych owianych tajemnicą, magicznych porodach, byłem obecny tylko przy jednym w całym moim życiu. Chciałem jednak jakoś podnieść na duchu cierpiącą wilczycę, która przymknęła oczy.
- Wiem, wszystko w porządku - zaśmiała się słabo Astelle, nadal mając zamknięte oczy. Delikatnie położyłem pysk na jej ciepłym brzuchu. Mógłbym go am trzymać cały czas, dotykanie naszych dzieci prawie, jakby były już narodzone, było niesamowitym przeżyciem. Nie mogłem już doczekać się momentu, w którym ujrzę je po raz pierwszy.
- Jesteś zmęczona? - szepnąłem, może nie do końca przemyślawszy te słowa. Różyczka tylko kiwnęła głową i przytaknęła cicho.
Nie mówiąc nic więcej, postanowiłem nie przeszkadzać jej dłużej w odpoczynku i udałem się do jaskini moich rodziców na terenach WWN, w której od niedawna mieszkała także i matka mojej matki, Murka. Miałem nadzieję spotkać kogoś bliskiego u celu mojej wycieczki. Chciałem także, by moja babcia wytłumaczyła mi mniej więcej, jak zająć się ciężarną w tym trudnym dla każdej wadery czasie i pomóc jej chociaż trochę.
W rodzinnej grocie zastałem jednak coś zgoła innego, niż miałem nadzieję*.
* * *
- Mamo? Mamusiu...? - Lerka siedziała wewnątrz, oparta o ścianę. Nie wyglądała dobrze.
- Iskierka, to ty... - wydyszała ciężko. Jednym skokiem znalazłem się przy niej, po krótkiej, mało udanej próbie nawiązania kontaktu, bez namysłu chwyciłem waderę i w pierwszym odruchu skierowałem kroki ku jaskini Astelle i mojej. Później dopiero uświadomiłem sobie, że prawdopodobnie mam do czynienia z z a r a z ą, Która podobno zaczęła pustoszyć nasze watahy. Koniec końców i trochę przez szczęśliwy zbieg okoliczności, dostarczyłem Lerkę do jaskini, gdzie Toph zajmowała się akurat zajmowała się innymi chorymi. Nie znałem jeszcze wtedy tej choroby.
* * *
- Ma to, co wszyscy - wyjaśniła mi na miejscu Toph - zetknęła się z chorymi. Szykuje nam się epidemia.
- Cóż mówisz? I dlaczego wszyscy są tacy... - lekko przechyliłem głowę - pokaleczeni?
- Lerkę czeka to samo. Na razie jest w początkowym stadium choroby. Poprosiłabym cię, abyś ostrzegł wszystkich przed kontaktem z innymi wilkami, które również mogą okazać się zarażone. Ale jesteś tu teraz. Nie możesz wyjść.
- Co?! - ze zgrozą przełknąłem ślinę - myślisz, że ja też...? - jeszcze raz spojrzałem na cierpiące pozostałe wilki. Najgorzej wyglądał chyba Oleander z poranionym bokiem i długim rozcięciem na szyi. Oprócz niego w jaskini była także Kanaa oraz moja babcia, Murka.
- Nie mogę tu siedzieć - zacząłem chodzić po grocie w tę i we w tę, a moja dusza panikowała - moja żona niedługo będzie rodzić, nie będzie nawet wiedzieć, co się stało - zachłysnąłem się powietrzem.
- Uspokój się - ostro przerwała Toph - tym bardziej nie możesz do niej iść. To może tylko zaszkodzić.
< Różyczko? >
* Więcej o tej sytuacji w opowiadaniu: Od Jaskra CD Ymir'a
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz