Dziś przez cały dzień nie mogłem wstać ze swego miejsca. Wraz z Kanaa'ą leżeliśmy blisko wyjścia i mogliśmy jedynie obserwować to, co działo się na zewnątrz. Zatęskniłem za śniegiem, za jego miękkim, lodowatym istneniem. gdy myślałem o pięknie tego, czego nie mogłem teraz nawet dotknąć, przypomniałem sobie jedną z tych niezwykłych przygód w młodości, jaą przeżyłem wraz z Maxem, Ami i Mundusem oraz naszymi przyjaciółmi, wilkami wędrownymi Manti i Aparem. Uśmiechnąłem się mimowolnie, przymykając oczy i wracając myślami do tamtego okresu. Pamiętałem schronienie u kompanii kruków i nierówną walkę z przerośniętymi jaszczurami, które zaatakowały nas na Plaży Wschodniej, na usługach niejakiego Toru. Westchnąłem.
Kanaa leżała obok mnie, odwróciłem do niej głowę i przytuliłem się do niej, czując ciepło oddechu wilczycy przenikające przez moją sierść.
- Nie mogę tu siedzieć - usłyszałem nagle podenerwowany głos Jaskra, gdzieś z tyłu - moja żona niedługo będzie rodzić, nie będzie nawet wiedzieć, co się stało! - zakończył, a jego głos jakby się załamał.
Odwróciłem pysk, aby móc przyjrzeć się całej sytuacji i być może jakoś pomóc.
- Uspokój się - powiedziała Toph gwałtownie, podniesionym głosem - tym bardziej nie możesz do niej iść. To może tylko zaszkodzić.
- Nie rozumiesz... - Jaskier zrobił kilka kroków w jej kierunku, lecz zatrzymał się nagle, i jakby walcząc sam ze sobą, usiadł na ziemi, wydając z siebie bezradne westchnienie.
- Cicho, spokojnie - pocieszyła go wadera, wtem jednak nagle przerwała, bo do jaskini jak rakieta z turbonapędem wpadł Mundus.
- Jaskier, idziemy - zakomenderował - Astelle rodzi. Nie zarazisz się, twoja partnerka zaświadczyła, że nie ma takiej fizycznej możliwości. W drodze ci wytłumaczę.
- Co powiadasz?! - ciemny basior zerwał się na równe nogi i rzucił jeszcze przelotne spojrzenie na Toph, jakby chcąc upewnić się, że błękitny towarzysz może mieć rację. Medyczka w zamyśleniu pokiwała głową, a ten wystrzelił jak z procy za Mundurkiem, który już opuścił jaskinię i tyleśmy ich widzieli.
- O, widzisz, kochanie? - szepnąłem słabo do wadery leżącej obok mnie - pierwsze kroki nowego pokolenia na naszej ziemi. Wiesz, kto będzie następny? - to mówiąc, delikatnie położyłem łapę na jej brzuchu. Kanaa uśmiechnęła się lekko, nie otwierając oczu.
< Kanaa? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz