Chciałam już zaprotestować, jednak wiedziałam, że medyczka ma słuszność. Zacisnęłam mocno oczy powstrzymując łzy i wraz z Kamą opuściłyśmy jaskinię.
Gdyby to wszystko potoczyło się inaczej, gdybym szła teraz nie tylko z Kamą, lecz także z Zawilcem, to z radością wdychałabym chłodne powietrze, cieszyłabym się z puszystego śniegu pod łapami i z widoku sopli zwisających z niektórych gałęzi.
Teraz jednak wszystko wydawało mi się smutne. Otaczająca mnie szarość, drzewa zupełnie ogołocone z liści, umierające rośliny i okropny chłód... Zupełnie jakby zima wyssała całą radość ze świata.
Powoli szłam naprzód, a Kama tuż za mną dreptała na swych krótkich łapkach.
Dopiero po jakiejś chwili dotarło do mnie, że właściwie nawet nie wiem gdzie idę i że przez cały ten czas moje myśli skupione były na Zawilcu i Oleandrze, którzy zostali w jaskini. Tak bardzo pragnęłam ich znów zobaczyć... tyle że nie chorych, lecz zdrowych. Niestety, wiedziałam, że swego syna prawdopodobnie zobaczyłam już po raz ostatni.
Nagle zauważyłam, że śnieg, który z początku prawie w ogóle nie padał, teraz zdecydowanie się nasilił, a zimny wiatr mocno smagał gałęzie drzew.
Kama lekko się trzęsła z zimna. Widząc jej bezradność natychmiast poczułam wstyd, że zamiast się nią opiekować, to rozmyślam o Oleandrze i Zawilcu, którym i tak nie pomogę. Delikatnie ją podniosłam i ruszyłam dalej rozglądając się w poszukiwaniu jakiegoś schronienia. Jednak im mocniej śnieg padał i im silniej wiatr wiał, tym ciężej się cokolwiek widziało. W końcu z ulgą spostrzegłam coś przypominającego norę wykopaną w ziemi. Szybko weszłam do dziury.
Nora najwyraźniej nie była aktualnie przez nikogo zamieszkana, chociaż możliwe że kiedyś służyła za czyiś dom. W niej również było dosyć chłodno, jednak nie wiał wiatr i było sucho. Postawiłam Kamę na ziemi i położyłam się tuż obok. Wadera lekko trzęsła się z zimna i natychmiast wtuliła się w moją sierść.
< Oleander? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz