Przyjrzałam się dokładniej nieżywej sarnie. W stosunku do reszty stadka, wyglądała na starą, jednak mimo tego zachowała trochę masy.
Wszyscy zgodnie uznaliśmy, że najlepiej będzie zjeść ją w ciepłej i suchej jaskini, niżeli na zewnątrz gdzie wciąż było zimno i trochę wilgotno. Podnieśliśmy upolowane zwierzę i ruszyliśmy przed siebie. Przez ten czas, ciągle padał śnieg. Biały puch cicho chrupał pod naszymi łapami. Spojrzałam na Lenka. On, jak i wszyscy inni, był w naprawdę dobrym nastroju. Uśmiechnęłam się. Czasem dobrze jest chwilę odetchnąć i niczym się nie martwić...
- Będzie chyba mocna zawieja - zauważył Lenek - Lepiej się pospieszmy
Basior się nie mylił, opady śniegu stopniowo zaczęły narastać, a wiatr wiał jeszcze mocniej.
Przyspieszyliśmy kroku i po niedługim czasie, naszym oczom ukazała się obszerna jaskinia. Z ulgą do niej weszliśmy i położyliśmy sarnę na ziemi. Lekko otrzepałam się ze śniegu i wyjrzałam na zewnątrz. Jedyne co dało się tam zobaczyć to wszechobecna biel. Śnieżyca nie ustawała. Wiatr głośno wył i jęczał zagłuszając jakikolwiek dźwięk.
Następnie zabraliśmy się do jedzenia. Byłam bardzo głodna, więc namiętnie pochłaniałam soczyste mięso. Kiedy zjadłam już wystarczająco dużo, to położyłam się, by móc chwilę odpocząć. Inni też już kończyli pałaszować jedzenie, a Mundus zajął się czyszczeniem swoich piór.
< Oleander? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz