- Dobrze, możemy zapomnieć o tym, co tu zaszło. - stwierdziłem, po czym skierowałem wzrok na horyzont. Ścieżka górska wiła się między półkami skalnymi właściwie aż do niego, po drodze chyba tylko rozdwajała się. Staliśmy przez dłuższy czas w bezruchu, nie wiedząc, co zrobić. W końcu napiąłem mięśnie i zeskoczyłem w dół.
- Dokąd idziesz? - spytała zdziwiona wilczyca.
- Do jaskiń. Sądzę, że lepiej tam być przed nim. - wyjaśniłem, przy okazji posuwając się do przodu w dół.
- Chyba masz rację. - rzekła cicho wadera i poszła w moje ślady. Wkrótce dotarliśmy na łąkę, którą w myślach nazwałem Ćwiekową Polaną, a z niej zeszliśmy na utarty szlak prowadzący prosto do celu. Szybko weszliśmy do lasu. Śnieg skrzył się w promieniach zimowego słońca, które tego dnia przegoniło chmury, ale nie raziło w oczy. Byliśmy już blisko, gdy usłyszeliśmy podniesione głosy. Automatycznie przypadłem do ziemi, Megami z wahaniem także to zrobiła.
- Spóźniliśmy się... - powiedziała, zapewne próbując zamaskować rozpacz. Przewróciłem oczami.
- Nie szkodzi. - wstałem, otrzepałem się ze śniegu i pewnym krokiem zacząłem iść w tamtą stronę. W pewnym momencie wszystkie oczy zwróciły się na dwa wilki wydostające się właśnie z krzaków. Brunatny basior z krwawiącymi zadrapaniami, opatrywany właśnie przez medyka, spojrzał się na mnie zaskoczony, ale również ,,uradowany". Wyszczerzyłem kły w ledwo widocznym uśmiechu.
- Raven, Megami. - odezwał się Alfa, stojący obok tegoż debila.
- To właśnie ona mnie zaatakowała... - przerwał mu z udawaną nieśmiałością.
- Czy to prawda? - rzekł prosto do wadery Oleander, która wbiła wzrok w ziemię i już otwierała pysk, zapewne, by się pogrążyć. Westchnąłem do siebie i zawróciłem kierunek rozmowy:
- Megami, mogłabyś przesunąć ten pień? - wskazałem łapą na dosyć cienką, przewaloną sosnę. Skierowała na mnie pytający wzrok, ale spróbowała. Przeszkoda, na szczęście, pozostała właściwie na miejscu. - Sądzisz, że zdołałaby zadać takie rany? - zapadło ciężkie, lecz krótkie milczenie.
- Ach...ten osobnik pomagał jej w tym... - jęknął głucho obcy. Zjeżyłem sierść na karku, ledwo powstrzymując się od skoczenia na niego. W tym momencie już prawie byliśmy w kropce, albo w ciemnej..., jak kto woli. Wtem brązowy podniósł łapę; na poduszce mignęło mi coś w rodzaju znamienia, ale bardzo starannie zrobionego, nienaturalnego. Niewiele myśląc, chwyciłem w zęby kończynę i przytrzymałem siłą w górze. Wszyscy zamarli, a ja oczekiwałem na jakiś cios. Niedobrze...
- Wataha Szarych Jabłoni... - mruknął nagle Alfa.
< Megami? Chyba wyjaśnię: Oto Ladyj (tak to się czytaXD) z WSJXDDD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz