Dziś rano ledwie zdążyłem otworzyć oczy, poczułem niepokojące ciepło przy moim boku. Z wysiłkiem, jeszcze nie do końca obudzony podniosłem głowę i zobaczyłem, że to Palette z nieznanego powodu przytuliła się do mnie. Rodziców nie było w jaskini, pewnie wybrali się jak to często robią, na poranne polowanie. Delikatnie wstałem, jednak wadera mimo wszystko również się już obudziła.
- Gdzie idziesz? - zawołała półświadomie i machnęła obiema łapami, jakby chcąc mnie złapać.
- No jak to? Do Zawilca. Mieliśmy iść w góry. Idziesz z nami? - westchnąłem.
- Taaak - ziewnęła, przeciągając się - pewnie, już lecę.
Poszliśmy więc razem. Na początku trochę denerwowało mnie, że Palette szła wolniej ode mnie, tak jak jej rozkojarzenie, najwyraźniej było zbyt wcześnie a ona pewnie późno położyła się spać. Westchnąłem, pokręciwszy głową.
- No co? - zmarszczyła jedną brew. No pewnie, jak to dziewczyna, w mig wyłapała mój ruch.
- Nic - na jej wzrok pełen wyrzutu spanikowałem gdzieś w głębi duszy.
- O co chodzi? - tak, teraz rozbudziła się na dobre.
- Chodź, biegiem - nie czekając na jej kolejne słowa, puściłem się pędem przed siebie, mając nadzieję, że zapomni o tym milczącym incydencie. Palette zatrzymała się na chwilę, patrząc na mnie jakby z niedowierzaniem, po czym zaczęła mnie gonić. Nieznacznie zwolniłem, widząc, że musi nadrobić dosyć sporą odległość. Po chwili biegliśmy już ramię w ramię.
Nie wiem, ile kilometrów zrobiliśmy, bo cały czas myślałem tylko nad tym, by jak najszybciej znaleźć tego małego i nie być już sam na sam z siostrą.
W końcu jednak, gdy traciłem już siły i biegłem tylko siłą rozpędu, zobaczyłem, że wadera zatrzymuje się powoli. Również zwolniłem do tempa spacerowego,dając sobie spokój z dalszym biegiem.
- Już nie dajesz rady? - wydyszałem, starając się sprawiać wrażenie niezmęczonego.
- Trochę - przyznała - a ty?
- Też trochę - kiwnąłem głową. Jednak świadomość, że siostra "odpadła" mimo wszystko wcześniej niż ja, podniósł mnie na duchu. To niechybnie znaczy, że moje ćwiczenia dają zamierzone efekty. Wiadomo, zaczynaliśmy z jednakowego poziomu.
Szliśmy sobie spokojnie, nie zauważyliśmy nawet, że na kluczeniu pomiędzy górami minęło nam już dobre półtorej godziny. Zaczęliśmy rozmawiać o nieważnych rzeczach, aż w pewnym momencie Paletka zapytała:
- Gdzie ten Zawilec? - w tej samej chwili zorientowałem się, że przecież nie umówiłem się z nim dokładnie. Tym bardziej, że teoretycznie umawialiśmy się na wczoraj, więc Zawilec mógł być teraz w zupełnie innym miejscu.
- No trudno - zatrzymałem się, chcąc uniknąć konieczności zbędnych wyjaśnień - w takim razie poszukamy jutro. Co ty na to?
- Czemu jutro?
- Bo niedługo i tak zrobi się ciemno, dziś już nie naszalejemy... jutro wybierzemy się do jaskini Zawilca z samego rana.
Widziałem, że siostrzyczka nie przyjęła tej opcji z entuzjazmem, ale zgodziła się. Wolnym truchtem , dla zdrowia przebiegliśmy drogę powrotną, do jaskini dotarliśmy w porze wczesnej kolacji. Dobrze, poszukamy jutro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz