sobota, 16 grudnia 2017

Od Oleandra CD Kanaa'y

- Inni też zachorowali? - zapytała Toph - kto?
- Taaak... - odrzekł niechętnie ptak, patrząc na nas z czymś w rodzaju ukrywanej goryczy - Murka.
- Co? - zdziwiła się wadera - Murka jest chora? Matka Lerki, naszej samicy alfa, prawda? To okropne.
- Tak... - Mundus, który wydawał się być dzisiaj jakoś dziwnie zamyślony, podszedł bliżej, spuszczając wzrok - właśnie dziś rano zaczęła się bardzo źle czuć. Niedawno jej łapa zaczęła krwawić. Teraz widzę, że i Kanaa, i Oleander cierpią na to samo.
- Możesz ją tutaj przyprowadzić? - zapytała medyczka. Spotkała się jednak z milczącą odmową. Towarzysz smutno pokręcił głową. Potem przez kilka sekund zastanawiał się nad czymś, aż w końcu powiedział - obawiam się, że nie zdoła tutaj dotrzeć. 
Toph westchnęła ciężko.
- Mógłbym spróbować ją tutaj przynieść, ale boję się o jej stan. Ma poważną ranę na stopie.
Nagle z mojego dopiero co opatrzonego boku na nowo trysnęła jasna krew. W panice słabo szturchnąłem odwróconą do nas tyłem wilczycę. Dotknęła mojego boku i niemal krzyknęła ze zgrozą, rzucając się po nowy opatrunek.
- Wymyśl coś, nie mogę od nich odejść - rzuciła. Mundus smutno pokiwał głową i wyszedł.
Stan Kanaa'y nadal pozostawiał wiele do życzenia, na jej łapie widniała jeszcze nie zasklepiona, głębokie obrażenie. Jak na razie to jednak ja byłem najbardziej poszkodowany, bowiem poważna rana na boku cały czas krwawiła i nie dało się jej na dłuższą metę opatrzyć. Okaleczenie na mojej szyi nie wyglądało już tak źle, ale nadal bardzo bolało.
Po południu, gdy obojgu nam udało się na chwilę przysnąć, do naszej groty dotarł wreszcie Mundurek z Murką. Wadera wyglądała rzeczywiście bardzo źle, w zasadzie nawet gorzej niż my, chociaż zapadła na tą dziwną chorobę później. Krew wyciekała spod obu jej przednich łap, a przy każdym kroku skapywała na ziemię spomiędzy palców. Jej szyja, podobnie jak moja, wyglądała niczym rozcięta jakimś długim nożem.
Toph szybko zajęła się poszkodowaną, Mundus natomiast usiadł pod ścianą i westchnąwszy ciężko zasłonił skrzydłem oczy, teraz nie kryjąc już nawet rozgoryczenia.
- Spokojnie - mówiła ciepłym głosem medyczka - wszystko będzie dobrze. Nedługo wszyscy wyzdrowieją...

< Kanaa? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz