czwartek, 14 grudnia 2017

Od Jaskra CD Astelle

Matko, nie.
Nie.
Choroba jasna.
Potrzebuję teraz się o to dopytać. Żartuje sobie. Na pewno.
Nie.
Ale... chcę tego. Teraz. Przełknąłem ślinę, po kilku sekundach nadal nie będąc pewnym, czy dobrze usłyszałem, czy też to tylko mój wyczerpany życiem w niepewności umysł płata mi takie... no nie wiem. Figle.
- Co? - prawie zadławiłem się, gdy to jedno słowo przeszło mi przez gardło. Na tą chwilę, w tej sytuacji było to stanowczo za mało z tego, o co mógłbym zapytać, lecz nawet wypowiedziawszy to jedno "co" niemal zadławiłem się własną śliną, którą miałem przełknąć jeszcze raz.
- Jestem w ciąży, kochanie - Różyczka przysunęła się bliżej, zaglądając mi w oczy.
Nogi ugięły się pode mną. Nie wiedziałem, czy mam raczej padać, czy wyładować jakoś to nawarstwienie energii, która zaczęła rozrywać moje wnętrzności. Co powiedziałby teraz Mundek? Dlaczego tak reagujesz, przyjacielu? Przecież spodziewałeś się tego od kilku dni, niewystarczająco długo, żeby się przyzwyczaić? Jednak nie... nie mam na to siły. Nie mam siły nawet myśleć. Perspektywa dorobienia się dzieci przez sześć długich lat mojego życia była tak odległa, że teraz, gdy mogę chwycić ją zębami bez wyciągania szyi, wydaje się być jakimś... nie powiem, że snem, bo byłoby to zbyt kiczowate. Lepiej jest nazwać to... jakąś psychozą.
Zacząłem przebierać nogami, naprawdę nie dbając już o swój dumny wizerunek musiałem kilka razy podskoczyć. Najzwyczajniej nie wytrzymałbym dłużej.
- Różyczko, jakże się cieszę... - wybełkotałem tylko, po czym odwróciłem pysk, jakby podświadomie chcąc sprawdzić, czy oby na pewno gdzieś za nami nie ma nikogo, komu mógłbym przekazać tą radosną nowinę.
- No, leć - zaśmiała się Astelle - powiedz, komu tam chcesz.
- Nie, no co ty - objąłem ją - nie zostawię cię tu teraz. Pójdziemy razem!
- No więc idziemy - westchnęła beztrosko wadera. Niezbyt szybko, żeby nie narażać mojej partnerki na niepotrzebne przemęczenie, ale też wystarczająco prężnie, bym nie czuł tego okrutnego pragnienia pędu, zmierzaliśmy w stronę jaskini moich rodziców. Zastaliśmy tam ich oboje, choć muszę przyznać, że wolałbym zobaczyć teraz tylko matkę.
- Mamo, tato - powiedziałem z szerokim uśmiechem, wchodząc do jaskini, choć ostatnie słowo ledwie przeszło mi przez krtań - będziemy mieli potomstwo...
- Dzieci wy moje - moja matuchna skoczyła ku nam z prędkością, na jaką tylko pozwalała jej tężyzna fizyczna, po czym wyściskała nas oboje, ze szczególnym uwzględnieniem błogosławionej nosicielki przyszłego życia. Mój ojciec stanowczo mniej entuzjastycznie, wciąż drzemiąc, mruknął tylko coś o zwiększeniu liczby psich hybryd, po czym umilkł. Postanowiłem jednak nie denerwować Astelle i tym razem puścić tą uwagę mimo uszu, a wyjaśnić to sobie z nim później.

< Najdroższa? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz