Po drodze do jaskini dowiedziałam się wreszcie kim były obce wadery. Szełka wydawała się przyjaźnie nastawiona, co innego Błarka, której od początku nie podobała się nasza obecność. Marmałd zawzięcie omawiał coś z Mundusem, a Jaskier i Shino pogrążyli się w konwersacji o, tak zwanym, wszystkim i niczym z Wasylem.
Wchodząc do jaskini otrzepałam z siebie śnieg, który przez te parę minut marszu, pokrył cienką warstwą moją sierść. Usiedliśmy w odrobinę koślawym kręgu i przez moment nikt się nie odzywał. Liczyłam, że Mundus całkowicie przejmie pałeczkę i będę mogła skupić się już na czymś innym. Ptak wydawał się jednak być zupełnie niezainteresowany sytuacją. Zawiesił się czy znowu próbował zagrać psychologicznie?
- Mundurku? - odezwał się wreszcie Jaskier. - Chcesz może coś powiedzieć?
Ptak powiódł po nas wzrokiem i uśmiechnął się z typową dla niego wyższością. Przewróciłam oczami, wymieniając z Shino rozbawione spojrzenia. Zamierzałam poczekać, aż rozmowa zejdzie na odpowiednie tory, by móc wtrącić swoją propozycję.
- Wróćmy zatem do wcześniejszego tematu, drodzy sąsiedzi - zaczął Mundus. - Jak dobrze wiecie, mamy wspólnego wroga. W dużym skrócie: w obecnej sytuacji, jesteśmy potrzebni sobie nawzajem.
- Przejdź od razu do rzeczy - burknął wyraźnie zniecierpliwiony Marmałd.
- Jak sobie życzysz, przyjacielu. - Zrobił przerwę, miałam wrażenie, że sprawdzanie wilczej cierpliwości to jakieś jego odwieczne hobby. - Na pewno nie ubiegła waszej uwadze śmierć Kanjiela, a co za tym idzie - kto jest tej śmierci winny. Tak się składa, że nam również nie jest na rękę jego obecność. Chcemy zaproponować sojusz.
- Na jakich niby warunkach? - warknął basior. Mundus uśmiechnął się, ale tylko na moment. Mieliśmy ich, już prawie.
- To już, moi drodzy, będziecie musieli omówić z miłościwie nam panującym alfą - Oleandrem. Z wielką chęcią pójdę z wami.
Od początku byłam niemal pewna, że będzie chciał zatroszczyć się o to, by Oleander rozpatrzył sprawę po jego myśli. Tak samo jak tego, że zignoruje pytające spojrzenie Jaskra.
- W takim razie, pójdę z wami. Jestem stróżem, lepiej chyba, żeby weszli na tereny WSC pod moją eskortą - rzuciłam szybko.
- Przecież mieliśmy szukać NIKLu - szepnął Jaskier, a raczej próbował, bo usłyszeli go wszyscy zgromadzeni.
- Ah tak... Więc może, weźmiesz ze sobą Marmałda? - zaproponował Mundek. - I tego lisa oczywiście.
Zdziwienie Jaskra było wprost proporcjonalne do oburzenia basiora, wspomnianego przez ptaka.
- Możecie mi wytłumaczyć o co chodzi?
- Jaskier wytłumaczy ci po drodze, przyjacielu. - Machnął niedbale skrzydłem i odwrócił się w stronę wyjścia. - My wyruszymy już w drogę. Nie mamy czasu do stracenia.
Mundus wyszedł, a za nim niepewnie kroczyła czwórka członków WSJ. Rozegrał to na tyle szybko, że nikt nawet nie pomyślał, by zadawać pytania. A może znali go na tyle dobrze, by wiedzieć, że pytaniami i tak nic by nie osiągnęli?
Rzuciłam pokrzepiające spojrzenie Shino, który został z dwoma zupełnie obcymi sobie wilkami i pobiegłam za zmierzającą w stronę WSC zgrają.
< Jaskrze? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz