Z niecierpliwością czekałam, aż Kama zaśnie i będę mogła ją zostawić, nie martwiąc się, że wybierze się ona na samotny spacer po lesie. Minęła minuta, dwie, trzy... i tak! Nareszcie! Maleńkie szczenię zamknęło swe jeszcze mniejsze ślepka i cichutko zasnęło.
Natychmiast wybiegłam na zewnątrz rozglądając się w poszukiwaniu czegokolwiek co można by zjeść. Gdzieś z pół godziny brnęłam przez śnieg starając się odnaleźć jakiekolwiek zwierzę, na które mogłabym zapolować. Nagle coś wyskoczyło z krzaków przede mną. Natychmiast za tym pognałam. Był to najzwyklejszy w świecie, dorosły szaraczek. Idealny na śniadanie.
Biegłam za nim i biegłam i w końcu zauważyłam, że zwierzę zaczęło się męczyć i zwalniać, lecz niestety w tym samym czasie wydarzyło się coś, co zupełnie pokrzyżowało moje plany. Dzik. A dokładniej locha z młodymi. Najwyraźniej pomyślała, że mam chęć na jej warchlaczki, ponieważ nagle wyskoczyła z gęstwiny i zaczęła na mnie szarżować. Zając skorzystał z okazji i prędko zwiał.
Byłam już zmęczona ganianiem za szarakiem i nie miałam tyle siły, by walczyć z dzikiem, więc zdecydowałam się na ucieczkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz