- A więc Palette... - powtórzyłem w zamyśleniu, po czym zrobiłem chwilę przerwy i powiedziałem wolno - zatem ten drugi niech nazywa się Wrotycz.
- Wrotycz? - lekko skrzywiła się Astelle.
- Wrotycz - przytaknąłem spokojnie - to bardzo dobra roślinka. Niech nasz synek tak przyczyni się dla dobra świata, jak ten kwiatek.
- Tak mówisz? - zapytała trochę zdziwiona wadera, kładąc jedno ucho po sobie - niech więc tak będzie.
- Teluś... - powiedziałem ciszej - właściwie w jaki sposób "uodporniłaś" nas na tą chorobę?
- Udało mi się to po prostu dzięki moim mocom. Niestety, to nie działa wiecznie, pamiętaj o tym.
- Musimy na siebie uważać - usiadłem obok niej i przysunąłem swój pysk do jej pyska.
- Tak, jutro pewnie wszystko wróci do normy. Musimy uważać zwłaszcza na nasze dzieci... a ja nie mam sił, by jutro powtórzyć to na nowo - szepnęła łamiącym się głosem.
- Spokojnie - przytuliłem ją - na pewno wszystko będzie dobrze.
Wszystko będzie dobrze.
Nazajutrz z samego rana wybrałem się na polowanie i, chociaż przez długi czas nie mogłem natrafić na żadne zwierzę, zaciąłem się i wreszcie po południu zdesperowany wróciłem do domu z dorodną łanią. Zjedliśmy dużą część jej świeżych wnętrzności, a resztę zostawiliśmy na jutro. Tego samego dnia, pod wieczór, ponownie odwiedził nas mój błękitny przyjaciel. Ucieszyłem się. Odkąd założyłem rodzinę, Mundurek wycofał się i spędzaliśmy razem dużo mniej czasu. Widziałem, że gdy dowiedział się, że będziemy mieć dzieci, znowu poczuł się potrzebny. Tym razem przyszedł jednak w zgoła innej sprawie, by poinformować nas o istocie tego, przed czym drżała teraz cała wataha.
- Wirus VCIG - powiedział - nie da się go nawet leczyć.
- Cóż mówisz? - przeraziłem się - sam już nie wiem, powiedz proszę, o co chodzi z tą chorobą?
- Schemat jest taki - westchnął - zarażasz się i przez kilka dni czujesz, jakbyś miał zaraz wypluć swoje wnętrzności. Nie możesz ustać o własnych siłach, wszystko cię boli, coś cały czas huczy ci w głowie. Twoja skóra kurczy się i rozrywa, masz wrażenie, że zaraz wylezą ci spod niej wszystkie mięśnie, aż w końcu taplasz się we własnej krwi. Po paru dobach wszystko to przycicha a rany się zasklepiają. Wtedy może to pójść w dwie strony, albo z tego wyjdziesz i szybko zapomnisz o tym smutnym epizodzie w twoim życiu, albo wszystko to, o czym przed chwilą mówiłem, powróci ze zdwojoną siłą. I będzie powtarzać się, dopóki zupełnie cię nie wykończy.
Zapadłą chwila złowrogiej ciszy. Różyczka i ja popatrzyliśmy po sobie z przestrachem.
< Teluś? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz