Otworzyłam oczy i przez następną chwilę zastanawiałam się skąd się tu wzięłam. Zaraz jednak przypomniały mi się wydarzenia z poprzedniego dnia, w tym to, kiedy schowałam się tutaj z powodu śnieżycy. Spojrzałam na swoją córkę, która nadal spała. Nie chciałam jej budzić, dlatego wstałam najciszej jak umiałam i powoli wyszłam z nory.
Jak na zimę, na niebie było wyjątkowo mało chmur. W dodatku wiatr również był nadzwyczaj słaby i zaledwie muskał moje futro. Wszystko dookoła pokryte było miękkim, białym puchem. Powietrze było chłodne i rześkie. Pochyliłam się i wzięłam trochę śniegu do pyska. Nie połykałam go jednak, a pozwoliłam by się roztopił i już po chwili przez moje gardło przepływała chłodna woda. Kiedy już zaspokoiłam pragnienie to wróciłam do nory, w której zostawiłam Kamę.
Pierwsze co zauważyłam w środku to lekko paląca się gałązka. Szybko pochwyciłam swoją córkę, która już nie spała i uciekłam z tunelu.
Biegnąc nagle poczułam mocne pieczenie na szyi. Zdezorientowana puściłam Kamę, która spadła na miękki śnieg i dopiero po chwili spostrzegłam co się dzieje. Moja sierść zaczęła się palić. Dosłownie.
Natychmiast rzuciłam się na śnieg i zaczęłam się w nim tarzać.
Niestety, nawet gdy już udało mi się ugasić płomyki, to miałam w tamtym miejscu dosyć duży ubytek sierści. Ponadto skóra mnie tam nadal trochę piekła.
Skąd wziął się ten ogień?
< Oluś? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz