Wraz z bratem bawiliśmy się w chowanego. Zawilec siedział przy pniu zwalonego drzewa z oczami zakrytymi łapą.
- Jeden, dwa, trzy... - odliczał głośno
Odbiegłam od niego na większą odległość i natychmiast zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu dobrej kryjówki. Mój wzrok zatrzymał się na niedużej zaspie śnieżnej. Podbiegłam do niej i szybko zaczęłam wykopywać jak największą dziurę. Gdy już miała odpowiednią wielkość to radośnie do niej wskoczyłam i zaczęłam się zasypywać, tak aby nie było mnie widać. Zrobiłam jeszcze mały otwór, żeby lepiej się wewnątrz oddychało i więcej było słychać.
Jak się okazało kryjówka była idealna. Właściwie to nawet zbyt idealna, ponieważ mimo długiego czekania Zawilec wciąż mnie nie odnalazł. Zaczynało mi się nudzić.
Nagle usłyszałam czyjeś kroki tuż obok mnie. Pomyślałam, że musi to być mój brat. Nie czekając dłużej wyskoczyłam z zimnego śniegu i przygwoździłam go do ziemi. Dopiero teraz spostrzegłam, że nie jest to Zawilec. Był to czarnawy szczeniak z lekko oklapłymi uszami, mniej więcej w moim wieku. Na jego twarzy malowało się zaskoczenie, które jednak powoli mijało i przeradzało się w złość. Zrzucił mnie z siebie i powoli wstał, po czym otrzepał się ze śniegu.
- Kim jesteś? - Spytałam przyjaźnie merdając ogonem, nie zwracając uwagi na jego niezbyt zadowoloną minę.
Basior podniósł wyżej głowę i powiedział dumnie:
- Jestem Wrotycz
- A ja jestem Kama - przedstawiłam się, po czym dodałam - Pomożesz mi szukać brata?
- Zawilca, tak? - spytał po chwili
Kiwnęłam głową.
< Zawilec? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz