Siedziałem nad stawem, który od przeciwnej strony brzegu powoli już zamarzał. Zniżyłem głowę do tafli wody, patrząc przy tym na swoje odbicie. Dmuchnąłem w wodę, która po chwili wytworzyła niemały wir. Powtórzyłem czynność kilka razy, tworząc przy tym kolejne kilka wirów wodnych. Kiedy miałem tworzyć jeszcze jeden, wyczułem za sobą czyjąś obecność. Poruszyłem uszami, udając, że niczego nie usłyszałem. Kiedy jednak kroki znów zaczęły docierać do moich uszy, westchnąłem ciężko, oddalając głowę od stawu. Zamykając oczy, mlasnąłem znudzony.
- Jak masz zamiar się tak skradać, rób to ciszej -po tych słowach, spojrzałem się na wilka za sobą przez ramię.
Tak jak myślałem, była to Itras. Patrzyła na mnie z przechyloną głową i ogromnym zdziwieniem na pysku. Prychnąłem prześmiewczo, ponownie odwracając się do zbiornika wodnego.
- Skąd wiedziałeś, że to byłam ja, a nie na ten przykład Tram? Czy nawet mama? -zapytała, nie racząc nawet do mnie podejść.
Wzruszyłem ramionami, zaczynając przy tym powoli machać ogonem.
- Czy to ważne? -odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
Wtedy usłyszałem, jak podchodzi do mnie w pełni oburzona moją odpowiedzią.
- Czyli mówisz, że nic nie znaczę? -zawarczała, jeżąc delikatnie sierść na grzbiecie.
Przewróciłem oczyma i przechylając głowę w jej stronę, spojrzałem na nią. Przyglądała mi się uważnie, próbując wymusić na mnie swoim wzrokiem odpowiedź. Uniosłem delikatnie kąciki ust.
- Głupia jesteś, jeżeli myślisz, że to w czymś pomoże -mówiąc to, wstałem i zacząłem odchodzić.
Itras jednak nie dawała za wygraną. Podbiegła do mnie, a kiedy tylko nie zwracałem na nią uwagi, stanęła przede mną, skutecznie zagradzając mi drogę. Westchnąłem, będąc już trochę tym wszystkim podirytowany. Wadera zamerdała zdenerwowanie ogonem, choć na jej pysku widniał szyderczy, mały uśmieszek. Zmrużyłem oczy, odchylając głowę do tyłu.
- Czego ty ode mnie chcesz kobieto? -wycedziłem przez zęby, próbując nie stracić kontroli nad sobą.
Ta, wywalając język na wierzch, zaśmiała się zagadkowo.
- Kto wie? -powiedziała i jakby nigdy nic odwróciła się i zaczęła iść przed siebie.
Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się, po kim ona taka jest. Na pewno nie po Alekei'u, ponieważ nie wyobrażam sobie go, jakoby latał od kąta do kąta, mówiąc do samego siebie, spierając się przy tym. Wypuściłem zrezygnowany powietrze i ruszyłem za waderą. Zdecydowanie ma zbyt dużo energii i niezbyt wiele w głowie. Jest to jednak w pewien sposób dobre.
- Wiedziałem, że to ty, ponieważ Tram stawia o wiele cięższe kroki, natomiast matka w ogóle nie potrafi się skradać -zaśmiałem się, dobrze wiedząc, że była to prawda.
Polowania nauczyłem sam. Może trochę pomógł mi w tym Alekei, ale zbyt często mu się nie chciało.
- Wredny jesteś -prychnęła, odwracając głowę w moją stronę.
- Niby dlaczego tak mówisz? -zapytałem, wyrównując z nią kroku.
- Ponieważ taki jesteś -zaśmiała się, uderzając mnie przy tym w bok swoją łapą.
- To źle? -uniosłem jedną brew na znak zainteresowania.
- Może... Nie mnie to oceniać -wzruszyła ramionami, po czym dodała -idziemy coś przekąsić? Czuję, że zaraz padnę.
Skinąłem głową i od razu zaczęliśmy poszukiwanie zdobyczy. Po kilkudziesięciu minutach udało nam się upolować dosyć sporego dzika. Była to trudna walka, jednakże nam się udało. Ucieszeni ze zdobyczy wróciliśmy do jaskini, gdzie poczekaliśmy na pozostałą część rodziny. Siedząc przed dziczyzną, zacząłem rozmawiać z siostrą.
- Wiesz, że Tram prawie został wydalony z rodziny? -powiedziała w pewnym momencie, spuszczając ze mnie wzrok.
Zaskoczony tą wiadomością, patrzyłem na nią zaciekawiony, oczekując kolejnych słów na ten temat.
- Tuż po twoim odejściu, Tram wyzwał ojca na pojedynek -tu zrobiła dość dużą przerwę, aż w końcu dodała -przegrał, a ojciec za jego zniewagę dał mu dwa wyjścia. Albo walka o przywództwo, albo...
- Albo odejście? -dokończyłem jej myśl, na co ona skinęła głową. -Poddał się bez walki zapewne?
- Tak i tyle dobrze -westchnęła, kopiąc przy tym kamień przed sobą -ale ostatnio znów się dziwnie zachowuje. Mam wrażenie, że to nie ten sam Tram, jakiego znam... -zauważyłem, że uroniła jedną, samotną łzę.
Odwróciłem wzrok, a tam ujrzałem Alekei'a idącego ramię w ramię z Zoją. Nigdzie jednak nie było Trama. Alekei zarządził posiłek bez niego, tak też zrobiliśmy. Reszta dnia minęła spokojnie, a starszy brat wrócił do jaskini dopiero pod wieczór, gdzie na dodatek skrył się w głębi. Nikt jednak nawet nie chciał zapytać się go, dlaczego tak postąpił. Wszyscy niedługo po tym poszli spać, tylko ja siedziałem, zastanawiając się nad sprawami tutaj panującymi. W końcu jednak i mnie dopadł sen.
* * * *
Rano obudziły mnie dziwne szelesty. Otwierając powoli oczy, widziałem delikatnie rozmazaną, wilczą sylwetkę, która wychodziła na zewnątrz. Kiedy znikła mi z pola widzenia, podniosłem głowę i rozejrzałem się po jaskini. Wtedy ujrzałem, że tym wilkiem był Tram. Zainteresowany tym, czym mógłby robić, wstałem i ruszyłem w stronę wyjścia. Będąc przed jaskinią, rozglądałem się, by go znaleźć. Kiedy już mi się to udało, udałem się za nim. Był to początek dnia, słońce jeszcze nie wstało, a ja jak głupi podążałem za moim, owianym tajemniczą aurą, bratem.
< Jaskier? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz