Pokręciłam przecząco główką do starszego brata.
-Nie, szczerze mówiąc to odpycha mnie od jedzenia, najadłam się ostatnim posiłkiem.
-Ale to było śniadanie- powiedział z nutą powątpiewania Wrotek.
-Mi to w zupełności wystarczyło, poza tym, niedługo rodzice wrócą z polowania i będzie obiad- przypomniałam mu. Zerknęłam ponad jego ramię na niedawno poznanego kolegę, który przyglądał się nam w milczącym zdziwieniu, podobnie jak dwa pozostałe szczeniaki, także będące rodzeństwem. Odezwałam się z nadzieją w głosie- a może Kuraha chciałby zejść?
-Nie, również podziękuję- odpowiedział zadziwiająco szybko. Wrotek, co mu zrobiłeś, zastanawiałam się, kiedy brat spojrzał na mnie wesoło.
-To skoro postanowione, mamy ostatnią porcję. Kto chce?
-Wiesz co, może weź ją sobie skoro to ty upolowałeś ptaka- odezwał się Zawilec. Spojrzałam z podziwem na braciszka.
-Upolowałeś już coś sam?! Jesteś zdolny braciszku!
-To jest coś, co starsi bracia powinni robić- rzucił niedbale ale w jego oczach dostrzegłam szczęśliwe iskierki. No tak, bardzo lubił być chwalonym, kipiał z radości gdy ktoś z nas, czyli mamy, taty lub mnie dawało mu te słynne pochwały. Zaraz ochoczo zabrała się za mięsko, na chwile przestając się puszyć wszech i wobec. Kiedy już nic nie zostało, ochoczo wszyscy zgłosiliśmy nasze chęci do zabawy, postawiliśmy na berka ale szybko z niego zrezygnowaliśmy, śnieg w tym miejscu nie był nam zbyt przyjazny. W sumie usiedliśmy na twardszym śniegu i zaczęliśmy rzucać pomysłami na następną grę, przy której śnieg nie będzie zawadzał a sprzyjał. Osobiście nie miałam zbytnio pomysłu, dlatego siedziałam w miarę cicho z ukrytymi ogonkami za sobą.
-A może porzucamy się śnieżkami?- Zapytał nagle Kuraha spoglądając po nas wyczekując odpowiedzi.
-To może się udać, kawałek dalej jest miękki śnieg- powiedziała wolno zamyślona Kama.
-Czemu zależy ci na miękkim śniegu siostra?- Zapytał Zawilec.
-Nie chcę mieć potencjalnych siniaków od uderzenia twardym śniegiem- odparowała mu. Wrotek klasnął łapami.
-A zatem postanowione! Dobieramy się jakoś parami?
-Nie, bo ktoś zostanie bez towarzysza- dodał Kuraha, na co braciszek posłał mu jakieś dziwne spojrzenie.
-Lepiej każdy na własną łapę sobie radzi- odezwałam się po dość długim czasie. Rodzeństwo pokiwało głowami. Wkrótce przenieśliśmy się na poprzednią lokalizację i zaraz rozległy się głośnie śmiechy i piski z racji dobrej zabawy. Ponieważ lepienie śnieżek w biegu nie wychodziło nam, zaczęliśmy po prostu rzucać w siebie śnieg bez zbędnego formowania. Można powiedzieć, że szło mi znacznie lepiej niż pozostałym, odkryłam dobre zastosowania swoich ogonów, dzięki którym miałam potrójną wyrzutnię do ataku. Nagle Usłyszeliśmy niedaleko nas wredne śmiechy i głosy, na które wszyscy zaprzestaliśmy gry. Kilka metrów od nas stały trzy inne szczeniaki ale nie mogły być od nas, tatuś powiedział, że w grupie szczeniaków jest nas tylko pięcioro. Więc tamci musieli być skąd indziej, tylko skąd? Nagle zaczęli pokazywać na mnie.
-Czupiradło!
-Ufo!
Nie przestawiali się przy tym złośliwie śmiać. Braciszek zły chciał zrobić krok naprzód ale powstrzymałam go ruchem łapki, chwyciłam go za ramię. Nie musiał interweniować, byłam do tego przyzwyczajona.
-Ej, zostawcie ją!- Powiedział zły. Przyłączyli się do niego nasi koledzy.- Co ona wam zrobiła, że ją obrażacie? Sio!
-Wystarczy- powiedziałam wzdychając.- Chodźmy stąd.
-I dobrze robicie! Taki słaby knypek nic nie może nam zrobić.
Natychmiast obróciłam się ku nieznajomym.
-Czy to było o moim braciszku?- Zapytałam się ostro. Tamci ponownie wybuchnęli śmiechem.
-Słabeusz, którego broni waderka? Jaki żal.
Naszej dwójce otworzyły się pyszczki, teraz to ja poczułam jak od chwili Wrotek mnie trzyma. Rzuciłam mu takie spojrzenie, na które od razu cofnął swoje łapy w geście obronnym.
-Okej!- Wymamrotał.
-Dosyć tego!- Warknęłam do tamtych i strzepując z siebie resztki śniegu zbliżyłam się do nich. Oj, tak się nie bawimy. Mnie mogą sobie obrażać ale nie dam tej satysfakcji z pojazdu mojego starszego brata! A potem było już szybko. Zwyczajnie skupiłam siłę w ogonkach i tak każdemu przyłożyłam z nich, że wylądowali pod drzewami, dwa metry za nimi.- Mało wam jeszcze?
-Spadamy- jęknął pierwszy do drugiego jak w popłochu zbierali się w biegu.
-Jeszcze mnie popamiętasz, świrusko!
Zaraz tylko jak zniknęli z naszego pola widzenia, odetchnęłam z ulgą. Za sobą usłyszałam wesoły okrzyk braciszka.
-To było kozackie! To moja mała siostrzyczka- dodał dumnie Wrotek. Wesoło potruchtałam do niego i merdając ogonkami przytuliłam się do brata.
-To co teraz?- Zapytałam tak, jakby nic chwile temu się nie wydarzyło.
< Kuraha, to chyba Twoja kolej >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz