Nowy dzień na który nie jako czekaliśmy. Według naszych prognoz, Jaskier i Mundus mieli właśnie tego dnia powrócić do nas i najnowszymi wieściami. Obie watahy czekały na odpowiedź w sprawie sojuszu, chociaż podczas racjonalnego myślenia w trzyosobowej grupie, to znaczy Oleander, Kanaa i ja dopuszczaliśmy do siebie różne opcje scenariusza i to, jak to może się potoczyć. Alfy nie dawały się przełamać z pewnością.
-No, dobrze ale co jeśli nici z sojuszu?- Zapytałam w końcu. Para alfa wymieniła się spojrzeniem.- Bo zdajecie sobie sprawę, że mogą nas odrzucić lub nasi kochani nie zgodzą się na jakieś warunki?
-Wtedy stracą okazję na sojusz z silnymi watahami, będą tego żałować- odparł Oleander.
-Jeśli szczęście dopisze, sami wkrótce będą błagać o sojusz- dodała jego partnerka po namyśle z uśmiechem.
-Także teraz trzeba się skupić na wrogu i jego ruchach. Trzeba go mieć pod kontrolą, zwłaszcza Arcun'a. Kij czort co teraz planuje- powiedziałam spoglądając na mapy terenów wszystkich trzech watah.
-Tak właściwie to czemu no tak bardzo cię nienawidzi?- Zapytała z wahaniem druga wadera.
-Sprawy rodzinne i przepowiednia- powiedziałam nie podnosząc wzroku, mogłam jedyne rzucić tyle ile mogłam.- Można tak ująć, że moja część do zrobienia nie pozwala mu nad pełnią władzy do osiągnięcia.
-Co...- chciał jeszcze zapytać alfa ale Kanaa go szturchnęła nie pozwalając dokończyć pytania. Po czym sama się zapytała.
-Jaskier wie?
-Już miał przyjemność go poznać i trochę się dowiedzieć. Co do powodu... Najlepiej byłoby jak znacie maksymalnie tylko te strzępki i nie wracając do tego tematu.
-Jak wolisz- westchnęli. Wyjrzeliśmy na zewnątrz jaskini. Noc była coraz bliżej a naszych bohaterów jeszcze nie było na horyzoncie.
-Pewnie mają postój- podsunęłam pomysł.- Dobrze, to ja wracam do siebie, muszę przejrzeć dokumentacje. Do jutra.
-Do jutra. Powinni wrócić lada chwila, najpóźniej jutro rano.
Kiwnęłam głową i się rozeszliśmy. Wchodząc do jaskini Jaskra, gdzie tymczasowo się zameldowałam, skoro wkrótce mieliśmy zamieszkać w nowej jaskini bliżej granic obu sojuszniczych watah. Musiałam znaleźć kilka konkretnych papierów, sporadycznie oglądałam się za siebie ale ukochany basior jeszcze nie się nie pojawiał. Po dłuższym siedzeniu, osunęłam się z coraz bardziej śpiąca czytając znalezione notatki. Nie wiedząc kiedy przysnęłam.
Późno w nocy usłyszałam ciche kroki należące do Jaskra. Podszedł bliżej i delikatnie pogłaskał mnie po głowie układając się ostrożnie obok.
-Mmmjaskie...- wymamrotałam przez sen.
-Cii, już jestem. Śpij dalej, porozmawiamy rano- usłyszałam jego szept przy uchu. Mruknęłam zgodę i dalej bez otwierania powiek spałam.
< Skarbie? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz