Udałam głębokie namyślenie nad zaistniałą sytuacją. Jakby nie patrzeć, na już potrzebowaliśmy nowego sojuszu ale z drugiej strony na świeżo wyszliśmy po przeżyciach z naszym wrogiem. Westchnęłam.
-Dobrze, prosiłabym cię tylko o nie wyruszanie dziś, mógłbyś jutro?- Zapytałam z błaganiem w oczach. Chciałam nacieszyć się wspólnymi chwilami przed sporą próbą. Basior uśmiechnął się ciepło.
-Jak sobie kochana życzysz- wymruczał mi do ucha. Zadowoleni poszliśmy na spacer podczas którego odczuwałam niepokój na duszy. Chyba było to oczywiste, że martwiłam się o ukochanego, nie mniej niż o jego towarzysza. Po prostu naturalne odczucie przy misjach. Jaskier wyczuwał mój wolno gromadzący się lęk, bowiem praktycznie nie rozdzielaliśmy się na krok. Nie chciałam by negatywne emocje zakłócały nam wspólnie spędzany czas, oj nie.
Następnego dnia przedpołudniem poszliśmy do pary alfa by powiadomić ich o postanowieniu i planie Jaskra, zgodzili się niemal od razu, gdzie dla pewności zadali kilka pytań i życząc udanej wyprawy puścili nas. Chociaż zapewnił o wyruszeniu w samo południe, z niechęcią zamierzaliśmy to spełnić, liczył się teraz czas. Mundus wrócił się na tereny watahy na wieść, że ruszy do Cieni z Jaskrem. Tuż po otrzymaniu wytycznych, wzbił się w niebo i wolno zaczął lecieć ku potencjalnym sojusznikom. Odprowadziłam swojego partnera w okolicach granic, gdzie przystanęliśmy patrząc na siebie.
-Uważajcie wzajemnie na siebie, proszę.
-Nie martw się na zapas, Astelle. Raz dwa, wrócimy nim się obejrzysz. Cali i zdrowi ma się rozumieć- dodał widząc mój wzrok.
-Ja myślę. Jakby coś wam się stało...
-Ale nie stanie- przerwał mi łagodnie przytulając.
-Byłoby mi nawet szkoda sprawców tego- zakończyłam z groźnym błyskiem w oku na co on się roześmiał.
-Wcale bym im nie zazdrościł.
-Zróbmy tak- zaczęłam nagle z niewinnym tonem głosu.- Jeśli wrócicie szybko, z sojuszem oraz zdrowi... Przemyślę czy w najbliższym czasie nie dorobić się dzieci- uśmiechnęłam się do niego. Jego oczy teraz przypominały rozmiarami spodki. Zaraz obrócił łeb w kierunku odlatującego towarzysza i ryknął:
-Mundurek, czekaj na mnie!
Po tych słowach dosłownie znikł mi z oczu, z taką prędkością biegł. Roześmiałam się na to. Najwyraźniej dałam mu żelazny argument na szybkie załatwienie formalności.
< Jaskier? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz