Weszliśmy do jaskini. Lenek leżał na boku odprężony i zrelaksowany, a Murka wyraźnie znudzona tą bezczynnością siedziała i szorowała swymi pazurami po ziemi.
Usiadłam na ziemi, tak samo jak Oleander.
- Może wyjdziemy na spacer? - spytała wadera po chwili - Nie mam ochoty dłużej tutaj leżeć...
Lenek uchylił powieki i zerknął na nią, po czym powiedział :
- Jeżeli tak bardzo chcesz...
Powoli się podniósł i przeciągnął.
- Idziecie z nami? - Murka spytała mnie i Oleandra
- Pewnie - odpowiedziałam, po czym zwróciłam się męża - Idziesz?
- Oczywiście
Wyszliśmy z jaskini spokojnym tempem. Nie wiał wiatr, ani już nie padało, jednak mimo tego było dosyć zimno. Nasze ciepłe oddechy zamieniały się w mgliste obłoczki pary.
- Masz może pomysł gdzie się udamy? - spytałam Murkę
- Hmm... - wadera zamyśliła się - Właściwie to nie wiem. Po prostu się przejdźmy.
Tak więc szliśmy bez jakiegoś konkretnego celu, beztrosko rozmawiając o różnych przyziemnych sprawach.
Nagle rozległ się głośny huk. Zaskoczona rozejrzałam się w poszukiwaniu źródła dźwięku. Brzmiało to jak wystrzał z broni... Myśliwi? Zaraz po tym nastąpiło skomlenie. Oczyma wyobraźni widziałam już jak bezbronny wilk obrywa pociskiem. Drugi wystrzał. Skomlenie ustało. Kimkolwiek on był, jego życie dobiegło już końca...
Przerażona odwróciłam się mając zamiar czmychnąć stąd jak najdalej, lecz kątem oka zauważyłam, że Oleander zmierza w kierunku hałasu. Lenek i Murka wpatrywali się w niego ze zgrozą.
- Nie idź tam! - zawołałam do białego basiora - Zastrzelą ciebie!
- To mógł być ktoś z naszych... - zaczął niepewnie
< Oleander? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz