Z każdą chwilą słuchania wypowiedzi Mundusa byłam coraz bardziej przerażona. Nie da się leczyć tego wirusa? Dobre duchy, miejcie nas wszystkich w swojej opiece. Nie tego chcieliśmy dla naszych dzieci, które wczoraj powitaliśmy na świecie, nie mogły zachorować. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że one mogą...
-Chyba lepiej dla was, żeby trzymać się jak najdalej teraz od innych- stwierdził ptak spoglądając ku moim łapom z zainteresowaniem. Wyczułam to, o co chciała się zapytać. Kiwnęłam mu głową otwierając szerzej uścisk by pokazać nasze maleństwa.
-To Wrotycz a to Palette- powiedział z dumą Jaskier.
-Imię dla syna był z pewnością twoim pomysłem- dodał Mundurek spoglądając znacząco na przyjaciela.- Kwiecisty... Jaki ojciec taki syn. To jeszcze rozumiem ale skąd imię dla córki?
-To moja kwestia- odezwałam się rozbawiona by spojrzeć czuje na śpiące kuleczki.- Jak ją pierwszy raz zobaczyłam, skojarzyła mi się z paletą kolorów.
-Jak tak teraz mi wyjaśniłaś, już rozumiem i też tak się kojarzy... Możecie na mnie liczyć w kwestii opieki nad młodymi, wychowam następne pokolenie.
-Dobrze kojarzę, że to piąta generacja?- Zapytał się zamyślony Jaskier, pewnie analizował różne drzewa genealogiczne. Mundus potwierdził to.
-Tak, wasze dzieci zapoczątkowały następne pokolenie. Na obecną chwilę muszę was opuścić ale będę doglądał sporadycznie z informacjami o przebiegu choroby. Uważajcie na siebie- dodał niebieski i zaraz zniknął wychodząc z jaskini aby odlecieć.
< Iskierko? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz