Oleander spojrzał ze współczuciem na basiora.
- Lenku, czy... moglibyśmy jakoś ci pomóc? - spytał
- Nie trzeba - odpowiedział cicho - Cieszcie się swym szczęściem. Macie siebie, a ja... - westchnął - A ja nie mam nikogo.
- Nieprawda. Masz nas. - stwierdziłam posyłając basiorowi pokrzepiający uśmiech
Lenek się nie odezwał, lecz widać było, że te słowa podniosły go trochę na duchu. Spojrzał na nas z wdzięcznością i nieznacznie się uśmiechnął.
Las powoli zaczynał być coraz rzadszy i zaczęliśmy wychodzić na otwartą przestrzeń. Po chwili poczułam znajomą woń.
- Możecie iść teraz ciszej? - spytałam szeptem i ruchem pyska wskazałam przestrzeń przed sobą - Tam chyba są jakieś sarny, czuję ich zapach...
- Faktycznie - stwierdził po chwili Lenek - Również je czuję, muszą być gdzieś niedaleko...
Cicho podążaliśmy za zapachem. Woń zaczynała być coraz to mocniejsza, co oznaczało, że jesteśmy już blisko. Nagle idący z przodu Oleander zatrzymał się i schylił tuż przed wysoką i dosyć bujną roślinnością. Zrobiliśmy to samo, naśladując jego ruchy.
- Za tymi krzakami jest małe stadko saren - powiedział basior - Ja i Lenek zakradniemy się do nich od tyłu, a ty i Murka zapędzicie je do nas. Co wy na to?
Wszyscy się zgodzili, więc już po chwili obydwa basiory cicho opuściły te miejsce. Mundus natomiast to wszystko obserwował z góry. Po chwili do nas wrócił i powiedział :
- Oluś i Lenek są już gotowi...
Nie czekając już ani chwili więcej, wraz z Murką wyskoczyłyśmy z ukrycia i popędziłyśmy w stronę saren. Poczułam przypływ adrealiny. Zwierzęta zgodnie z planem pędziły wprost na ukrytych w zaroślach Lenka i Oleandra.
< Oleander? Będzie obiad! >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz