Po powrocie na tereny WSC od razu ogarnął mnie przyjemny nastrój pełen spokoju. Co prawda śpieszno mi było do domu, do żony, jednak każde spojrzenie na otaczający mnie znajomy, cichy las wydawał się być doskonałą zachętą do zwolnienia i delektowania się tą magiczną chwilą. Chociażby po to, żeby udowodnić sobie, że potrafię, no nie wiem, kontemplować.
Z Mundusem rozstaliśmy się w pobliżu granicy WWN-WSC, przez chwilę więc wyciszałem myśli, idąc samotnie przez gąszcz sosen. Na zewnątrz było zimno, jednak śnieg leżał tylko w postaci nielicznych, drobnych zasp.
Wkrótce dotarłem do naszej jaskini. W duchu poczułem radosne ciepło. Tam w środku jest pewnie Astelle, śpi. Już zaraz będzie w końcu tak, jak powinno być.
Jak najciszej wszedłem do jaskini. W środku rzeczywiście była tak długo wyczekiwana przeze mnie postać. Podszedłem bliżej, bowiem gdy zobaczyłem ją leżącą na ziemi, ogarnął mnie niewytłumaczony niepokój. Mimo wszystko, musiałem upewnić się, że wszystko jest w porządku. Pogłaskałem Astelle po głowie. Nie chciałem jej obudzić, tylko może upewnić się, że jest... no, że jest ze mną.
Gdy dotknąłem jej ciała, od razu poczułem się lepiej. Wilczyca ocknęła się. I chociaż nie planowałem przerywać jej pewnie spokojnego snu, muszę ze wstydem przyznać, że ucieszyłem się, że się zbudziła. Jej obecność po prostu dawała mi poczucie bezpieczeństwa.
- Mmm... Jaskie... - podniosła na mnie, chyba nie do końca świadomie, zaspane oczy.
- Ćśśś, już jestem - położyłem się obok niej, czując jej ciepło. Śpij dalej, porozmawiamy rano.
Chętnie przystała na tą propozycję. Znów zapanował spokój. Jak przed moim odejściem kilka dni temu. Westchnąłem. Jeszcze przez jakiś czas nie mogłem zasnąć, dopiero teraz zastanawiając się, co jutro powiem Oleandrowi. Potem owo wytchnienie przyszło samo.
< Astelle? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz